Okładki kolorowych gazet, wywiady dla dużych stacji, wystawne bankiety, program w publicznej telewizji, zrozumienie ze strony niezawisłego sądu, który uznaje podarcie Biblii za wyraz artystycznej „ekspresji”… Można powiedzieć, że Darski to gość w czepku rodzony. Mało który przedstawiciel ciężkiego grania spod znaku pentagramu, staje się powszechnie rozpoznawalną personą, poklepywaną zewsząd po plecach. Owszem, Behemoth, któremu lideruje Nergal od lat jest zespołem pierwszego formatu, ale przez dłuższy okres czasu doskonale znaną tylko słuchaczom metalu, a nie szarej emerytce, umilającej sobie czas, czytaniem gazetek spod znaku „Życia na gorąco”, itp. Co innego, gdy sypia się z plastikową gwiazdką, której drogę do kariery otworzył nagi biust. A, że Darskiego otaczają obrotni ludzie, nawet ciężkie chwile (jak choroba) zostały przekute w element promocji artysty.

 

Ciekawe tylko, czy osoby, którym tak spodobało się lansowanie mistrza antychrześcijańskiej „artystycznej ekspresji” wiedzą o jego powiązaniach muzycznych oraz towarzyskich, i czy w tym przypadku również będą usprawiedliwiać Nergala tą samą „artystyczną ekspresją”?

 

Nergal-Holocausto i jego kolega

 

Holocausto, bo tak brzmiała pierwsza ksywa Nergala, od lat zdradzał swoje fascynacje pogańską stylistyką i chociaż Behemoth zaliczano do szeroko rozumianego gatunku black metalu (dziś raczej death metal), to ocieranie się o pagan metal było ewidentne. Jak wiadomo od tego nurtu już niedaleko do NSBM czyli Narodowo-Socjalistycznego Black Metalu, który oprócz apologii pogańskich wierzeń, charakteryzuje się wysławianiem „aryjskiej rasy”, „czystości krwi”, antysemityzmu itp. debilizmów. Niekiedy zespół Darskiego był nawet zaliczany do tego podgatunku, chociaż sami muzycy w swoich notkach biograficznych z uporem maniaka odcinają się od tego typu klasyfikacji. Wątek w notce można wymazać, nie można natomiast ukryć, że przy nagrywaniu jednej z pierwszych płyt Behemotha brał udział  Robert Fudali (pseudonim „Rob Darken”) – czołowa postać polskiej sceny… NSBM i lider grupy Graveland – zespołu, który znajduje się na liście Ligi Przeciwko Zniesławieniu, wymieniającej zespoły wykonujące "muzykę nienawiści"! Trzy lata temu cztery albumy grupy Fudaliego  zostały uznane jako szkodliwe przez niemiecki Federalny Wydział ds. Mediów Szkodliwych dla Małoletnich.

 

Fudali, jako muzyk sesyjny, przyczynił się w 1993 r. do powstania materiału „The Return of the Northern Moon” – drugiego w karierze dema zespołu Behemoth. Oprócz niego w nagrywaniu wziął udział Adam „Baal” Muraszko i kto? Tak, tak – właśnie Adam „Nergal” Darski.

 

/
Oczywiście można wszystko zrzucać na grzechy młodości, względy czysto muzyczne, itp. Dziwne, że podobnych problemów nie miał Robert Smith, lider legendarnej grupy The Cure (bynajmniej nie metalowej), który znał się z Ianem Stuartem Donaldsonem – wokalistą grupy Skrewdriver. Gdy zauważył, że Ian Stuart – do dziś idol brytyjskich skinów – ma zboczenie ideowe w postaci neonazizmu, odciął się od niego. Tak wyraźnego odcięcia się Nergala od Roba Darkena nie było. Co więcej, obaj panowie utrzymują życzliwe, przyjacielskie kontakty o czym - na nieszczęście swojego kolegi – poinformował na swoim koncie na portalu społecznościowym sam Fudali, zamieszczając zdjęcie dokumentujące wizytę Darskiego w jego domu  (zdjęcie numer 1 – przyp. red.). Na tym nie koniec. Jak wieść gminna niesie, Fudali wniósł swój wkład do powstającej biografii zespołu Behemoth, a starzy znajomi podobno przymierzają się do pracy nad nowym projektem  „The Temple Of The Infernal Fire'', który sam Rob Darken określił mianem swojej reaktywacji. Niektórzy, obserwując obecne „salonowe” towarzystwo Darskiego, zaczęli żartować, że to chyba prima-aprillisowy wygłup.  „Dziś po 20 latach wreszcie zbiorą żniwo w postaci milionowych sprzedaży albumu. Bo kto tego nie kupi? Woodstokowa "narkotyczna młodzież" a z drugiej mańki skrajni narodowcy, amerykańscy fani Behemoth, widzowie serialu "West Wing", ba nawet fani Dody. Czy to nie jest genialne?” – śmieje się użytkownik forum dla słuchaczy cięższego grania.

 

Żarty  żartami, ale coś w nich jest. Zwłaszcza jeżeli weźmiemy pod uwagę dokonania muzyczne Roberta Fudaliego z ostatnich lat…

 

 

Neonazista?

 

/
Fudali - czy jak kto woli – Rob Darken wraz ze swoją kapelą nagrał album z neonazistowskim zespołem Honor. Wydany w 2000 r. split „Raiders of Revenge” to dawka prymitywnego antychrześcijańskiego metalu, gdzie obok piosenek Graveland znalazły się utwory grupy Mariusza „Szczerego” Szczerskiego z którym Fudali równie ochoczo pozował do zdjęć, co z Nergalem (zdjęcie nr 2 – przyp. red.). Grupy, która w środowiskach neonazistowskich zasłynęła choćby takimi tekstami utworów:

 

Tak jak Adolf Hitler niszcz żydowski stan
Niech powróci siła, która będzie trwać!

Narodowy socjalizm
Jedna droga dla kraju
Narodowy socjalizm
Jedna droga dla kraju”

 

Czy chociażby:

 

„Rudolf Hess - ostatni płomień zgasł, 
Ofiara komunistycznych kłamstw!

Wiara dawała mu nadzieję, 
Że nadejdzie taki dzień,
W którym powróci stare prawo, 
Narodowy socjalizm odrodzi się!”

 

Podobne niebezpieczne treści w tekstach, zaprzyjaźnionej z kolegą Nergala, kapeli można mnożyć. Być może to właśnie od chorej, pełnej nienawiści liryki Honoru zaczęło się jednoczenie środowisk antychrześcijańskich metali i neonazistowskich skinheadów…

 

 

Metalowcy i naziole

 

- Dziś radę daje Behemoth – mówi mi 25-letni Paweł, jak sam o sobie mówi – satanista.  – A Honor? Co o nich sądzisz? – dociekam. – Szczery (Mariusz Szczerski – lider Honoru – przyp. red.), póki żył też dawał.  – A nazizm? Nie przeszkadza ci to w jego tekstach? – Nie. Przynajmniej widać w tym jakąś siłę. Siłę, której nie mają chrześcijanie.

 

Zaskakującą zgodność wykazuje mój inny rozmówca- 23-letni Przemek – skinhead. – Jak to jest między skinami a metalami dzisiaj? – pytam. – Inaczej niż kiedyś – mówi zagadkowo Przemek.  – To znaczy? – nie dają spokoju. – Kiedyś było pranie brudów, dzisiaj jest inaczej. Nikt już nie powie na metala „brud”. Często skinów i metali można spotkać na tych samych koncertach. – Od czego to się zaczęło? – nie daję spokoju. – To się zmieniało. Niektórzy mówią, że od Szczerego, który był nazi, a jednocześnie grał pogański metal. Dziś nawet niektórzy mówią, że od jego śmierci ruch narodowy jest ch***y - zbyt katolicki.

 

 

Artyście wolno więcej?

 

/
 

Jak widać granica między stylistyką pogańską a neonazizmem jest dosyć płynna. Tym bardziej, jeżeli weźmiemy pod uwagę powiązania personalne między wspomnianymi środowiskami i wspólne fascynacje. I nic w tym dziwnego, niszowe subkultury ewoluowały na przestrzeni lat, niejednokrotnie zmieniały swój charakter czy profil ideowy. Nic w tym dziwnego i nie ma sensu dogłębnie zajmować się wspomnianą tematyką. Pytanie tylko, co w takim towarzystwie robi bożyszcze (chyba złe słowo?) mediów Adam „Nergal” Darski? Co robi ulubieniec tych wszystkich poszukiwaczy prawdziwego i urojonego neofaszyzmu, wytykających każdemu jakąś brzydką przeszłość czy niewłaściwe powiązania (często wyrwane z jakiegokolwiek kontekstu)? Ano współpracuje z reprezentantem środowiska, którego neonazistowskie fascynacje są ewidentne. Środowiska dla którego – przepraszam co wrażliwszych czytelników – Jezus to „żydowski bękart”, religia katolicka to „hebrajska wiara”, która „dziś zginąć ma”, a przedstawiciele innych kultur czy ras to „podludzie”.

 

Ale czy doczekamy się jakiejś reakcji ze strony środowisk antyfaszystowskich, jak choćby Stowarzyszenie Nigdy Więcej? Czy p. Kornaka i spółki nie napawa niepokojem promowanie człowieka, którego kontakty towarzyskie i zawodowe mają nieco brunatny odcień? Faktycznie, znacznie łatwiej jest zrobić faszystę ze znanego pro-lifera Mariusza Dzierżawskiego, którego określenie „bojówki Owsiaka” miało według speców od „Brunatnej Księgi” znamiona nietolerancji, neofaszyzmu, rasizmu i Bóg jeden raczy wiedzieć czego jeszcze…

 

Słuchając pogłosek dotyczących dalszej współpracy między Darskim a Fudalim, można zastanowić się, czy następnym „wyrazem artystycznej ekspresji” nie będzie eksces o charakterze rasistowskim. Czy wówczas media równie łatwo usprawiedliwią wybryk swojego pieszczocha?

 

Cóż, podobno „artyście wolno więcej”.

 

Aleksander Majewski