Przykro patrzeć jak publicyści „Tygodnika Powszechnego”, który powinien usunąć już dawno ze swojej nazwy „ katolicki”, bądź zmienić go na np. nie-katolicki, bądź anty-ortodoksyjny, czy coś takiego, płaczą nad listą uczestników Synodu o Rodzinie, jaki rozpocznie się w październiku w Watykanie. Zwłaszcza nad konserwatywną, katolicką grupą z Polski.

Już wiemy kto będzie uczestniczył w Synodzie z naszego polskiego podwórka. Są to: abp Stanisław Gądecki, który ostro reagował i komentował na antykatolickie głosy jakie pojawiały się ze strony laickich hierarchów, abp Henryk Hoser, rzeszowski bp Jan Wątroba  oraz państwo Jadwiga i Jacek Pulikowscy, znani jako doradcy małżeńscy, krzewiciele ortodoksji katolickiej – po prostu normalne małżeństwo, bez dziwacznych pomysłów. Pani Zuzanna Radzik z „TP” nazwała ową polską grupę uczestników jak „hamulcowi znad Wisły”. Tak, tak. Dlaczego? Warto zacytować w tym miejscu obszerny fragment artykułu Pani Radzik, który odpowie nam na owe pytanie:

„Wśród nominowanych audytorów znajdzie się małżeństwo z Poznania. Jadwiga i Jacek Pulikowscy, rodzice trójki dzieci, od lat zajmują się doradzaniem małżeństwom. Bardziej aktywny wydaje się w tej dziedzinie pan Pulikowski – autor licznych książek o męskości, kobiecości, małżeństwie i rodzinie (na swojej stronie prezentuje 23 publikacje) oraz konferencji prezentowanych na YouTube i dostępnych na CD i DVD (5 wydawnictw). Książki i wykłady w dość przewidywalny sposób promują konserwatywnie katolicką wizję budowania relacji i ról płciowych, co jakiś czas zaskakując zabawnym lub – co gorsza – niepokojącym stwierdzeniem. Np. że feministki odpowiedzialne są za kryzys ojcostwa.

W polskim pejzażu katolickiego poradnictwa rodzinnego jest to raczej główny nurt. A więc w opisach książek pana Pulikowskiego na jego stronie internetowej czytamy np.: „Istotna dla kobiet jest sfera uczuć. Kto chce wejść w głęboką relację ze swoją żoną, narzeczoną i dobrze ją poznać, powinien próbować zrozumieć, że światem kobiety jest rzeczywistość jej serca”. Gdzie indziej: „Gotowość do największych, bezgranicznych poświęceń to cecha dobrej matki”, zatem „biedne są te kobiety, które radość macierzyństwa sprzedają za srebrniki sukcesów w świecie”. Jest też apel do kobiet, „aby czarem swej kobiecości, wyczuciem dobra i piękna pomagały mężczyznom odzyskać lub utrzymać ich męską godność”. Podobnie w opisie książki Jadwigi Pulikowskiej pt. „O kobiecości”: „Być kobietą – czytamy – to radość nieporównywalnie większa niż być dyrektorem, robić karierę, być bizneswoman...”.

Oczywiście Pani Zuzanna najbardziej cierpi z tego powodu, że – pomimo iż na synodzie wśród audytorów znajdzie się 40 kobiet na 51 przedstawicieli, to jednak nie mają one prawa głosu. Jedynie głos ma 279 duchownych. I to panią Zuzannę boli, gdyż „znów o nas rozmawia się prawie bez nas. A o rodzinie – w gronie, w którym przeważają celibatariusze”. Dziwne byłoby gdyby synod pozwolił głosować kobietom czy mężczyznom nie będących osobami duchownymi. Wtedy nie byłby to Kościół katolicki. Tak samo dziwne byłoby gdyby kobiety zostały księżmi. Widać jednoznacznie, że dla wielu środowisk mieniących się katolickimi, Kościół tradycyjny, czyli niezmienny od początku jego założenia, jest już nie do zniesienia. Szukają co by tu zmienić, wyrzucić, dodać etc. Dlatego ataki – bo tak trzeba nazwać wszelkie komentarze typu „hamulcowi” odnoszące się do osób czy to duchownych czy świeckich, którzy bronią tradycyjnej rodziny, bronią czystości wiary, trzeba uważać za zły objaw.

Prośmy Ducha Świętego o opiekę nad Synodem o Rodzinie, jak również by dał światło tym, którym doskwiera ortodoksja.

Sebastian Moryń