Jednogłośnie organizatorzy Marszu Niepodległości potępili burdy jakie miały miejsce podczas Marszu Niepodległości 11 listopada w Warszawie. Wyrazili uznanie dla Straży Marszu i skrytykowali policję za to, że "ochrona obiektów oddalonych od trasy manifestacji nie należała do strażników ale była obowiązkiem policji".

Prezes Stowarzyszenia Marsz Niepodległości Witold Tumanowicz zapowiedział zaskarżenie decyzji o rozwiązaniu marszu do Sądu Administracyjnego. "Jego zdaniem była to decyzja bezprawna i niebezpieczna z punktu widzenia ochrony tłumu, który nie miał możliwości rozejścia się".

Organizatorzy Marszu wyrazili również ubolewanie z powodu incydentu, do którego doszło przed budynkiem ambasady rosyjskiej. "W oświadczeniu stwierdzono jednak, że w stosunkach polsko-rosyjskich jest wiele problemów istotniejszych niż spalona budka strażnicza. Według Witolda Tumanowicza poziom nagonki medialnej rozpętanej wokół tej sprawy jest zupełnie nieadekwatny do skali wydarzenia".

Tomasz Stasiak odpowiedzialny za Straż Marszu Niepodległości zapewnił, "że wbrew zarzutom straż nie przepuszczała chuliganów ale starała się ograniczyć ogniska zapalne między innymi separując ich od policji". I dodał, że na początku marszu w tłum manifestantów wmieszało się klika grup młodych ludzi zainteresowanych głównie bijatyką i rozróbą. "Grupy te dopuściły się serii bandyckich napaści na uczestników marszu, strażników i osoby postronne.
Stasiak ocenił liczbę tych osób na 200-300".

Robert Winnicki z Ruchu Narodowego opowiedział się przeciwko wszelkim zmianom prawa, które mogłyby w przyszłości ograniczyć wolność słowa i zgromadzeń. Jego zdaniem osoby ,które nie chcą podporządkować się organizatorom Marszu Niepodległości i Straży Marszu powinny po prostu zostać w domu. Krzysztof Bosak natomiast powiedział, że co do zasady uczestnicy Marszu Niepodległości nie powinni zasłaniać twarzy. Podkreślił przy tym, że istota sprawy nie tkwi w maskowaniu się, tylko w bezczelnym i awanturniczym zachowaniu marginalnej grupy ludzi.

sm/IAR