Nie tylko córka architekta stanu wojennego, Monika Jaruzelska (co oczywiście zrozumiałe) cieszy się z prezydenckiego weta wobec ustawy degradacyjnej. 

Głos w tej sprawie zabrał również były premier, Leszek Miller. W sumie reakcja byłego przewodniczącego Sojuszu Lewicy Demokratycznej, czyli partii "z tradycjami" (wiadomo, jakimi), również nie zaskakuje:

"Byłem przekonany, że prezydent podpisze ustawę degradacyjną. Tymczasem sprawił miłą, wielkanocną niespodziankę"-ocenił Miller, który ustawę degradacyjną uważa za "karygodną". Prezydent ma odesłać ją do dalszych prac Sejmu. 

"Myślę, że dla ministra Błaszczaka czy byłego ministra Macierewicza, to nie są przyjemne decyzje, ale sądzę, że prezydent wziął także pod uwagę wyniki badania opinii publicznej, gdzie zdecydowana większość Polaków nie życzy sobie, aby mścić się zwłaszcza na zmarłych"-tłumaczył były lider SLD w rozmowie z TVN24. Przy okazji Leszek Miller zaatakował Prawo i Sprawiedliwość, przekonując, że gdyby politycy tej partii byli "tacy odważni", to mogli próbować wprowadzić tę ustawę za życia gen. Wojciecha Jaruzelskiego, który wówczas "mógł się bronić". 

"To, że tego nie zrobiono, pokazuje, że to działanie hien cmentarnych. Cieszę się, że jakaś refleksja w obozie władzy ma miejsce"- stwierdził polityk. W ocenie byłego premiera, prezydent Andrzej Duda zyska na tej decyzji, ponieważ w ten sposób pokazuje swoją samodzielność. Jest jednak coś jeszcze:

"Po drugie, wychodzi naprzeciw większej części opinii publicznej, która nie chce żadnych degradacji. No i naraża się trochę części twardego elektoratu PiS"-tłumaczył Miller. 

A może lepiej byłoby walczyć właśnie o ten "twardy elektorat", niż poklask Millera i Jaruzelskiej? Jest jednak druga strona "medalu"- swoją decyzją Duda być może chce pokazać, że rzeczywiście jest "prezydentem wszystkich Polaków".

ajk/TVN24, Fronda.pl