Twórcy rosyjskiego political-fiction już kilka lat temu przepowiedzieli ukaranie wojną niepokornej Ukrainy. Teraz jednak zabrali się za Białoruś, gdzie wkrótce ma dojść do inspirowanego przez Zachód „Majdanu”.

„Z pierwszych szeregów demonstrantów w stróżów prawa poleciały przygotowane wcześniej kamienie i puste butelki. Milicjanci uderzyli pałkami o tarcze i w rutynowy sposób ruszyli naprzód, krótkimi podbiegami.
Piszczczały i drapały podniecone opozycjonistki, miotali się we wszystkie strony spoceni bojówkarze z Frontu Narodowego, omonowcy wciągali do autobusów zapierających się pijaczków z Białoruskiej Konwencji Obrony Praw Człowieka i Karty-98. W powietrzu latały odłamki cegieł i szkła, bezustannie unosiły się i opadały pięści i pałki, sanitariusze odciągali w bezpieczne miejsca zakrwawionych rannych, po zaułkach rozbiegali się ci, którzy woleli nie podejmować walki z milicją.
Wiec, który powinien był stać się punktem zwrotnym w relacjach władzy i opozycji, i na którego przygotowanie zagraniczni sponsorzy wydali setki tysięcy dolarów i niemieckich marek, zamienił się w prymitywną i brudną bójkę...
Przywódcy opozycji oczywiście zdążyli uciec, pozostawiając swoich niezbyt rozgarniętych i nielicznych stronników na rozprawę rozjuszonych stróżów prawa.”

To wbrew pozorom nie jest pełna błędów merytorycznych i zafałszowań relacja państwowej białoruskiej gazety z wydarzeń na Placu Niepodległości w Mińsku 19 grudnia 2010 roku. No bo przecież nawet reporter najlepiej poinformowanej gazety nie znajdowałby się wtedy gabinecie Aleksandra Łukaszenki, a tym bardziej nie czytałby w jego myślach: 

„Prezydent popatrzył na plac i miotających się po nim ludzi. Do autobusów wpychano wymachujących rękami pozycjonistów. Stało tam też kilka karetek pogotowia.
Spojrzenie Baćki przykuła malutka figurka, odcinająca się od ogólnego tła. Człowiek stał nieruchomo na rogu odległego zaułka i spokojnie obserwował pole walki. Twarzy nie można było rozpoznać z takiej odległości, ale Prezydent jakimś szóstym zmysłem odczuł, że ten człowiek ma bezpośredni stosunek do tego, co się odbywa.
Przywódca państwa otworzył usta, chciał coś powiedzieć, ale się rozmyślił.
Nieznajomy nie był wrogiem. Raczej na odwrót – żołnierzem, który nie potrzebuje nagród i który ma własne powody, aby trzymać się w cieniu. Zrobił swoje i zasługuje na to, aby zostawić go w spokoju.”

Kim był ten tajemniczy człowiek? Bohaterskim agentem rosyjskich służb specjalnych, który wybawił Łukaszenkę z wielkich opresji, demaskując zamach stanu organizowany przez Zachód i prozachodnią białoruską opozycję.
A skąd pochodzi ten plastyczny opis pacyfikacji demonstracji? Trzeba dodać, że jest on równie działający na wyobraźnię, co wizjonerski. W roku – uwaga – 2001(!) w swojej książce „Białoruski dzwon na trwogę” zamieścił go rosyjski pisarz Dmitrij Czerkasow.

Trafność tej pisarskiej wizji (a może jednak wyniku profesjonalnych analiz) wyszła na jaw dopiero po latach. A o tym, że wizje te wcale nie są odosobnione i bardzo przy tym niebezpieczne, nieco ponad rok temu udowodniły wydarzenia na Ukrainie. Niemal dosłownie przenosząc do rzeczywistości wojenne scenariusze, które już wcześniej w setkach swoich wojennych powieści w stylu political fiction napisały dziesiątki rosyskich pisarzy.

Wizjonerzy rosyjskich podbojów

Aleksander Kontorowicz, Oleg Wierieszczagin, Wadim Lwow, Gieorgij Sawicki, Aleksander Afanasjew, Siergiej Anisimow, Jewgienij Gilbo, Siergiej Kim, Aleksiej Wołkow, Lew Wierszylin... To tylko pierwsze z brzegu nazwiska autorów, którzy aktywnie działają w nurcie tzw. „fantastiki bliżniego boja”, czyli „fantastyki walki bezpośredniej” lub „fantastyki zwarcia”.
Ilu pisze pod własnymi nazwiskami, a ile tych nazwisk to pseudonimy – trudno powiedzieć. Niektórzy mają w dorobku po kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt tytułów. Dla przykładu: „Stal i popiół” (w serii „Rosyjski wyłom”), „Nie brać jeńców” (w serii „Przedstawiciel Imperium”) i te bardziej czytelne: „Ukraina w ogniu”, „Gniew Noworosji”, „Żegnaj Ameryko”, „Medal za miasto Waszyngton”.

Jedne z tych powieści czyta się naprawdę z zapartym tchem, inne to przeraźliwa grafomania. Jedne imponują fachowymi wiadomościami na temat wojskowości, działalności tajnych służb i niuansów geopolityki, inne – śmieszą żenującymi brakami wiedzy i warsztatu. Różni są też ich twórcy, ale w ich gronie znajdują się osoby, które warsztat i wiedzę posiadają niebagatelne.

To np. Jurij Bieriezin, późniejszy współpracownik i przedstawieciel znanego z prawdziwych działań zbrojnych w Donbasie Igora Girkina – Striełkowa. Napisał m.in. „Front ukraiński". Akcja powieści też toczy się w Donbasie, dokąd docierają wojska NATO dokonujące inwazji na Ukrainę. Rosja oczywiście nie pozostaje bierna... 
Fantastyką, a raczej mistyczną fantasy pełną aluzji do obrony słowiańskiego Imperium przed sąsiadami – renegatami, parał się sam Igor Girkin. Autorami publikowanych w formie powieści batalistycznych fantazji na temat konfliktu zbrojnego NATO i Rosji są też rosyjscy politolodzy – wymienieni już wcześniejJewgienij Gilbo i Lew Wierszylin. I w tym przypadku na pozór niewinne hobby też w zadziwiający sposób splotło się z nadchodzącą rzeczywistością.

Awakow też przewidział... 

A tak jeszcze w 2009 roku, czyli na pięć lat przed aneksją Krymu i rozpętaniem przez Rosjan wojny w Donbasie komentował te „dzieła” w swoim blogu Arsen Awakow, przyszły minister spraw wewnętrznych Ukrainy, prywatnie znawca i amator science fiction:

„Kolega, który pomaga mi nie przegapiać nowości książkowych, wstydząc się i chowając oczy, wyciągnął z teczki książkę:
- Popatrz, wydawało mi się, że cię to zainteresuje... Nie pomyśl sobie niczego – to fantastyka. Chociaż i propaganda, oczywiście...
Widząc moje zdziwienie, dodał:
- Powiedz mi, ty przecież niby uprawiasz politykę – jak te suki na to sobie pozwalają?!
Takiego czegoś nie widziałem dawno. Ale o czym ja! Nawet sowieckie, kłamliwe agitki o „gnijącym kapitaliźmie” bazowały jakoś na faktach i logice. A to...”

Zaintrygowany Awakow zapoznał się z treścią następujących pozycji: „Pole boju – Ukraina. Złamany Trójząb” Gieorgija Sawickiego, „Niepodległa Ukraina. Krach projektu” Maksima Kałasznikowa i Siergieja Buntowskiego, „Wojny rosyjsko-ukraińskie” Aleksandra Siewiera i „Wojna 2010. Front Ukraiński” Fiodora Bieriezina.

WIĘCEJ TUTAJ

Źródło: http://belsat.eu/pl/artykuly/rosyjscy-pisarze-przepowiedzieli-wojne-na-ukrainie-teraz-pisza-o-bialoruse/