Siostra Maria Cecylia Roszak, dominikanka z klasztoru na Gródku zmarła w piątek w Krakowie. 25 marca tego roku siostra zakonna obchodziła 110. urodziny. Była drugą najstarszą zakonnicą na świecie (po  114-letniej s. André). Kilka lat temu powiedziała współsiostrom: życie jest piękne, ale krótkie.

Siostra Cecylia pochodziła z Wielkopolski, gdzie ukończyła Państwową Szkołę Handlową i Przemysłową Żeńską w Poznaniu. W 1929 r. wstąpiła do klasztoru dominikanek na Gródku w Krakowie. W 1934 r. złożyła śluby wieczyste. 

W 1938 r. z grupą mniszek udała się do Wilna, gdzie dominikanki chciały założyć nowy klasztor w Kolonii Wileńskiej. Siostry mieszkały w drewnianym domu z niewielką kaplicą. Podczas niemieckiej okupacji zakonnice pomagały okolicznej ludności. Ukrywały m.in. kilkunastoosobową grupę Żydów. Wśród ukrywanych byli m.in.: Aba Kowner, Arie Wilner, Chaja Grosman, Edek Boraks, Chuma Godot i Izrael Nagel, późniejsi działacze ruchu oporu w getcie wileńskim i warszawskim. W 1943 r. Niemcy aresztowali przełożoną, natomiast klasztor zamknęli. W roku 1944 s. Cecylia została przeoryszą. Po wojnie wraz z dwiema siostrami przyjechała do Krakowa w ramach repatriacji. Dominikanki, wyrzucone podczas wojny z macierzystego klasztoru, przebywały wówczas u klarysek. 

W 1946 r. s. Cecylia została przełożoną, a rok później siostry wróciły do klasztoru na Gródku. Zakonnica kilkakrotnie była wybierana na subprzeoryszę lub przełożoną, była również furtianką, organistką i kantorką. 

Przed dziewięcioma laty 101-letnia wówczas matka Cecylia została uhonorowana przez Instytut Yad Vashem z Jerozolimy tytułem Sprawiedliwego Wśród Narodów Świata.

Mniszka pod koniec życia nie opuszczała już łóżka. Po operacji biodra i kolan, kilka lat temu, uczestniczyła jeszcze we wspólnych modlitwach. Dopóki mogła, odwiedzała chore współsiostry, poruszając się przy pomocy chodzika. Nie rozstawała się z różańcem, modląc się w intencjach napływających do klasztoru od różnych osób. 

Mimo tak zaawansowanego wieku, matka Cecylia imponowała żywotnością, młodością ducha, a jej znakiem rozpoznawczym było poczucie humoru. Żartowała z siostrami: "Ja was wszystkie pochowam!". Gdy jeszcze mogła chodzić, mówiła: "Ja jeszcze nie umrę, bo nic mnie nie boli". Do końca była zainteresowana sprawami bieżącymi, życiem Kościoła i świata.

Wieczny odpoczynek racz jej dać Panie

yenn/Gosc.pl, Fronda.pl