Brak komunikacji, czy celowe działania? Ostatnie braki w dostawie gazu wystraszyły Polaków i słusznie, bo nie wiadomo, co może się stać w zimę, gdy przy mocnych mrozach zabraknie energii w domach i przemyśle. Wicepremier Janusz Piechociński bagatelizuje problem i nie chce postawić się Rosjanom, podczas gdy oni kolejny już raz udowadniają, że mają najlepszy straszak w dłoni – gaz.

Zaangażowanie naszego kraju w pomoc Ukrainie może skłonić Gazprom do naciskania na nas przykręcając kurek. Nie byłoby tego problemu, gdyby oczywiście rząd zapewnił bezpieczeństwo energetyczne Polsce.

Tomasz Chmiel, ekspert Instytutu Sobieskiego podkreśla wyraźnie, że zgodnie z kontraktem z Gazpromem, PGNiG ma prawo domagać się takiej wielkości dostaw gazu, jakiej potrzebuje, a Gazprom ma obowiązek to zamówienie zrealizować, jeżeli nie przekracza to wielkości zapisanej w kontrakcie. Uważa on, że działanie Rosjan to nacisk na Polskę, by nie dostarczała gazu na Ukrainę:

– „Nikt nie powinien sprawdzać, czy ten gaz jest zużywany na własne potrzeby, czy jest eksportowany”. – I dodaje, że jest to zachowanie obliczone na realizację celów politycznych .

Ekspert z Instytutu Sobieskiego zwraca też uwagę właśnie na tę kwestię pod kątem europejskim:

– „Można sobie wyobrazić, że Gazprom nie przejmuje się regulacjami europejskimi w zakresie konkurencji, tylko nadal realizuje swoją politykę dziel i rządź, która zmierza do tego, aby mieć monopol na poszczególnych rynkach i z wykorzystaniem gazu realizować swoje cele polityczne”.

Piechociński jest politykiem, który nie jest skłonny do mocnych działań, więc niestety nie dziwi fakt zamiatania problemu pod dywan. A przy okazji wielkich marzeń (chyba już niedoszłych) Tuska o wielkiej unii energetycznej jako gwarancie bezpieczeństwa energetycznego krajów UE, nasza dyplomacja mogłaby się na bieżąco zająć tym problemem.

ak/defence24.pl