Smutna informacja na początek jest taka, że niestety nie uda się odzyskać większości tego, co wyprzedała z narodowego majątku, często za bezcen, wbrew rachunkowi ekonomicznemu i zdrowemu rozsądkowi, koalicja pod wodzą Donalda Tuska i Ewy Kopacz. Obecny rząd, poza spółkami i podmiotami istotnymi z punktu widzenia interesów strategicznych czy dziedzictwa kulturowego, będzie musiał podjąć działania związane z odzyskaniem całych obszarów gospodarki oraz szeroko pojętej kultury, które w sposób lekkomyślny zostały wydane w ręce zachodniego kapitału. Eksperyment prywatyzacyjny, dzięki któremu polskie społeczeństwo miało się wzbogacić, materialnie i duchowo, nie przyniósł spodziewanych rezultatów. Dlatego tam, gdzie jest to jeszcze możliwe, procesy prywatyzacyjne i ekonomiczną rejteradę należy odwrócić.

Przykłady spektakularnych i bezsensownych z punktu widzenia skarbu państwa prywatyzacji, mających miejsce w podczas rządów koalicji PO-PSL, można wyliczać bez końca. Sprzedawali wszystko, jak leci, w całości lub po kawałku, pakiety mniejszościowe, większościowe, całe spółki i przedsiębiorstwa. Pod nóż poszły PGE, Bank PKO BP, PKP Cargo, BGŻ, KGHM, czy pod koniec, słynne prywatyzacje Ciech’u, Polskich Kolei Linowych czy strategicznej z punktu widzenia transportu kolejowego spółki, PKP Energetyka. Po przegranych wyborach prezydenckich, a tuż przed wyborami parlamentarnymi, też przegranymi przez PO, nikomu nie znany fundusz prywatny, kupuje od kontrolowanej przez skarb państwa Grupy PKP, jedną z bardziej kluczowych spółek w Polsce. Rządy koalicyjne Platformy i PSL’u były pod tym względem rekordzistami, prywatyzując przez 8 lat majątek za kwotę 58 miliardów złotych. Spieszyło im się bardzo.

Mechanizm, jaki mógł być wykorzystywany w procesach prywatyzacyjnym przez przedsiębiorczych polityków, możemy prześledzić na przykładzie spółki Polskie Nagrania, którą w styczniu 2015 r. amerykański koncern muzyczny kupił za nieco ponad 8 milionów złotych. W archiwach będącej własnością państwa od 1945 r. spółki znajdowało się blisko 40 tys. nagrań polskich artystów, począwszy od muzyki klasycznej, ludowej, jazzowej, rockowej i rozrywkowej, na bajkach i słuchowiskach kończąc. Utwory wraz z wszelkimi prawami do dalszego wykorzystania i dystrybucji, w wykonaniu Niemena, Grechuty, Santor, Pendereckiego, Lutosławskiego czy Kilara zostały sprzedane, średnio, po 200 zł za sztukę, czyli tyle ile kosztuje 4-5 płyt CD np. w Empiku.

Od 2013 roku spółka dysponująca przebogatym, wspaniałym archiwum, znajdowała się w stanie upadłości. Jak mówi dziś jeden z właścicieli wytwórni muzycznej: „Polskie Nagrania splajtowały, a przecież dysponując tak ogromnym katalogiem, śmiało mogły osiągać zyski, a przynajmniej nie przynosić strat.” Warto przy tym pamiętać, iż ministra sportu i turystyki Joanna Mucha, wsparła pojedynczy koncert w Warszawie artystki Madonny kwotą niemal 6 milionów złotych, czyli bliską tej, za która sprzedane zostały Polskie Nagrania.

Tak gospodarowali polskim majątkiem wybitni, liberalni politycy i ekonomiści. Być może na podobnych zasadach miał zostać sprywatyzowany narodowy przewoźnik LOT, który jeszcze za czasów poprzedniej koalicji przynosił straty na poziomie 300 milionów złotych, podczas gdy w roku 2016 wypracował 300-milionowy zysk. Czy były to błędy, czy też świadome przygotowania do kolejnej prywatyzacji? W 2013 r. na oficjalnej konferencji prasowej, ówczesny premier Donald Tusk powiedział, że „najwyższy czas zerwać z doktryną, że LOT to jest firma, którą należy ratować za wszelką cenę, niezależnie od realiów, tylko dlatego, że nazywa się LOT i że ma piękną tradycję.”

Dziś rząd PiS podejmuje działania reprywatyzacyjne, restrukturyzuje polskie przedsiębiorstwa, które nagle stają się rentowne, odbudowuje polski sektor bankowy, przejmując kolejne banki, odkupuje od prywatnych właścicieli dzieła sztuki, tak jak kolekcję Czartoryskich z „Damą z gronostajem”, czy negocjuje przejęcie na rzecz skarbu państwa kluczowych czy ważnych podmiotów, takich jak, m.in. Polskie Nagrania. Wszystkim cywilizowanym państwom na całym świecie się to opłaca, dlaczego więc nie miałoby się to opłacać nam?

Gdybyśmy zaczekali jeszcze kilka lat, liberalne rządy pod wodzą premier Kopacz i patronatem prezydenta Komorowskiego spieniężyłyby nie tylko LOT, kopalnie, resztki sektora energetycznego, bankowego czy ubezpieczeniowego. Sprzedaliby też zapewne technologię produkcji grafenu, którą dziś wykazują niezdrowe zainteresowanie nie tylko wschodnie służby specjalne ale zachodnie koncerny i przywódcy unijnych państw. Technologie oparte na krzemie właśnie dokonują żywota. Czas na grafen i wiedzą to zarówno firmy technologiczne jak i potężne banki inwestycyjne.

Trudno sobie wyobrazić, że dziś znajdą się wyrywni eksperci i publicyści, którzy będą nas przekonywać, że technologie produkcji grafenu, tak jak zrównoważony rynek mediów, nie są nam do niczego potrzebne. Obserwując jednak część z nich, którzy zaciekle bronią niemieckich interesów na rynku medialnym w Polsce, być może znajdą się również orędownicy szybkiej prywatyzacji technologii produkcji grafenu. Bo węgla mamy przecież pod dostatkiem.

Paweł Cybula