- Wołanie o likwidację gimnazjum jako elementu struktury szkolnictwa z daleka pachnie odwetem i dość dziwacznym pojmowaniem kształcenia. To prawda, że ten poziom ujawnił wiele patologii i „złego zachowania” młodzieży. Stał się posłańcem, który przyniósł złe informacje. Dlatego należy go ściąć? Powiadomił, ale nie wygenerował. Stał się sceną,  na której aktorzy odegrali wcześniej wkodowane w mózgi i emocje role. Wiadomości były i przerażające i porażające, ale prawdziwe. Pokazywały z czym musimy się zmierzyć i gdzie mieliśmy rękę gdyśmy się obudzili.

 

Jednocześnie gimnazja to rozstrzygający o przyszłym sukcesie szkolnym okres. To czas zwrotny, decydujący o losie przyszłych dorosłych. Mało tego! Odbudowa polskiej szkoły stanowiącej dziś cień naszych o niej marzeń, winna zacząć się od odbudowy gimnazjum. Jego istotnego wzmocnienia i nade wszystko powstrzymania ducha doraźności („i tak nas zlikwidują…”). Jeśli wyleczymy i wyprowadzimy na prostą gimnazjum-wyleczymy potem liceum. Nie jesteśmy, jak nauczyciele, do kochania, ale do roboty. Nie musimy być przytulankami, ale musimy być skuteczni. Inaczej, za parę lat dostaniemy jako emeryci talony na szczaw.

 

Nie czas na likwidację szkół (proces w toku), nie czas na likwidację systematycznego wykładu historii (przesądzone), nie czas na likwidację pełnej, stuprocentowej odpowiedzialności rodziców za swoje dzieci (jeszcze można). Nie czas na likwidację gimnazjum. Trzeba zacząć dawać, a nie podlizywać się tym, którzy myślą, że wyłączając telewizyjną relację z katastrofy powstrzymują katastrofę i czynią ją niebyłą. Nie czas na kolejne amputacje! Nie czas! - podkreśla Nalaskowski.

 

Not. Jarosław Wróblewski