WPIS - Wiara, Patriotyzm i Sztuka 11/2015

Niech katolicki, katolicki znaczy!

Tygodnik katolicki (?) sieje zamęt w umysłach i niepokój w sercach

Czy za Kraków trzeba się modlić w sposób szczególny? Oj, tak! Miasto to bowiem dusi się nie tylko w smogu, ale także w oparach gorzały i piwska, w atmosferze burdeli i niespotykanej nigdzie indziej pod słońcem liczby punktów sprzedaży alkoholu: 2500 – mniej więcej jeden na trzystu mieszkańców, wliczając w to niemowlęta, dziatwę szkolną i starców. Jak ma się to do kilku księgarń i tyluż księgarenek… – jedna z nich przypada średnio na ok. 62 tys. osób zameldowanych w podwawelskim grodzie. (…) Nic dziwnego, że tutejszy metropolita kard. Stanisław Dziwisz rok temu wezwał do modlitw w intencji moralnej odnowy Krakowa.

„Popatrzmy na fakty – powiedział 18 listopada 2014 r. kardynał – w Krakowie aż roi się od nocnych klubów, w których cielesność, szczególnie kobiet, jest wykorzystywana w sposób wręcz profanacyjny. Co wieczór i co noc w obrębie samego centrum rozdawane są tysiące zaproszeń, a młodzi nieraz natarczywie nakłaniani są do skorzystania z tej oferty.

            Kraków, stolica Miłosierdzia Bożego i miasto tylu świętych coraz bardziej staje się symbolem wyuzdania. Nie możemy na to patrzeć biernie, podejmijmy wysiłek obrony tak wielkich wartości, jakimi są godność ludzkiego ciała, świętość małżeńskiej miłości, formacja młodych sumień”.

W ciekawy sposób odpowiada na wezwanie swego religijnego przywódcy pewien tygodnik, noszący w podtytule określenie „katolicki”. Ma on siedzibę od początku swego istnienia w centrum Krakowa. Od lat ponad dwudziestu „Tygodnik Powszechny”, o nim mowa, żeruje na swej dawnej dobrej sławie, wykorzystując ją jako listek figowy w przekazywaniu treści godzących w „godność ludzkiego ciała, świętość małżeńskiej miłości”. Pismo stało się de facto organem genderystów, zwolennikiem małżeństw homoseksualnych, nosicielem wszelakich lewackich nowinek. Jego specjalnością w ostatnich czasach jest frontalne atakowanie polskiego Episkopatu. Cały czas pod szyldem katolickości. Tak właśnie sieje się zamęt w umysłach i niepokój w sercach wiernych.

Wzmaga ten zamęt i niepokój fakt, że na jego łamach regularnie publikuje jeden z członków Episkopatu, krakowski biskup pomocniczy Grzegorz Ryś – z tego co się orientuję, czyni to na własną rękę, bez aprobaty swego przełożonego, a nawet wbrew niemu. Tygodnik bowiem od dawna nie ma ani charakteru kurialnego, ani asystenta kościelnego, choćby w osobie najskromniejszego księdza. A to zawsze było warunkiem sine qua non używania w nazwie lub podtytule określenia „katolicki”. I Kościół zawsze tę prawidłowość nadzorował oraz egzekwował. Teraz tego zaniechano.

Jeżeli ktoś „uczony” tłumaczy metropolicie krakowskiemu, a pewnie i innym hierarchom, że przecież mamy w naszym kraju od ćwierćwiecza wolność słowa, to używa bardzo fałszywej argumentacji i, podejrzewam, błądzi w sposób zamierzony. Wolność słowa w wypowiedzi publicznej nie ma nic wspólnego ze stosowanym przez Tygodnik matactwem i sianiem zgorszenia, bo tak trzeba nazwać podstępne udawanie, imitowanie pisma katolickiego, a zarazem ustawiczne propagowanie treści sprzecznych z nauczaniem Kościoła. Oczywiście czyni się to zawsze w imię jego dobra i ulepszania; wszak Doktorzy Kościoła z Wiślnej 12 osiągnęli taki stopień wiedzy tajemnej, że prostaczki ze Skweru Kard. Wyszyńskiego w Warszawie (Episkopat) powinni tylko ich grzecznie słuchać i stosować się do ich zaleceń. A jeśli tego nie robią, to są ciemnogrodem, średniowieczem, zaściankiem.

Jeden z tych Doktorów ostatnio uznał nawet, że przez niego przemawia sam Pan Bóg. Jak uznał, tak napisał. Stając dzielnie w obronie degenerata, ks. Charamsy, wyrzuconego właśnie z hukiem z Watykanu, ks. Adam Boniecki, bo o nim mowa, przytoczył 5 tygodni temu na łamach „TP” fragment z bardzo popularnego dzieła Tomasza à Kempis „O naśladowaniu Chrystusa”: „Nie pytaj, kto powiedział, ale patrz, co powiedział. (…) nie zważając na to, czy podobają nam się ludzie, przez których On mówi”. Kontekstem tego cytatu jest przede wszystkim artykuł ks. Bonieckiego i wyraźna sugestia, że nawet jeżeli nie podoba nam się sam autor, nie ma to żadnego znaczenia, bowiem przez niego „On mówi”. Doktor z Wiślnej, wielki sympatyk m.in. Nergala, ma tu na myśli również ks. Charamsę, którego niebywale napastliwy w stosunku do ks. dr. hab. Dariusza Oko, naładowany złymi emocjami, stronniczy i obszerny artykuł w obronie wolności uprawiania miłości homoseksualnej oraz wszelkiej maści genderystów, redaktor zamieszcza w tym samym numerze „TP”. Na szczęście parę dni później wyszła na jaw cała prawda o aktywnym homoseksualiście zadekowanym w Kongregacji Nauki Wiary, stając się przestrogą i dla Watykanu, i dla Kościoła w wielu krajach. (…) A dyskusja uderzająca w ks. prof. Dariusza Oko toczy się na łamach „katolickiego” tygodnika w najlepsze.

Obok wypowiadają się na temat katolickości „TP” poważne autorytety z różnych dziedzin. Nie poświęcalibyśmy temu czasopismu i jego metodom miejsca, gdyby nie to, że bez przerwy spotykamy się już nie z prośbami ze strony naszych Czytelników, ale wręcz z żądaniami interwencji oraz wyjaśnienia, jak sprawa wygląda naprawdę.

Oficjalne czynniki kościelne nie wydają zakazu używania podtytułu „katolicki”, nie protestują (choć po cichu owszem), nie wyjaśniają szerokiemu ogółowi w czym rzecz. Z uwagi na dawne zasługi, wszyscy udają, że nic się nie dzieje. A dzieje się. Dzieje się dlatego, że „TP” prezentowany jest przez całkowicie lewacki, zgenderyzowany mainstream jako autorytet katolicki i namiętnie cytowany w wysokonakładowych gazetach oraz w telewizjach – z sugestią, że jest to prawdziwy głos katolików, a inni, nieliczni, są po prostu prostakami i katolickimi fundamentalistami. Ten niskonakładowy tygodnik istnieje właśnie tylko po to, by niektórzy mogli go cytować, używać jako narzędzie w walce o dalszą ateizację życia w Polsce. Tylko dlatego też jest systematycznie finansowany. Przykro jest tak krytycznie pisać o księdzu redaktorze, jeszcze bardziej o biskupie, ale ktoś w sprawie „katolickiego” tygodnika musi w końcu powiedzieć: król jest nagi!

Leszek Sosnowski

Opinie:

 

Prof. Andrzej Nowak

Wybitny historyk i pisarz

„Tygodnik Powszechny” był dla mnie wzorem formy wysokiej kultury w czasach, kiedy zagrażała jej dyktatura ciemniaków. (…) Kiedy teraz docierają do mnie echa publikacji „Tygodnika Powszechnego” – czasem, kiedy przechodzę pod Dworcem Głównym spiesząc na pociąg do Warszawy, wciskają mi go za darmo jacyś roznosiciele – patrzę na jego ostatnią stronę i widzę tam ludzi, którzy nienawidzą Kościoła, nienawidzą Polski. Oni stanowią dzisiaj kościec tego „Tygodnika”. Nikt z nas żyjących tu, na Ziemi, nie jest aniołem i każdy powinien najpierw sam spojrzeć w lustro. Ale myślę, że kwestia praktyk religijnych nie jest bez znaczenia w piśmie, które tytułuje się katolickim. Znam część osób tworzących dzisiaj „Tygodnik Powszechny”, każdy z nas pozostaje w kręgu tajemnicy swojego sumienia, ale wydaje mi się, że część z tych osób wręcz manifestacyjnie odcina się nie tylko od wszelkich praktyk związanych z naszą religią, ale od religii jako takiej, traktuje religię jako największe zagrożenie dla kultury, dla wolności, dla człowieczeństwa.

Myślę, że „Tygodnik Powszechny” w ciągu ostatnich kilkunastu lat, które upłynęły od słynnego, dramatycznego, pełnego bólu listu Papieża, który był wyrazem opuszczenia przez to pismo swego przyjaciela i samego Kościoła, z pełnym przekonaniem mogę powiedzieć – odgrywa on straszliwą rolę – tak, takiego słowa użyję – straszliwą rolę w sianiu zamętu w polskich umysłach. W umysłach, które szukają drogowskazu w XXI w. W polskich umysłach, które formowała tradycja niegdysiejszego znakomitego, potrzebnego pisma, a które z szacunku dla tamtej tradycji wciąż podążają za tą fałszywą dziś latarnią. (…)

 

 

Ks. prof. Waldemar Chrostowski

Jeden z najwybitniejszych teologów świata, biblista, pisarz 

 „Tygodnik Powszechny” jest integralną częścią układu polityczno-medialno-kościelnego, który okrzepł i umocnił się po 1989 roku. Współtworzy go wraz z „Gazetą Wyborczą”, a także „Znakiem” i „Więzią”, zaś spoiwem są powiązania rodzinne, towarzyskie, kulturalne i ekonomiczne. Specyfiką „TP” jest to, że od kilkunastu lat bywa postrzegany jako weekendowe wydanie „Gazety Wyborczej”, nagłaśniając te same tematy i wątki. Ponieważ treści dotyczące Kościoła zamieszczane w „GW” i „TP” w gruncie rzeczy się pokrywają, konsekwentnie należałoby wybrać jedną z dwóch opcji: albo „TP” powinien zrezygnować z określenia „katolicki” umieszczanego w podtytule, albo „GW” powinna otrzymać i utrzymać, tak jak „TP”, określenie „katolicka”. Skoro drugie wyjście nikomu nie przyszło do głowy, warto się zastanowić, dlaczego „TP” obstaje przy pierwszym.

 

 

Adam Bujak

Wybitny artysta, fotograf papieski, autor 130 książek

(…) Jeszcze przed transformacją Polski dostrzegłem, że już nie jest mi z tym środowiskiem po drodze, zupełnie już tam siebie nie widziałem. Razem ze mną odeszło wielu innych, którzy zrozumieli, że to środowisko nie idzie w stronę Pana Boga, ani w stronę wspaniałej, kulturalnej, wielkiej Polski i tradycji, tylko w stronę propagowania lewactwa, staje się coraz odleglejsze od Kościoła. Dramat Tygodnika Powszechnego nie nastąpił dopiero po 1989 r. Odchodzenie od Kościoła zaczęło się znacznie wcześniej. (…)  Dlaczego pismo to, które nazywa się „katolickim” nie reaguje, gdy obrzydliwe, obrazoburcze spektakle wystawiane są na krakowskim Rynku i w krakowskich teatrach, z którymi sąsiaduje? Nie widzi tego?

To pismo obraża miliony katolików w całej Polsce, zapomniało o Piśmie Świętym, epatuje nienawiścią do dobra, do Kościoła. Dlaczego ma do tej pory podtytuł „katolicki”?

 

 

Attila Leszek Jamrozik

Artysta, b. prezes Związku Polskich Artystów Plastyków

Po tak zwanej transformacji ustrojowej w 1989 r., nastąpiła widoczna zmiana charakteru działalności i stylu „Tygodnika”. Z pisma  katolicko-społecznego dryfował w kierunku lewicowo-liberalnym. Wielu czytelników zostało więc stopniowo oswojonych z aprobowaniem treści, które pod bliskimi im tytułami zawierały inne treści – „bardziej postępowe”, a nie katolickie. Zjawisko to nazwane zostało przez prof. Ryszarda Legutkę imitacją.

(…)  Udział niektórych księży w jego redagowaniu, publikowaniu na jego łamach oraz w akcjach publicystyczno-propagandowych, jest powodem dezorientacji czytelników. Publikacje te mają zupełnie inne znaczenie, są pretekstem do powoływania się na nie przez wielkonakładowe dzienniki i telewizje jako na głos środowisk katolickich, siejąc tym samym zamęt i zamieszanie. (…)

 

Prof. Janusz Kawecki

Nauczyciel akademicki, publicysta, przewodniczący Zespołu Wspierania Radia Maryja

Często korzystam z instrukcji duszpasterskiej Aetatis novae, w której znajduję zadania stawiane katolickim środkom społecznego komunikowania. I chociaż tę instrukcję Papieska Rada ds. Środków Społecznego Przekazu opracowała w 1992 r., to zapisy tam podane nie straciły na aktualności. (…)  Odbiorca opracowań wydawcy i dziennikarza katolickiego oczekuje, że te opracowania będą wiarygodne i zgodne z nauczaniem Kościoła, będą nieczułe na sensację i nie będą manipulować odbiorcą. W publikacjach wydawnictw określanych jako katolickie odbiorca oczekuje dociekliwości i wnikliwości w stawianiu pytań, ale również uczciwości w poszukiwaniu na nie odpowiedzi. Jeśli przykładam te i inne – w szczegółach rozpisane – kryteria do wielu publikacji „Tygodnika Powszechnego”, to zauważam rozbieżność między moimi  oczekiwaniami jako odbiorcy a tym, co odnajduję na łamach tego tygodnika. 

 

Dr Mirosław Boruta

Socjolog, wykładowca akademicki, działacz społeczny

(…)  Po zmianach, które spowodowały odejście gazety od nauczania Kościoła właściwie we wszystkich jego aspektach, po zmianach w składzie autorów i obliczu prezentowanych poglądów „Tygodnik Powszechny” uległ takiej przemianie, że już tylko tytuł nawiązuje do tamtych lat, zawartość przeciwnie. Trzeba o tym dużo pisać i dużo mówić.

Tak zwany „katolicyzm otwarty”  - aż korci, by za Lecem dodać „otwarty na przestrzał” - jest dla Kościoła pocałunkiem śmierci, a poglądy reprezentowane na łamach lewackiego pisma, są po prostu dla katolicyzmu i polskości szkodliwe. Dlatego też proponuję zmianę tytułu, prawdziwą w treści, na „Tygodnik Lewacki”.

 

Halina Łabonarska

Wybitna aktora, działaczka katolicka 

Od dłuższego czasu docierają do nas, katolików, niezwykle bulwersujące „wiadomości”, którymi karmi nas „Tygodnik Powszechny”. To nie jest normalne, że nikt z hierarchów nie zareagował do tej pory w sposób jednoznaczny, by przeciąć tę pozorną więź, jaką ma ta gazeta z Kościołem katolickim.

To niezdrowa sytuacja, kiedy pokutuje pojęcie, że to pismo jest opiniotwórcze dla określonej opcji światopoglądowej – jednym słowem dla nas, katolików – a jego autorzy to autorytety. Nic bardziej mylnego. I jeśli coś może odciągać wiernych od Kościoła i czynić zamęt w umysłach – to właśnie czytanie „Tygodnika Powszechnego”. (…)

 

Tekst ukazał się w aktualnym numerze miesięcznika „WPIS – Wiara, Patriotyzm i Sztuka” (nr 11/2015).