Największe bolączki totalnej opozycji w kwestii reform, wprowadzanych przez rząd „dobrej zmiany”, pokrywają się w większości z niepokojami unijnych oficjeli i są tożsame z troskami kanclerz Angeli Merkel. Nietrudno się domyślić, skąd unijni dyplomaci wiedzą, którymi sprawami w Polsce powinni się zainteresować- od tego jest przecież Donald Tusk i jego poplecznicy w kraju, systematycznie raportujący co trzeba i komu trzeba.

Ale skąd liderzy Platformy Obywatelskiej i PSL’u w kraju mają wiedzieć, co w sprawach lokalnych może być najbardziej istotne? Czytają niemieckojęzyczną prasę dla tubylców czy też mają przekaz wprost z ambasady na Jazów?

Najbardziej znienawidzone przez opozycję zmiany w Polsce, są tymi zmianami, które przynoszą największe korzyści polskiemu społeczeństwu, polskiej gospodarce i polskiej racji stanu. Trudno uwierzyć w to, że zajmujący do niedawna ministerialne fotele politycy, z furią atakują rząd Beaty Szydło, bo ten dzięki programowi 500+ wydobył z obszarów nędzy setki tysięcy rodzin, dzięki obniżeniu wieku emerytalnego uwolnił miejsca pracy dla młodszych, a poprzez reformę armii i zakupy sprzętu wojskowego w reanimowanych po ich rządach, polskich zakładach zbrojeniowych, podnosi z upadku nie tylko gospodarkę ale i możliwości obronne państwa. Uszczelnienie systemu podatkowego ukróciło nielegalne interesy krajowych i zagranicznych pseudobiznesmenów, przynosząc przy tym dziesiątki miliardów złotych do budżetu państwa. Gdyby w ten sposób rządziła przez 8 lat koalicja PO-PSL, nie brakowałoby pieniędzy ani na systemy socjalne, ani na budowę autostrad, drugiej czy trzeciej linii metra w Warszawie, żłobki, przedszkola i posterunki policji w każdym miasteczku i dzielnicy.

Wszyscy pamiętamy niedawną wizytę kanclerz Merkel w Polsce, kiedy to po instrukcje na tajną naradę do niemieckiej ambasady w Warszawie udali się liderzy partii opozycyjnych, do niedawna koalicjanci, w osobach przewodniczącego Schetyny, reprezentującego barwy Platformy Obywatelskiej i prezesa Kosiniaka-Kamysza, z zieloną koniczynką w klapie. To prawda, że Pani Merkel przyjechała do Polski z oficjalną wizytą, jednak zażyczyła sobie tajnej narady z reprezentantami opozycji w placówce eksterytorialnej, pod jurysdykcją niemiecką.

Cóż zatem mogłoby przeszkadzać Niemcom w programie 500+? A to właśnie, że kilkaset tysięcy polskich rodzin odzyskało godność, poczucie własnej wartości, oraz, co może mało górnolotne, jednak bardzo praktyczne, odzyskało płynność finansową. Dzięki temu mężowie, ojcowie, córki i synowie nie muszą jechać „za chlebem” do Niemiec, przez co bundesrynek stracił kilkaset tysięcy silnych, zdolnych, chętnych do uczciwej pracy za niewielkie pieniądze, polskich rąk. To nie może być w smak europejskiej cesarzowej. Inna sprawa, że tracą również parabanki i powiązani z nimi lokalni, finansowi hochsztaplerzy, zarabiający po kilkaset procent rocznie na lichwiarskich pożyczkach. Wynagrodzenia musiały podnieść Biedronki, Żabki, Tesca i Leroye Merliny.

A co mogą mieć Niemcy do uszczelnienia systemu podatkowego? A to, że ich firmy w Polsce muszą zacząć płacić uczciwie podatki. Nielegalny import towarów z za zachodniej granicy i gigantyczne przekręty na podatku VAT też uległy ukróceniu. A wojsko? Pozbycie się szkolonych w Moskwie generałów, stworzenie od podstaw Wojsk Obrony Terytorialnej, uniemożliwia wpływanie z zewnątrz na możliwości obronne naszego kraju, i pozbawia dodatkowych argumentów obce państwa.

Skuteczność wprowadzanych przez Prawo i Sprawiedliwość zmian może napawać niepokojem. Dlatego z taką furią totalna opozycja, wraz z finansowanymi przez rosyjskich i światowych oligarchów fundacjami, rzuciła się do obrony tak zwanych wolnych sądów. Usprawnienie wymiaru sprawiedliwości, do czego niezbędne są gruntowne zmiany w Sądzie Najwyższym i KRS, na wzór uszczelnienia systemu podatkowego i reorganizacji polskiej armii w ostatnich dwóch latach spowodowałoby, że polska administracja stałaby się skuteczna, stabilna, przewidywalna i wewnątrzsterowna, czyli taka, którą mogą zarządzać polskie władze. Na tak daleko idące zmiany nie mogą i nie chcą pozwolić ani Rosja, ani Niemcy ani Europejska Unia.

W interesie wschodnich i zachodnich sąsiadów, oraz europejskich elit, Polska powinna pozostać niewydolnym, chybotliwym, pozbawionym efektywnych narzędzi, nieskutecznie zarządzanym państwem, na którym, w razie potrzeby, można wymusić każde ustępstwa i korzystać z tutejszych zasobów do woli. Do tego celu potrzebne są lokalne, dyspozycyjne partie, gotowe sprzedać się każdemu, kto dobrze płaci i kto ma na ich liderów odpowiednie haki. W razie oporu krnąbrnej władzy, zawsze można doprowadzić do kontrolowanego kryzysu, szybko wymienić rząd i dalej bez trudu sprawować kuratelę nad najzasobniejszym i najbardziej potulnym barakiem w całym europejskim obozie.

Do tej pory tak właśnie było.

Paweł Cybula