We wtorek 18. września posadę stracił w Niemczech szef Urzędu ds. Ochrony Konstytucji (czyli: kontrwywiadu), Hans-Georg Maaßen. Nie byłoby to wydarzenie, które mogłoby zajmować Polaków, gdyby nie jego szalenie interesujące okoliczności. Sprawa Maaßena pokazuje jak na dłoni głębokie patologie narzucanej przemocą poprawności politycznej przez lewicę.

Dymisji Maaßena domagały się wszystkie niemieckie ugrupowania lewicowe: socjaldemokracja (SPD), Zieloni oraz postkomunistyczna Lewica. Urzędnik naraził im się swoim oglądem kryzysu migracyjnego. Już od dawna Maaßen często wypowiadał się wbrew politycznej poprawności, mówiąc jasno o zagrożeniach związanych z terroryzmem i wysoką przestępczością. Tym razem wypowiedział się w sprawie Chemnitz.

W Chemnitz po morderstwie na 35-letnim Niemcu doszło do dużych protestów. Uczestniczyła w nich także tzw. skrajna prawica, to znaczy: neonaziści. Były to grupki, ale niemieckie media rozdmuchały problem tak, by odwrócić uwagę od imigrantów-morderców; cały kraj zajmował się więc faszyzmem w Chemnitz, a mordercami niemal nikt.

Kluczową rolę odegrał 19-sekundowy filmik, który do sieci wrzuciła osoba powiązana ze środowiskiem lewackiej ekstremy. Przedstawiał Niemca, który goni imigranta. Media zaczęły pisać, że w Chemnitz były ,,polowania'' na imigrantów oraz ,,pogromy''. Faszyści mieli krążyć po ulicach, wyszukiwać ciemnoskórych i ich bić.

Okazało się, że nic takiego nie miało miejsca. Premier Saksonii po otrzymaniu raportów policyjnych musiał przyznać, że to po prostu nieprawda.

Ale całe odium lewicy po tym, jak zawaliła się jej narracja, spadło na Maaßena. Szef kontrwywiadu powiedział mediom, że nie wierzy w wiarygodność 19-sekundowego filmiku. Dlaczego? Jak podkreślił, nie wiadomo nawet, kiedy go nagrano. Czy naprawdę były to protesty w Chemnitz? Według Maaßena nie sposób tego dowieść. Stąd media muszą zmienić retorykę.

Maaßen popełnił przy tym taktyczny błąd. Wcześniej już sama kanclerz Angela Merkel mówiła na wystąpieniu o pogromach. Tymczasem Maaßen, nie konsultując się z nią, powiedział zgodnie z prawdą, że to bzdury. Lewica oskarżyła go - przecież kłamliwie - o brak lojalności oraz sprzyjanie skrajnej prawicowej propagandzie (sic).

Rozpoczęły się długotrwałe negocjacje w rządzie. W mediach nie pisano przy tym niemal o niczym innym. O mordercach znowu nikt nie pamiętał (na chwilę przypomniano sobie, gdy imigranci zabili 2 tygodnie później kolejnego Niemca, tym razem w Köthen).

Ostatecznie Maaßen stracił posadę. Zdecydowała o tym sama Merkel. Został przeniesiony do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych kierowanego przez konserwatywnego polityka CSU, Horsta Seehofera; będzie tam wiceministrem. Lewica nadal to krytykuje, ale ostatecznie: dopięła swego. Usunięto niewygodnego urzędnika z kluczowej posady, przykryto sprawę imigranckich mordów.

I znowu wszystko może zostać po staremu!

Fronda.pl