"Pochodząca z Neston, w hrabstwie Wiltshire w Wielkiej Brytanii, Isabel Taylor przeszła w ostatnim czasie na buddyzm. Była zniesmaczona niesprawiedliwościami jakie są na naszym świecie. Zaczęła czytać o proroctwach w internecie. Jedno z nich mówiło, że wskutek awarii reaktora atomowego zniknie nasza cywilizacja. Chodziło o rok 2012. Dziewczyna postanowiła, że nie będzie czekać na armagedon, upadek cywilizacji, gwałty, mordy i inne podłości. Dlatego popełni samobójstwo. Powiesiła się. Dla niej wszystko się skończyło. A świat, wbrew jej przekonaniu, trwa dalej... " Tyle nam o bohaterce tego artykułu mówi portal fakt.pl.

Wiadomość oparta jest o portal gazety Daily Mail wydawany dla Wielkiej Brytanii: (http://www.dailymail.co.uk/news/article-2146179/Teenage-girl-convinced-world-end-researching-doomsday-disasters-online-kills-herself.html). Tekst oryginalny opublikowany 18 maja 2012 r.dodaje nam trochę szczegółów: samobójstwo było planowane, bo są w internecie ślady sprawdzania, jak przedawkować leki. Rodzice Gary i Ingrid, powiedzieli w oświadczeniu: "Mamy wątpliwość i szukamy w naszych sercach, aby spróbować znaleźć odpowiedź, dlaczego Isabel poszła tą niszczącą drogą."

W tym miejscu zaznaczam, że każda śmierć jest tajemnicą której sens zna Bóg i pisząc ten artykuł nie uzurpuję sobie prawa do dawania odpowiedzi, czemu tak się stało. Mogło być tu wiele czynników, z których wiele mogła by nam wskazać biedna Isabel, mógł by też coś dodać psychiatra, jeżeli by w porę ją zbadał. Artykuł jest teoretycznym rozważaniem na temat zjawisk religijnych i kulturowych, na które natykam się, próbując badać tę sprawę

Jej rodzice mówią "Tęskniła za nieskomplikowanym i idealnym światem, w którym każda żywa istota będzie doceniona i spokojna. Ale ten prosty i doskonały świat jakiego szukała, gdzie wszystkie żyjące istoty będą traktowane ze współczuciem i w sposób równy, nie realizował się." "Niestety przyszłość w jej oczach musiała wydawać się bardzo ponura.", "Niestety było zbyt wiele było w nim złych punktów, aby zechciała walczyć z pokusą rezygnacji i były zbyt przekonujące.", "Możemy jedynie stwierdzić, że nie była gotowa dostosować się do dorosłości ze wszystkimi komplikacjami, niesprawiedliwości i tym co uważała za nieszczęście, co ją prześladowało." Przypominają sobie, teraz jej wypowiedzianą w nonszalanckim tonie uwagę jaką dała kiedyś przy rodzinnym posiłku, że "świat będzie niedługo się kończył". Pan Taylor, ojciec, emerytowany urzędnik, powiedział: "Zdawaliśmy sobie sprawę z tego co piszą o wydarzeniach roku 2012, wówczas jednak nie myślałem, że coś takiego się przydarzy Isabel i starałem się to zlekceważyć i przejść na inny temat rozmowy." "Wierzyła, coś się zdarzy, że zmieni się świat, nie jestem pewien czy ona kiedykolwiek była w pełni przekonana, że on się skończy, ale na pewno, że coś się wydarzy."

 

Komentatorzy prasowi, najczęściej stawiają hipotezę, jakoby myśl o końcu świata była tym głównym czynnikiem powodującym jej samobójczą decyzję. Czy tak jednak było na pewno? Tego przecież nie wiemy. Skoro tak, zastanawiające by było, dla czego ta sama wiadomość, którą otrzymuje miliony ludzi na świecie, po jednych po prostu spływa i nią się nie przejmują, innych motywuje do przygotowań do śmierci, pokuty, naprawiania win i zadośćuczynienia, a w końcu do radosnego oczekiwania na nadejście Boga, a drugich doprowadza do psychozy tak, że decydują się na odebranie sobie życia. Niewątpliwie skoro nie każdy tak reaguje, możemy przypuszczać, że już wcześniej, przed otrzymaniem tej wiadomości była jakoś osłabiona i podatna na myśli samobójcze.

 

Śledztwo w Trowbridge Town Hall w Wiltshire dokonywane po jej śmierci wykazało, że Isabel wobec "niesprawiedliwości na tym świecie przeszła na buddyzm, na wiosnę 2011." "Była weganką i właśnie zaczęła studiować nauki o zwierzętach i zarządzanie w Wiltshire College gdzie namiętnie broniła praw zwierząt, które ginęły. Założyła z przyjacielem "sanktuarium świnki morskiej"". W tym momencie na chwilkę się zatrzymajmy i zastanówmy, cóż to oznacza, że "była weganką" i cóż to oznacza, że założyła "sanktuarium świnki morskiej".

 

"Słowo weganizm oznacza sposób życia, który stara się wykluczyć, jak tylko to możliwe i praktyczne, wszystkie formy eksploatacji i okrucieństwa wobec zwierząt dla celów produkcji żywności, odzieży czy jakichkolwiek innych celów. Weganizm jako styl życia wynika ze światopoglądu, według którego ludzie nie powinni traktować zwierząt jak surowca, zasobów czy środka do osiągania własnych celów, gdyż zwierzęta - istoty czujące - mają taki sam jak człowiek interes w tym, by unikać cierpienia i chronić swoje życie, zaś człowiek, w odróżnieniu od większości zwierząt, ma możliwość wyboru stylu życia. Weganizm jako postawa etyczna nieograniczająca się do człowieka ma na celu szerzenie i promowanie rozwoju produktów niepochodzących od zwierząt i korzystnych nie tylko dla ludzi, ale również dla zwierząt pozaludzkich i środowiska." (cytat na podstawie strony empatia.pl)

 

Przyjrzyjmy się reklamom ideologii weganizmu i zauważmy, że teksty zrównują człowieka ze zwierzęciem: "Możemy wyglądać różnie ale w swojej zdolności do cierpienia, jesteśmy tym samym", "Miliony zwierząt jest dręczonych o okrutnie zabijanych, bo ty jesz mięso", "W ciągu 7 lat pomiędzy 1938 a 1945 rokiem 12 milionów ludzi zginęło w Holokauście, tyle samo zwierząt w ciągu 4 godzin jest zabijane w samym tylko USA, aby je zjeść". Wnioski: skoro człowiek to to samo co zwierzę, czemu mają ludzi obowiązywać ludzkie prawa moralne? Żyjmy jak zwierzęta.

 

Jej rodzice podkreślają "Isabel była w pełni zaangażowana wegańsko i miała bardzo zdecydowane poglądy na temat szczęścia zwierząt, szczególnie testów na zwierzętach, zwierząt gospodarskich i produkcji mleka." Z tymi przekonaniami połączona jest następna idea owego "Sanktuarium", które utworzyła. Słowo Sanktuarium, zarówno w języku polskim jak i angielskim pochodzi od jednoznacznego słowa łacińskiego "sanctus- oznacza "święty" "sanctuarium" : miejsce przechowywania przedmiotów kultu, relikwii; świątynia.

 

Świątynia zwierzęcia? Jak to rozumieć? Wikipedia poucza nas: Sanktuarium dla zwierząt, po angielsku "animal sanctuary" - zakład, do którego sprowadza się zwierzęta, by zapewnić im opiekę przez resztę życia. Sanktuarium łączy w sobie koncepcję schroniska dla zwierząt oraz rezerwatu dla zwierząt. W przeciwieństwie do schronisk dla zwierząt, sanktuaria-rezerwaty nie starają się o to, aby zwierzętami zaopiekowali się jacyś inni docelowi opiekunowie, zamiast tego utrzymują każde zwierzę do jego naturalnej śmierci.

 

Lorri Houston, założycielka Animal Acres, uważana jest za pionierkę, która zapoczątkowała zakładanie sanktuariów dla zwierząt hodowlanych w USA. W 1986 roku, Lorri wspólnie z Gene Baurem, założyła Farm Sanctuary, pierwsze w USA sanktuarium dla zwierząt hodowlanych. Przez 18 lat zajmowała się akcjami ratowania oraz zbieraniem funduszy. Tysiące zwierząt uniknęło okrucieństwa farm przemysłowych i rzeźni dzięki temu przedsięwzięciu. Jednocześnie prowadzono akcję uświadamiania społeczeństwa na temat losu zwierząt wykorzystywanych w "produkcji żywności". (http://weganizm.blox.pl/2011/02/Weganskie-sanktuarium-dla-zwierzat-hodowlanych.html)

 

Śledźmy wiec dalej historię Isabel, którą rekonstruują pogrążeni w żałobie rodzice "Na wiosnę 2011 roku zwróciła się do wiary buddyjskiej i jego nauce szukała odpowiedzi, ponieważ może ona odnosiła się do jej przekonań i zasad." "Wydaje się, jej wiara w buddyzm i możliwość innego, lepszego życia była wystarczająco silna, by przekonać ją, że nadszedł odpowiedni czas, aby pójść dalej." Pan Taylor dodaje: "Nigdy nie zrozumiemy, dlaczego odebrała sobie życie i nigdy nie będziemy mogli pełni pogodzić się z tym." "Isabel pozostawiła ogromną pustkę w naszym życiu, która nigdy nie będzie wypełnione. Ale ona również pozostawiła wieczne dziedzictwo przez zaszczepienie jej rodzinie i przyjaciołom swoich przekonań i zasad."

 

Odważmy się na pytanie, czy to nie te "przekonania i zasady" są u źródła problemu? Jest to tylko pytanie. Skoro rodzice nie są zdolni połączyć faktów, które doprowadziły do tego, że osoba silnie przekonana o nienaruszalności życia każdego zwierzęcia, nie zdołała sama siebie pozbawić wątpliwości, że jej życie jest coś warte, ja też delikatnie powstrzymam się przed osądzaniem.

 

Aktualnie (w początku czerwca 2012) pan i pani Taylor planują marsz 70 mil wzdłuż wybrzeża (South West Coast Path) aby uczcić pamięć Izabeli i zebrać fundusze na to co kochała, ponieważ postanowili założyć "Zwierzęcą Farmę - Sanktuarium", założyli też jego stronę internetową (http://www.thefarmanimalsanctuary.co.uk/_features/sponsored-walk.php)

 

Czytamy na niej: "Isabel była zaangażowaną Vegaką która posiadała bardzo silne przekonanie dotyczące wszelkich form okrucieństwa wobec zwierząt. Podpisywała petycje i wspierała wszelkiego rodzaju kampanie VIVA i różnych innych organizacji broniących praw zwierząt. (...) U Isabel "adoracja zwierząt domowych" zaczęła się wcześnie, gdy miała tylko 11 lat założyła sanktuarium świnki morskiej, z jego własną stroną internetową, zwaną ogród Gwinea. Wkrótce miała tyle zwierzątek, że nie mogła temu sprostać i to jest jeszcze do dziś jest silnym świadectwem jej determinacji i entuzjazmu. Isabel często mówiła o konieczności własnego większego sanktuarium zwierząt "jak to które opisane jest na stronie Viva" mówiła, że niestety, nigdy nie będzie mogła tego zrealizować. Tak więc, jako sposób utrzymywania pamięci Izabeli i ambicji jej życia Gary i Ingrid pomagają zebrać fundusze na takie sanktuarium. To jest tak smutne, kiedy myślą, że Isabel nie ma w pobliżu, aby mogła pomóc. Niemniej ona zostawiła im trwałe dziedzictwo. Dokonała tego, że jej rodzina i bliscy przyjaciele są bardziej świadomymi tego, jak ludzkość zadaje okrucieństwo wszelkiego rodzaju zwierzętom i wielu przekonało się do zostania wegetarianami lub weganami."

 

Na stronie akcji odnajdujemy głównie zdjęcia zwierząt, które nazywane są ludzkimi imionami i określane "Pan, Pani, Panienka", opisywane są ich historie z określeniami stanów psychicznych jakich doznawały w przeszłości, wziętych z psychologii człowieka (szok, trauma, zranienie, złe wspomnienia itp), i obecnie w Sanktuarium (szczęście, spokój, ukojenie ran psychicznych). Podkreślana jest otrzymywana w schronisku "rehabilitacja", leki homeopatyczne, drogie badania stanu zdrowia. W przypadku "śmierci" pisane są nekrologi w tonie żałoby po człowieku. Anonse nie posiadają na wstępie szufladkującego tłumaczenia do którego gatunku które zwierzę należy, np. jest kotem, psem, baranem.

 

Przykładowe teksty ze strony "Sanktuarium" organizowanego przez rodziców zmarłej Isabel: "ET, nasz dzielny chłopak, przeżył dwa ataki psa. ET został zaatakowany przez psy jako młody baranek, którym był jak wrócił do życia w Sanktuarium. Możesz przeczytać jego pełną historię na stronie sponsora - o tym, że atak zostawił go bez uszu, ma poważne blizny na szyi i uszkodzoną żuchwę. To było kilka lat temu i od tego czasu ET nie tylko odzyskał siły po swoich fizycznych obrażeniach, ale też z obrażeń emocjonalnych. Aż byliśmy przerażeni, kiedy został zaatakowany ponownie, na szczęście, nie aż tak groźnie jak wówczas. Stracił trochę runa i ma ogryzienia na plecach i nogach, niemniej teraz jest całkowicie uzdrowiony, co przeżywamy z zachwytem i możemy powiedzieć, że nie wydaje się mieć emocjonalnie na niego wpływu to złe zdarzenie."

 

 "Maisie, (...) Kilka tygodni wstecz Maisie został znaleziony na jednym z jej ulubionych terenów łowieckich, uważamy, że miał atak serca, od razu śmiertelny, bo nie wydaje się aby następowało zmaganie lub cierpienie. Dziękuję za przybycie do nas Maisie, musisz wysłać zastępcę teraz, bo twoje miejsce w domu jest puste. Nawet Puppa tęskni do Ciebie."

 

 Myślę, że ten problem dobrze skomentuje artykuł o Prof. Jacka Salija OP , ze zbioru "Praca nad wiarą", odpowiedź na pytanie czytelnika

miesięcznika "W Drodze", opublikowana na stronie (http://www.nonpossumus.pl/biblioteka/jacek_salij/praca_nad_wiara/36.php)

 

/list czytelnika/
Kiedy byłem dzieckiem, mama bardzo pilnowała tego, żeby o żadnym zwierzęciu nie powiedzieć, że umarło. Umiera tylko człowiek. O kocie czy śwince mówiło się w naszym domu, że zdechła, o kurze, że padła, o pszczole, że zginęła albo że przyszedł na nią koniec. Tak samo nie wolno nam było, nawet w złości, mówić o bracie czy siostrze, że coś zeżarli albo że coś chcą zeżreć, bo to był czasownik zarezerwowany dla zwierząt. Człowiek tym się różni od zwierząt - wciąż powtarzała nam mama - że może zapanować nad swoim apetytem, że dzieli się jedzeniem z innymi, że umie podziękować Bogu za spożyte dary. Dziś, kiedy już jestem starym człowiekiem, szczególnie jestem wdzięczny mojej mamie za tę często powtarzaną przez nią naukę, że najbardziej człowiek różni się od zwierząt tym, że się modli. Jeżeli któreś z nas próbowało zaraz po wstaniu coś jeść, od razu usłyszało przysłowie: "Kto się nie modli i nie myje, ten jak ta świnka żyje". Miała mama stosowne przysłowie również na porę wieczorną, jeśli ktoś zapomniał o pacierzu: "Bydło jadło, jadło, a potem się pokładło". To dzięki mojej mamie każdy bez wyjątku dzień mojego długiego życia zaczynam i kończę modlitwą. Obecnie mieszkam u syna i w jego domu wszystko jest dokładnie odwrotnie. Kiedyś próbowałem poprawić wnuczkę, kiedy mówiła o jakimś kocie, że umarł. Ostro mnie synowa przywołała do porządku. Za to zaraz po wstaniu biec do jedzenia to dla moich małych wnuków rytuał zastępujący pacierz. Cóż z tego, że syn i synowa chodzą do kościoła, a starsza wnuczka była już u pierwszej Komunii świętej, skoro muszę z wielkim żalem patrzeć, że w mojej najbliższej rodzinie ludzie dobrowolnie zrównują się ze zwierzętami.

 

Zapewne spodobałaby się Panu moja jedna rozmowa z dwojgiem przedszkolaków, którzy z wielkim przejęciem uczestniczyli w chrzcie swego niedawno urodzonego kuzyna. Po skończonym obrzędzie podchodzą do mnie i jedno z nich powiada, że chcą mi zadać bardzo ważne pytanie. "O co chodzi? - pytam. - Dlaczego kotka nie można przynieść do chrztu?" Na pytanie odpowiedziałem pytaniem: "A czy widziałyście kiedyś, żeby jakiś kot się modlił?" Widziałem po twarzyczkach tych dzieci, że wszystko im się od razu rozjaśniło.

 

Na temat stylu bycia, jaki się wytworzył w Waszej rodzinie, chyba nie powinienem się wypowiadać. Pańskie spięcie z synową świadczy, być może, o tym, że trudno Wam rozmawiać na tematy, które Was różnią. Być może zdarza się Panu czasem przeciwstawiać sobie rodzinę, w której się Pan wychował, i rodzinę swego syna i synowej - a to może ich drażnić i w ten sposób traci Pan możliwość dobrego wpływania na nich. Niech Pan czasem próbuje z aprobatą zauważyć coś, co w rodzinie Pańskiego syna jest lepsze niż w domu Pańskich rodziców. To zwiększy szansę, że niektóre przynajmniej Pańskie dobre propozycje będą przez domowników przyjmowane.

 

Jednak problem poruszony w Pańskim liście spróbuję omówić bez nawiązywania do tego, co się dzieje w Pańskiej rodzinie. Osobiście podzielam Pańską obserwację, że istnieje we współczesnej kulturze tendencja do niezauważania tego, czym człowiek istotnie różni się od zwierząt. Wspomina o niej Jan Paweł II w encyklice Evangelium vitae (nr 22) i wiąże ją z odejściem wielu współczesnych ludzi od Boga: "Gdy zanika wrażliwość na Boga, zostaje też zagrożona i zniekształcona wrażliwość na człowieka - jak stwierdza lapidarnie Sobór Watykański II: - <>. Człowiek nie potrafi już postrzegać samego siebie jako kogoś <> od innych ziemskich stworzeń; uznaje, że jest tylko jedną z wielu istot żyjących, organizmem, który - w najlepszym razie - osiągnął bardzo wysoki stopień rozwoju."

 

Ponieważ zamierzam powiedzieć parę słów krytyki pod adresem tej tendencji, najpierw pragnę z całą mocą przypomnieć, że zwierzętom należy się życzliwość z naszej strony. Okrucieństwo wobec zwierząt, a również obojętność na ich cierpienia, zwłaszcza gdy łatwo moglibyśmy im zaradzić, odczuwamy i słusznie jako coś nieludzkiego. "Prawy uznaje potrzeby swych bydląt - czytamy w Piśmie Świętym - a serce nieprawych okrutne" (Prz 12,10).

 

O życzliwość dla zwierząt upomina się również Katechizm Kościoła Katolickiego (nr 2416): Zwierzęta są stworzeniami Bożymi. Bóg otacza je swoją opatrznościową troską. Przez samo swoje istnienie błogosławią Go i oddają Mu chwałę. Także ludzie są zobowiązani do życzliwości wobec nich. Warto przypomnieć, z jaką delikatnością traktowali zwierzęta tacy święci, jak św. Franciszek z Asyżu czy św. Filip Nereusz. Problem życzliwości dla zwierząt w niniejszej rubryce poruszałem dwukrotnie: w tekście pt. Stosunek do zwierząt (przedruk w książce Szukającym drogi) oraz w tekście pt. O zabijaniu zwierząt i jedzeniu mięsa (przedruk w książce Poszukiwania w wierze).

 

Zarazem powinniśmy to z całą jasnością zauważyć, że pod hasłem życzliwości dla zwierząt głoszone są nieraz treści jawnie fałszywe, a nawet bezpośrednio wrogie wierze chrześcijańskiej. Szczególnie często można się spotkać z twierdzeniem, jakoby nasza życzliwość dla zwierząt wtedy dopiero była szczera i autentyczna, kiedy człowiek uznaje zwierzęta za równe sobie. Nierzadko temu twierdzeniu towarzyszy kąśliwe słowo pod adresem chrześcijańskiej nauki o wywyższeniu człowieka ponad cały świat materialny. Zaczął nas diabeł - żeby streścić, o co tu naprawdę chodzi - kusić tym, że będziemy równi Bogu, a od początku chodziło mu o to, żeby nas zrównać ze zwierzętami.

 

Otóż trzeba sobie jasno powiedzieć, że za poglądami o rzekomej równości człowieka i zwierząt kryje się materialistyczna wizja człowieka, patrzenie na człowieka wyłącznie w wymiarach życia doczesnego oraz odrzucenie wiary w życie wieczne. Ludzie głoszący takie poglądy mówią wprawdzie niekiedy o Bogu, ale wystarczy przypatrzyć się temu, co mówią, żeby się przekonać, że mówią o jakimś bogu tego świata, bogu panteistycznym, do którego nie sposób się modlić i który ani nie wybawia człowieka od grzechów, ani go nie obdarza życiem wiecznym.

 

Owszem, my, chrześcijanie, naprawdę wierzymy, że nas, ludzi, Bóg kocha szczególnie. "O ileż ważniejszy jest człowiek niż Owca!" (Mt 11,12), "jesteście ważniejsi niż wiele wróbli!" (Łk 12,7) - mówił Pan Jezus. Mądrość chrześcijańską na ten temat ostatni sobór streszcza krótko: "Człowiek jest jedynym na ziemi stworzeniem, którego Bóg chciał dla niego samego, toteż nie może odnaleźć się w pełni inaczej, jak tylko poprzez bezinteresowny dar z samego siebie" (KDK 24). Tylko człowiek został wezwany do przyjaźni z Bogiem, tylko człowiek jest zdolny do modlitwy, tylko człowiek potrafi prawdziwie kochać, tylko człowiek dąży do życia wiecznego - oto podstawowe różnice między człowiekiem a zwierzętami, nawet najbardziej inteligentnymi.

 

Wydaje się jednak, że nie trzeba być chrześcijaninem, żeby zauważać szczególność człowieka w stosunku do zwierząt. W Dialogach konfucjańskich znajduje się m.in. następujący zapis: "Gdy spłonęły wszystkie jego stajnie, Mistrz zapytał: <> Nie zapytał o konie". Losem koni Konfucjusz z pewnością przejmował się również, ale w swojej mądrości starał się po prostu zachować proporcje.

To chyba dopiero w naszych czasach dochodzi do wynaturzonych sytuacji, kiedy zwierzęta stają się ważniejsze niż ludzie. Wynotowałem sobie kiedyś z bardzo poważnego miesięcznika wyrazy zapisanego na gorąco zgorszenia: "Wczoraj przeczytałem w gazecie dwuzdaniową notatkę: <>. Mało kogo tak lubię jak nosorożca, ale czy to nie przesada?" Ja podobne zgorszenie odczuwam wówczas, kiedy niemal w tym samym czasie te same ciała ustawodawcze uchwalają bezkarność odbierania życia dzieciom poczętym oraz karalność okrucieństwa wobec zwierząt. To jasne, że okrucieństwo wobec zwierząt należy piętnować, ale może wypadałoby - jeśli już nawet zmysł moralny uległ rozregulowaniu - zachować przynajmniej poczucie proporcji i dobrego tonu.

 

Pewien konkretny przypadek takiego pomieszania ważności Aldous Huxley tłumaczył zanikiem wiary w życie wieczne i zastąpieniem jej jakąś utopijną namiastką: "Młodych nazistów uczy się, aby byli łagodni wobec psów i kotów, a bezlitośni dla Żydów. Dzieje się tak dlatego, że nazizm jest typową filozofią czasu, która uznaje, że najwyższe dobro istnieje nie w wieczności, lecz w przyszłości. Żydzi stanowili ex hypothesi przeszkodę do urzeczywistnienia najwyższego dobra, a psy i koty nie. Cała reszta jest logiczną konsekwencją tych założeń".

 

Jeszcze raz to powiem: zwierzętom należy się z naszej strony życzliwość, nie wolno nam jednak stawiać zwierząt ponad ludzi, ani na równi z ludźmi. Cytowany już Katechizm w tym samym paragrafie przestrzega przed okrucieństwem wobec zwierząt oraz przed wynaturzoną miłością do nich: "Sprzeczne z godnością ludzką jest niepotrzebne zadawanie cierpień zwierzętom lub ich zabijanie. (...) Można kochać zwierzęta: nie powinny one jednak być przedmiotem uczuć należnych jedynie osobom" (nr 2418).

 

Skąd się to bierze, że ktoś obdarza zwierzę uczuciami, jakie normalnie kierujemy do ludzi? Sądzę, że rozwiązanie tej zagadki znajdziemy w powiedzeniu, jakie takie kocie i psie mamy (płci obojga) lubią powtarzać: "Im lepiej znam ludzi, tym więcej kocham zwierzęta". Mówić coś takiego można, moim zdaniem, tylko wówczas, kiedy się nie wie o tym, że aby doświadczać ludzkiej miłości i przyjaźni, trzeba przedtem samemu kochać i to w miarę możliwości - bezinteresownie. Otóż ludzki świat bez miłości jest światem strasznym i trudno się dziwić, że człowiek, który znalazł się w takim świecie, bo nie umie kochać ludzi, ucieka w jakąś miłość zastępczą. Piękno lub niegodziwość miłości do zwierząt poznaje się po tym, czy ten, kto jest przyjacielem zwierząt, lubi ludzi. Pierwsze schroniska dla zwierząt zakładał święty Marcin de Porres, człowiek bez reszty oddany ludziom biednym i chorym. Miłości do ludzi było w nim tak wiele, że przelewała się ona również na zwierzęta. Dzięki takiej miłości jakby promyk raju wracał na naszą ziemię.

 

Istnieje jednak również taka miłość do zwierząt, która ma w sobie coś demonicznego. Przypadek takiej miłości z piekła rodem opisuje w swoim wstrząsającym pamiętniku Calel Perechodnik, żydowski policjant z getta w Otwocku. Scena, którą odważam się tutaj przepisać, miała miejsce w momencie, kiedy prawie wszyscy mieszkańcy getta, nawet żony i dzieci policjantów, zostali wywiezieni do obozu śmierci. Otóż w tym właśnie momencie żona komendanta, Tola Kronenbergowa, przeżywała swoją rozpacz z powodu utraty ukochanej suczki:

 

Tola głośno rozpaczała w dzień i w nocy:
- Moja biedna Nellusia, moja córuchna najdroższa!
Żydzi idący na śmierć słyszeli jej płacze i zgrzytali zębami w bezsilnej złości. Policjanci żydowscy na widok Toli odwracali głowy, aby nie wyczytała nienawiści w ich oczach. Męłli przekleństwa między zębami, ale milczeli. Gdzie się tylko zebrała grupa policjantów, którzy wieczorami przeważnie siadali razem, opłakując swoje żony, zjawiała się Tola i wykrzykiwała:
- Moja biedna Nellusia, zabili mi ją!
Po chwili odchodziła, znów wołając głośno:
- Pupuś? Pupuś! Gdzie jesteś ty niesforny łobuzie? (...)
To Kronenbergowa wołała swego pieska na kolację. Stratę foksterierki Nellusi porównywała żona naszego komendanta do straty naszych dzieci i
co gorsza musieliśmy tego słuchać i milczeć". Ufajmy, że autor tych wspomnień nie miał racji, przypisując to zachowanie głębokiemu znieprawieniu owej kobiety.

 

 Sytuacja przerastała nawet najmocniejszych ludzi i tak niepojęte zachowanie mogło być formą nie kontrolowanej obrony przed potworną rzeczywistością. Przyznajmy jednak, że możliwa jest taka wynaturzona miłość do zwierząt, której towarzyszy gruntowna obojętność na ludzi, na ich potrzeby i cierpienia. Niekiedy nawet miłość do zwierząt głosi się wraz z nienawiścią do ludzi. Od czasu do czasu nawet w radiu można usłyszeć, że człowiek jest to wyrodne dziecko natury, jej niszczyciel, najbardziej okrutne zwierzę, zbrodniarz w stosunku do wszystkich pozostałych gatunków żywych i cała natura odetchnęłaby z ulgą, gdyby ludzkość przestała wreszcie istnieć.

 

Przyznam, że ilekroć słyszę lub czytam takie wypowiedzi, czuję na swoich plecach oddech diabła. Zaczynam wówczas trochę rozumieć, dlaczego Włodzimierz Sołowjow w swojej Krótkiej opowieści o Antychryście przypisał Antychrystowi m. in. zachowania, które w pierwszym odruchu budzą raczej naszą aprobatę niż niepokój: Antychryst, "sam będąc wegetarianinem, zakazał wiwisekcji, wprowadził surowy nadzór nad rzeźniami i popierał na wszelkie sposoby towarzystwa opieki nad zwierzętami".

 

Rzecz w tym, że u Antychrysta zachowania te płynęły nie tyle z życzliwości dla zwierząt, co z nienawiści do ludzi."

 

 

 


Natalia Kaniewska