Protasiewicz konsultuje się właśnie na ten temat z prawnikami. - Ta propozycja oznacza zamknięcie sprawy bez jakichkolwiek zarzutów, ale ponieważ procedura ta nie ma odpowiednika w polskim prawie, to wymaga konsultacji z prawnikami znającymi prawoniemieckie, co właśnie czynię - tłumaczy Gazecie Wrocławskiej Jacek Protasiewicz.

Chodzi o  zatrzymanie na lotnisku we Frankfurcie nad Menem, gdzie pijany Protasiewicz obrażał obsługę portu. Taką wersję wydarzeń podaje niemiecki Bild. Zainteresowany się z nią nie zgadza i oskarża tabloid o kłamstwo i manipulację. Utrzymuje, że nie był pijany, a jedynie wypił lampkę wina do posiłku podanego w samolocie.

- Niemiecki celnik na lotnisku powiedział do mnie "raus", zagotowałem się. Powiedziałem, że "ra- us" w kraju, w którym mieszkam, kojarzy się z takimi słowami jak "heil Hitler" czy "Haende hoch" - tłumaczył potem na zwołanej specjalnie dla wyjaśnienia tej sprawy konferencji prasowej. - Nie stawiałem oporu w żadnym momencie. Nie używałem rąk ani nóg. Tylko ust - przekonywał.

Protasiewicza nie bronił nawet Donald Tusk, który ocenił, że jego zachowanie "niezależnie od tego, jak bardzo niestosowne było zachowanie celników czy policjantów niemieckich, było także niestosowne". Z kolei Grzegorz Schetyna, stwierdził w Kontrwywiadzie RMF FM, że "Protasiewicz skompromitował Polskę, partię i siebie samego". - Politykom zawsze wolno mniej i chyba o tym zapomniał - przekonywał.

 

ed/Gazeta Wrocławska, Dziennik.pl