Narciarze z procentami

Policja podsumowała tegoroczny sezon narciarski w Małopolsce (głównie na Podhalu), chociaż nie dobiegł on jeszcze końca. Skończyły się już jednak szkolne ferie, podczas których panuje największy tłok na stokach.

Policyjne dane są bardzo smutne, głównie dlatego, że wzrasta liczba wypadków spowodowanych przez narciarzy będących pod wpływem alkoholu.

„Część osób zaczęło się zastanawiać, czy za taki stan rzeczy (po części) winy nie ponoszą liczne w podhalańskich ośrodkach narciarskich bary, które zlokalizowane są w środku tras narciarskich. Do takich miejsc nie można dotrzeć inaczej jak na dwóch lub jednej desce. Mimo to wódka, piwo czy grzaniec sprzedawane są tam legalnie. We wszystkich serwowany jest alkohol, choć nie można tam dojechać na niczym innym jak tylko nartach” - czytamy w „Gazecie Krakowskiej”.

Niedawno pisałem o tym, że funkcjonariusze z komisariatu w Bukowinie poszukują mężczyzny, który na stoku w Białce Tatrzańskiej wjechał w 6-letnie dziecko, złamał mu dwie nogi i uciekł. Istnieje prawdopodobieństwo, że był pijany. Na pewno pod wpływem alkoholu był natomiast mężczyzna, który w tym samym ośrodku potrącił 12-letnią dziewczynkę. Miał 1,6 promila alkoholu w wydychanym powietrzu. Został ukarany mandatem w wysokości 500 złotych i wyrzucony ze stoku.

Podobne historie zdarzały się niemal codziennie. W 400 interwencjach policji wiele dotyczyło właśnie pijanych narciarzy.

„- Liczba osób jeżdżąca na nartach po piwku czy drinku jest zastraszająca. W kolejce do wyciągu co chwilę można takich osobników wyczuć. A przecież to mega niebezpieczne. Osoba pod wpływem alkoholu nie ma dobrej koordynacji ruchowej i może nawet kogoś zabić. W tej sytuacji strasznie dziwne jest to, że na wielu stokach istnieją bary czy restauracje gdzie serwowany jest alkohol” - powiedział gazecie Dawid Oberecki z Miasteczka Śląskiego.

Narciarka Daria Szewska zwróciła uwagę, że lokale gastronomiczne na stokach reklamują się informacją, że sprzedają grzaniec i „herbatkę z prądem”

„- Każdy klient musi tu dojechać i odjechać z tego miejsca na nartach. Sprzedawanie w takich miejscach alkoholu to po prostu obłuda, jeśli naprawdę chcemy walczyć z pijanymi narciarzami” - oburzyła się na łamach „GK”.

Redakcja policzyła bary, które mieszczą się na trasach narciarskich w Białce, w Czarnej Górze, w Suchem, w Witowie i w Małym Cichym. Najwięcej - pięć - jest na białczańskiej Kotelnicy, gdzie taki lokal sąsiaduje niemal z każdym stokiem. Dziennikarze „Gazety Krakowskiej” zapytali wójta gminy Bukowina Tatrzańska Andrzeja Pietrzyka, czy nie jest dobrym pomysłem, by odebrać barom, do których dotrą tylko narciarze, koncesji na sprzedaż alkoholu.

„- To naprawdę dobre pytanie. Szczerze mówiąc nigdy wcześniej się nad tym nie zastanawiałem. Poruszę ten temat na jednej z najbliższych sesji rady gminy. Musimy też sprawdzić czy my mamy możliwość odbioru koncesji takim miejscom. Ustawa pozwala to robić, jeśli bar jest zbyt blisko szkoły, przedszkola czy kościoła. Ale czy są jakieś przepisy mówiące o barach na stokach?” - odpowiedział.

Podobnego zdania są wójtowie innych podhalańskich gmin. Wyrazili gotowość zastanowienia się, jak rozwiązać ten problem tak, żeby w przyszłych latach liczba wypadków spowodowanych przez pijanych narciarzy znacznie spadła.

Jerzy Bukowski