Światowa prapremiera bardzo pięknej i wzruszającej, nowoczesnej włoskiej opery-musicalu „Karol Wojtyła. Historia prawdziwa” odbyła się w Teatrze Słowackiego w Krakowie 2 kwietnia br. Zamiast sukcesu stała się niestety haniebnym i jaskrawym przykładem na to, jak rządzące ostatnimi laty w Polsce i w dużym stopniu kreujące naszą rzeczywistość antykatolickie siły są w stanie wielkie wydarzenie otoczyć zmową milczenia i skazać je na niebyt, ponieważ nie mieści się ono w skali wyznawanych i propagowanych przez nie (anty)wartości.

Kwadrans przed rozpoczęciem przedstawienia do teatru skromnie przybył metropolita krakowski, kard. Stanisław Dziwisz ze swym sekretarzem ks. Tomaszem Szopą. Prezydent miasta Jacek Majchrowski (wybrany z rekomendacji SLD) czuł pismo nosem i na premierę delegował zaledwie swoją małżonkę. Przewodniczącego Sejmiku Małopolskiego Kazimierza Barczyka witająca gości Natalia Kukulska przedstawiła jako przewodniczącego Rady Miasta… Komedia (?) pomyłek zaczęła się zresztą wcześniej, bowiem spektakl rozpoczęto prawie pół godziny później. Od służb porządkowych dotarła do nas wiadomość, że za kulisami właśnie kończone są… tłumaczenia włoskich tekstów, które miały być wyświetlane na telebimie. I były, owszem, choć nie wszystkie i niekoniecznie nadążały za przedstawieniem. Ale mniejsza z tym. Kurtyna w górę!

Przenieśliśmy się nagle na… Plac św. Piotra w Rzymie, dochodzi nas gwar wielkiego tłumu, wśród którego nadjeżdża Jan Paweł II. Jest 13 maja 1981 r., dzień piękny, słoneczny, można powiedzieć: uśmiechnięty. Wtem padają strzały, słychać krzyki, auto z włączonym sygnałem gwałtownie zwiększa prędkość. Zamach!

Zaczyna się walka o życie młodego papieża, który w ciągu jakże króciutkiego jeszcze pontyfikatu już zdążył stać się nadzieją świata. Czy ta nadzieja może umrzeć, może zostać tak brutalnie przerwana? Zmagania Jana Pawła II ze śmiercią stały się dla twórców spektaklu okazją do reminiscencji, do ukazania, skąd wziął się ten niezwykły człowiek, z jakiej rodziny, z jakiego narodu wyszedł w świat, by nim kierować. Tak więc w głowie wiezionego do polikliniki Gemellego, umierającego Ojca Świętego przewijają się obrazy z dzieciństwa i młodości. Ze sceny Teatru Słowackiego, pamiętającej występy największych geniuszy sztuki aktorskiej w dziejach Polski, dochodzi wspaniały głos Matteo Macchioniego, który czystym i silnym tenorem opowiada o wędrówce Karola Wojtyły – do świętości.

Przenosimy się następnie do Wadowic lat 20 ub.w. Najpierw rynek typowego polskiego przedwojennego miasteczka, potem mieszkanie państwa Wojtyłów. Tu rozpoczyna się życie przyszłego wielkiego Papieża – po latach będą o nim pisać: największy z rodu Polaków. Czy to jednak dzisiaj jeszcze coś znaczy? I dla kogo?

Sztuka, z którą Włosi zawitali do Krakowa, określana jako opera-musical, jest w moim odczuciu zdecydowanie musicalem, w którym królują śpiew i taniec, co wcale nie oznacza, że jest przez to czymś gorszym. Wręcz odwrotnie; miała ogromną szansę dotrzeć ze swym przesłaniem także do młodszych pokoleń, do ich bardzo szerokiego grona. I to było prawdopodobnie dla wielu najbardziej niepokojące… Ten spektakl można było grać w Krakowie latami całymi.

Naprawdę bardzo atrakcyjna, dynamiczna, wzruszająca i poruszająca opowieść o Karolu Wojtyle. Teatralny spektakl sensu stricto! Z naprawdę ciekawą scenografią, wykorzystującą najnowocześniejsze techniki obrazu holograficznego w trójwymiarze. Ta nowoczesność nie pojawia się jednak dla samej siebie, jest całkowicie podporządkowana narracji. W scenografię zręcznie wkomponowano bogate układy choreograficzne, wykorzystano śpiew chóru (zespół wykonawców liczy kilkadziesiąt osób). Wreszcie można było obejrzeć w Krakowie muzyczny spektakl, grany przez aktorów w strojach z epoki i opowiadający o ważnych sprawach, a nie trywializujący życie i sprowadzający je do fizjologii czy kopulacji – co akurat w Krakowie na scenach dominuje za sprawą niejakiego, osławionego już pana Klaty i jego głównego promotora ministra Zdrojewskiego.

Musical wg libretta Duccia Forzano, Donatelli Damato, Patrizii Barsotti, Gaetano Stelli oraz Palomy Gómez Borrero, dziennikarki, która towarzyszyła Janowi Pawłowi II podczas wszystkich zagranicznych pielgrzymek, ukazuje w dwóch dużych aktach wadowickie i krakowskie lata Karola Wojtyły. Najbardziej wzruszyła mnie przedstawiona w musicalu rodzina Wojtyłów; elegancka, o delikatnej urodzie, ciepła i czuła, jednocześnie krucha i silna Emilia (Barbara Di Bartolo); zakochany w żonie, troszczący się o najbliższych, dobroduszny, kochający synów Karol senior (Simone Peroni); przystojny, pełen dobroci, niezwykle zdolny, studiujący medycynę brat Lolka Edmund (Roberto Rossetti), chętnie kopiący piłkę z dużo młodszym bratem i grający z nim w szachy. I wreszcie sam Lolek (Alessandro Bendinelli i Mike Introna) – pupilek całej rodziny, wrażliwy, posłuszny, dobry, jeszcze dziecinny, ale jakże bystry. Nie są to bynajmniej postacie koturnowe, wręcz przeciwnie – są pełne wdzięku i życia, wzbudzające wiele sympatii. Duża w tym zasługa aktorów, którzy oprócz tego, że brawurowo wygłaszają partie mówione, to jeszcze znakomicie śpiewają. Na szczególne wyróżnienie zasługuje pod tym względem jedyny śpiewak operowy w gronie solistów musicalu – wspomniany już młody tenor Matteo Macchioni, laureat prestiżowego konkursu Pavarotti International Voice Competition. Wystąpił w roli ks. Stanisława Dziwisza, pojawiającego się po scenach retrospekcyjnych, kiedy narracja powraca do polikliniki, w której 13 maja 1981 r. Jan Paweł II walczy o życie.

Rodzina Wojtyłów nie jest osadzona w próżni. Ich życie toczy się w głębokiej atmosferze religijnej, nieustannie wisi nad nimi Krzyż. Znajdzie to wyraz w dramatycznych wydarzeniach, takich jak przedwczesna śmierć matki, jeszcze bardziej przedwczesne odejście do Domu Pana brata Edmunda, wybuch wojny, śmierć ojca, represje komunistów… Ale znak Krzyża ma także głębsze, początkowo ukryte znaczenie, bowiem naprawdę niezbadane są wyroki Boskie i nigdy nie należy wątpić w sens planów Opatrzności. Dziś wiemy, że wszystko, co spotkało Karola Wojtyłę – Jana Pawła II, było niezbędne. Inaczej przecież nie byłby tym świętym, którego na oczach milionów wiernych wyniosą ku chwale ołtarzy za parę dni. Krzyż pojawia się wielokroć na scenie także dosłownie – jakże to cieszy! W tych czasach ponurej ateizacji, w których teatr należy do najbardziej zdeprawowanych dziedzin sztuki – zwykły czarny krzyż lśni niezwykłym blaskiem. Bożym blaskiem. Zapowiada zmierzch chorych tendencji, zresztą nie tylko w sztuce. I to także musiało przerazić ateistyczne dusze.

Autorami muzyki do musicalu są izraelsko-jemeńska piosenkarka Noa oraz włoski kwartet skrzypcowy Solis String Quartet. Inspirację stanowiła muzyka symfoniczna końca XIX w. nawiązująca do Chopina i Liszta oraz elementy muzyki włoskiej. Ze wszystkich piosenek najbardziej podobały mi się przejmująca „La preghiera” (Modlitwa), a także bardzo dynamiczna „Cracovia avanti” (Jedziemy do Krakowa), która porwała całą widownię, podobnie jak kończąca spektakl „Love, love, love”. W każdej scenie muzycznej występują też tancerze w ciekawych i różnorodnych układach choreograficznych, które stanowią istotny element narracji i budowania dramaturgii. Ich autorem jest Tuccio Rigano. W spektaklu wystąpiło ponad 30 aktorów, niektórzy, jak wspomniany już Roberto Rossetti, zagrali kilka ról. W rolę Karola Wojtyły – studenta polonistyki, a potem konspiracyjnego seminarium duchownego – wcielił się Virgilio Brancaccio, a w rolę kardynała Wojtyły – Massimiliano Colonna. Reżyserem sztuki „Karol Wojtyła. Historia prawdziwa” jest wybitny twórca teatralny i telewizyjny Duccio Forzano.

Odbyło się świetne, zrealizowane z artystycznym rozmachem i włoską finezją przedstawienie, nagrodzone na prapremierze przez publiczność długimi, gromkimi brawami i… nastąpiła kompletna medialna cisza. Jakby nic się nie wydarzyło. Żadna agencja prasowa na jego temat się nie zająknęła, nawet KAI czy portal Opoka, figurujący na biletach jako patroni medialni. Nie opublikowano żadnych zdjęć ze spektaklu, żadnych relacji, nie mówiąc już o rzeczowej, fachowej krytyce. A ludzi mediów na premierze bynajmniej nie brakowało – krytyków teatralnych, dziennikarzy, fotoreporterów, którym nie broniono fotografować. Parę plotkarskich portali odnotowało jedynie kilkoma zdjęciami obecność Natalii Kukulskiej, która wystąpiła parę minut przed spektaklem jako… konferansjer. Tyle.

My w wydawnictwie znamy ten mechanizm aż nadto dobrze, Biały Kruk także nie jest ulubieńcem obecnych mediów i tzw. ludzi kultury, czyli celebrytów i urzędników państwowych, również nasze eventy pomijane są milczeniem. To element wszechobecnej już cenzury dystrybucyjnej: możesz sobie wydać, zrealizować, co chcesz (twoja strata!), a my ci tego i tak nie rozpowszechnimy. Obowiązuje zasada: ponieważ o tym nie napisano, nie pokazano tego w telewizji – nie odbyło się. Jesteś niepoprawny politycznie – musisz być ukarany, a najlepiej, jak cię w ogóle nie będzie. Takie rzeczy jak widowisko „Karol Wojtyła. Historia prawdziwa” do tej pory były jednak nagłaśniane. Uczyniono następny krok, następną próbę na wytrzymałość katolików, na szyderstwo z nich. Tym razem w samym mateczniku Jana Pawła II, w jego ukochanym Krakowie. Wygląda na to, że próba się udała, skoro nawet katolickie media nie podniosły larum…

Na spektakl do zaprzyjaźnionego z nami Teatru Słowackiego mieliśmy tradycyjnie zaproszenie, więc nikt z nas wcześniej nie interesował się, jak przebiegają przygotowania do spektaklu, sprzedaż biletów itp. Jak potem zbadaliśmy, o planowanym przedstawieniu pojawiły się tylko znikome informacje w Internecie. A przecież spektakl w hołdzie Janowi Pawłowi II zaplanowany został dokładnie w 9. rocznicę śmierci i w przededniu kanonizacji! To miała być światowa premiera absolutnie unikatowego wydarzenia scenicznego. I premiera światowa była, wstyd zaś pozostał jak najbardziej polski. Otóż w pozostałe dni spektakle… w ogóle się nie odbyły!

Na 3 kwietnia sprzedano bowiem tylko 50 biletów, na dzień później, 4 kwietnia – żadnego. Odwołano również przedstawienia zaplanowane (po 5 tys. widzów każdego wieczora) na warszawskim Torwarze w dniach 8-9 kwietnia. Trzeba tu wyraźnie podkreślić, że organizatorem przedstawień nie był w żadnym stopniu krakowski Teatr Słowackiego! Instytucja ta tylko użyczyła swego szacownego gmachu pamiętającego jeszcze triumfy Stanisława Wyspiańskiego… Takiej niezasłużonej hańby chyba jeszcze nie przeżyła. Wielu ludzi nie dociekało, kto i co organizował; jak w teatrze, to teatr winien! Widząc, co się dzieje, widząc niebywałe rozczarowanie włoskich artystów, zupełnie zaskoczonych, bo przecież premiera była na pewno sukcesem – opowiada dyr. marketingu Teatru Słowackiego Andrzej Czapliński – zaproponowaliśmy następnego dnia, że przynajmniej na 4 kwietnia zorganizujemy widownię, że zadzwonimy do kilku zaprzyjaźnionych szkół średnich i oni za bilety ulgowe, po 15 zł, przyjdą na takie wydarzenie z radością. Nie dostaliśmy od organizatorów żadnej odpowiedzi.

Któż był tym znakomitym organizatorem? To warszawska agencja Media 5 Special Events, która zostawiła wrażenie, że robi wszystko, aby ludzie się o spektaklu… nie dowiedzieli. A chwalą się, że mają niemałe doświadczenie w organizacji imprez; na ich stronie internetowej media5.pl można przeczytać: Działamy na polskim rynku już od ponad 10 lat. Zajmujemy się sprzedażą czasu reklamowego sześciu stacji telewizyjnych: Tele5, Polonii1, Top Shop, Water Planet. W naszej ofercie znajduje się także Internet i Teletext. Jest to jednak dosyć mylna informacja, bowiem gdy bliżej przyjrzeć się tej firmie, to nie tyle „sprzedaje czas reklamowy”, co zarządza wymienionymi tu telewizjami; o jedną z nich było w kraju wiele awantur, interwencje prokuratury itp. – chodzi o Polonię 1, specjalizującą się w godzinach nocnych w przekazach erotycznych (oględnie to nazywając). Prezesem Media 5 jest niejaki Erminio Arienti, znany z tego, że funkcjonuje w Warszawie w zarządach 10 spółek medialno-telewizyjno-reklamowych, a w 4 jest prezesem. Trudno mi dociec, kto i dlaczego skierował taki spektakl w takie ręce?

Nie widziałam żadnych afiszy czy plakatów na mieście, żadnej relacji w telewizji. Konferencja prasowa w Krakowie odbyła się dopiero w przeddzień premiery i to w godzinach zupełnie do tego niestosownych, gdy redakcje muszą już zamykać wydania. Według jakiego klucza zaproszono na nią obsługę medialną? Nie wiem. Jak wobec tego traktować słowa jednego z organizatorów przedstawień w Polsce, Vittorio Hemsiego (prezesa Włoskiej Izby Handlowo-Przemysłowej, ale i prezesa Polsat Media Group), który przed prapremierą przewidywał wielki sukces musicalu i na konferencji prasowej w Warszawie zapowiadał polską jego wersję: Rozmawiamy z największymi wokalistami w Polsce, którym bardzo podoba się ten rodzaj muzyki. Mam nadzieję, że polska wersja również odniesie duży sukces – mówił Hemsi (za „Rzeczpospolitą”).

Tak więc Polacy nie mieli pojęcia o wielkim wydarzeniu ani w podwawelskim grodzie, ani w stolicy. Mało tego, organizatorzy podyktowali bajońskie ceny za bilety – na premierę kosztowały one, w zależności od miejsca, 249 i 349 zł! W dwa pozostałe dni (3 i 4 kwietnia) – 149 i 249 zł.

„Dziennik Polski”, krakowska gazeta codzienna, choć znajdująca się od paru lat całkowicie w rękach niemieckich, po omawianej tu światowej premierze obchodom rocznicy śmierci św. Jana Pawła II poświęciła… dziesięciowierszową notkę napomykającą o czuwaniu studentów Politechniki, o spotkaniu przy oknie papieskim i o płonącym krzyżu na Giewoncie, zilustrowaną zdjęciem przedstawiającym dwie dziewczyny przy płonących zniczach… Na stronie z wiadomościami lokalnymi zamieszczono jeszcze informację o Białym Marszu ku czci Papieża Polaka w… gminie Gdów, pokazując na zdjęciu dzieci i młodzież. O światowej prapremierze musicalu „Karol Wojtyła. Historia prawdziwa” ani słowa. Kto uwierzy, że to przypadek? Jak wspominaliśmy, dziennikarze tej redakcji, tak samo zresztą jak i wielu innych, byli obecni na premierze i zapewne przygotowali ze spektaklu relacje. Ktoś jednak zdecydował, by ich nie zamieszczać.

W programie do przedstawienia (bo takowy, a jakże, wydrukowano, choć bardzo marnie…) kard. Stanisław Dziwisz we wstępie napisał wiele ciepłych i optymistycznych zdań. Kończy zaś tak: Opera-musical „Karol Wojtyła. Historia prawdziwa” opowiada o wszystkich ważnych momentach życia Papieża, który zmienił świat i uczynił możliwą Europę zjednoczoną w jej chrześcijańskich korzeniach. No, niestety, drogi Księże Kardynale, ten optymizm jest nieuzasadniony, o czym świadczy nie tylko opisana tu historia. Do „zjednoczenia w chrześcijańskich korzeniach” droga jeszcze daleka, przed nami wszystkimi jeszcze wiele zabiegów, a nawet walki. A jeszcze więcej przed młodymi pokoleniami. Niech św. Jan Paweł II nas wspiera z całą mocą!

Po światowej prapremierze 2 kwietnia – nie zagrawszy już w Polsce żadnego przedstawienia – niemały zespół znakomitych włoskich artystów i realizatorów oraz ekipa techniczna dwoma samolotami wrócili 4 kwietnia do Rzymu. Nawet nie chcę myśleć, co ci ludzie czują. Zamarzyli sobie prapremierę w ukochanym mieście Jana Pawła II, przepełnieni jakże ciepłymi uczuciami do Papieża, do Polaków, do Krakowa, przyjechali z pięknym, nagrodzonym wielkimi brawami na premierze spektaklem, a potem – to, co wyżej opisaliśmy. Drodzy Włosi! Nie zniechęcajcie się jednak, serdecznie Wam dziękujemy! Na pewno tu jeszcze nieraz wystąpicie, to miasto nie podda się ani ateistom, ani nieudacznikom organizacyjnym. Już zbiera się grupa ludzi, która Was tu naprawdę zaprosi, z całego serca!

Jolanta Sosnowska

“WPiS – Wiara, Patriotyzm i Sztuka”, Numer 4/2014