Kiedy w 2007 r. dziadzio poprosił mnie o wypełnienie ankiety, którą przysłano mu z okazji obchodów 70-tej rocznicy wybuchu II Wojny Światowej dowiedziałem się, że był żołnierzem Korpusu Ochrony Pogranicza. Słyszałem od Niego wiele opowieści o tamtych czasach. Niestety na wiele pytań nie chciał mi odpowiedzieć. Potem chyba ja przestałem pytać. A teraz… dziadzio ma zacny wiek, ale już nie taką pamięć. Tylko czy On chciał pamiętać…? Bardzo skomplikowane były jego koleje losu. Z książeczki wojskowej można tylko wyczytać, że był strzelcem w 14 Bat K.O.P. Nigdy nie powiedział mi o tym. Zacząłem pytać.

Mój dziadzio Władysław Wójcik urodził się 6-tego marca 1916 r. w miejscowości Janówka na Kresach Wschodnich. Jego rodzice - Łukasz i Petronela byli zmuszeni opuścić dom rodzinny. Była I Wojna Światowa. Front prusko-rosyjski zatrzymał się akurat w miejscu, gdzie mieszkali. Długotrwałe boje pozycyjne wypędziły mieszkańców ze swych domostw. Rodzice dziadzia cofali się uciekając przed frontem. Dotarli aż nad Dniestr. Tam urodził się dziadzio. Na marginesie dodam, że w dowodzie osobistym do niedawna miał wpisane miejsce urodzenia ZSRR… Jako mały chłopiec wrócił z rodzicami do POLSKI. Wojna skończyła się. Polska odzyskała niepodległość. Kraj był co prawda zrujnowany, panował głód, bieda, ale był nasz. Można było go zacząć odbudowywać. W domu nie było lekko. Dziadzio miał dziewięcioro rodzeństwa. Od małego musiał ciężko pracować. Jak to mówił ''poszedł na służbę'' do bogatego gospodarza z okolicznej miejscowości.Była to rodzina Szybów z Antoniówki. Tam była też szkoła. W Antoniówce ukończył 3 klasy szkoły powszechnej. Nie do końca pozytywnie ocenia politykę tamtych lat, ale patriotyzm, ukochanie ojczystej ziemi, mowy - te ideały na zawsze zapadły w jego duszy.

21-go kwietnia 1938 r. dziadzio został powołany do odbycia służby wojskowej. Jak mówi już wtedy zakwalifikowano go do KOP. Zasadnicze szkolenie wojskowe odbył w 8 PP Leg. w Lublinie na Al. Kraśnickich. Wspomina, że było ciężko. Niedostatki w umundurowaniu, słabe wyżywienie, ale trzeba było wytrzymać. Opowiadał o ćwiczeniach na pobliskim poligonie na Górkach Czechowskich. Tam była strzelnica. Dziadzio miał podobno bardzo dobre wyniki ze strzelania. "Z rkm-u na 400 m strzelałem 9 na 10" - tak mówił. Został przydzielony do 3 komp. CKM jako celowniczy. W sierpniu i wrześniu 1938 r. uczestniczył w wielkich manewrach. Odbyły się na Lubelszczyźnie i Podolu. Na początku były to ćwiczenia na poligonie w okolicy Zamościa. Trwały cały sierpień. Następny miesiąc - to terenowe manewry na Podolu.

Nastał rok 1939.

Dziadzio jeszcze 31 grudnia 1938 r. został przeniesiony do służby na granicy. Trafił do 14 Bat KOP ''Borszczów''. Batalion był podzielony na 4 kompanie. Dziadzio dostał przydział do 1-szej kompanii ''Skała''. Ochraniała ona odcinek granicy polsko-radzieckiej w okolicy Skały Podolskiej. Dowódcą był sierż. Cwojdziński. Jak wspomina dziadzio to bardzo surowy podoficer. Potrafił w ciągu jednej nocy zarządzić kilka alarmów. Nie był przez to lubiany przez żołnierzy. Ale cóż… jak mówi dziadzio dyscyplina i rygor musiały być. Wojsko to wojsko. Taka służba.

Mój dziadzio nie pamięta poważniejszych incydentów granicznych. Raz jeden został zastrzelony przez sowieckich pograniczników wędkarz. Zdarzyło się to w pasie granicznym. Dwóch wędkarzy pomyliło teren. Rzeka zmieniła po prostu koryto. Linia granicy przebiegała starorzeczem. Oni przez nią przeszli. Sowieci potraktowali ich jak szpiegów. Jednego zastrzelili, drugiego aresztowali. Do wyjaśnienia tego incydentu została powołana komisja. Przyjechał z Warszawy jakiś wyższy oficer. Udało się doprowadzić do uwolnienia zatrzymanego wędkarza. Tajemniczo dziadzio opowiada, że był tam ruch wywiadu, ale szczegółów nie zdradził. Przejścia granicznego tam nie było. Wybudowane były z oby stron rzeki pomosty. Nie miały połączenia, ale na nich odbywały się rozmowy obustronne w sprawach spornych. Strażnica, na której służył dziadzio składała się z dwóch placówek. Jedna stała w obrębie miejscowości Skała Podolska. Tam stacjonowali żołnierze. Oprócz kwater znajdowała się tam kancelaria dowódcy, kuchnia i oczywiście areszt. Druga placówka znajdowała się bezpośrednio na granicy. Tam pełnili wartę żołnierze. Oczywiście chodzili też na patrole wzdłuż linii granicznej. Tam były rozmieszczone co jakiś czas telefony. W razie zauważenia czegoś niepokojącego była informowana strażnica. Tak według wspomnień dziadzia wyglądała służba.

A po służbie odpoczynek. Na strażnicy był gramofon na korbkę i płyty ze starymi, polskimi szlagierami. I czasem jakaś piosenka przypomina się dziadziowi. O urokach tamtych lat i tamtych miejsc. Jeśli chodzi o kontakty z miejscowymi to były one dosyć przyjazne. Opowiadał o odwiedzinach w okolicznych domach, o Łemkach, o wyglądzie ich mieszkań i o ich zwyczajach. Są to oczywiście już szczątkowe obrazy. Miał nawet kilka zdjęć zrobionych podczas służby na granicy. Parę wysłał do domu. Resztę trzymał w swoim żołnierskim kuferku. Drewniana skrzynka z osobistym dobytkiem żołnierza… Niestety… Wszystko zostało na strażnicy w Skale Podolskiej. Przepadło w czasie wojny.

Sytuacja polityczna już od pewnego czasu zwiastowała konflikt. Przyszedł dzień 30 sierpnia 1939 r. Nastąpiła alarmowa mobilizacja. Dziadzio zostawił wszystkie swoje osobiste rzeczy na granicy. Tylko mundur, broń i plecak… i do pociągu. Nikt nie przypuszczał, że nie będzie już powrotu do przeszłości. Ale wtedy mieli nadzieję, że za parę dni może wrócą… Miał być inaczej. Mundur, broń… Jeśli chodzi o wyposażenie pytałem dziadzia. Pamięta, że mundur miał na sobie polowy, czapka rogatywka. Na granicy miał też mundur wyjściowy, ale zostawił go. Z łezką w oku wspomina buty. Porządne, z cholewami ze skóry, podbite metalem… A broń? Na wyposażeniu dziadzio miał tzw. krótki, kawaleryjski karabin typu mauser kbk wz.98. Numeru niestety już nie pamięta. Jak mówi wtedy to mógł go powiedzieć obudzony w środku nocy...
Dziadzio wraz ze swoim oddziałem został dołączony jako uzupełnienie 163 p.p.rez. Formacja ta składała się głównie z rezerwistów powołanych w ramach mobilizacji na Podolu. Jak wspomina wielu żołnierzy było narodowości ukraińskiej. 30 sierpnia dziadzio w wagonach przemierzał wraz ze swoim baonem Polskę mijając Lwów, Kraków, Tunel, Skarżysko Kamienne. Wybuch wojny 1 września. Jak pamięta byli wtedy w Krakowie. W Kielcach dostali jak mówi ostatni posiłek. W nocy 2 września pociąg zatrzymał się w Szydłowcu. Nadleciały niemieckie samoloty. Transport został zbombardowany. W wyniku tego nalotu został zniszczony doszczętnie tabor.

III baon 163 p.p.rez. został wcielony do 36 DP rez. Według relacji dziadzia jego oddział dotarł w rejon koncentracji dywizji bez taboru. Pozbawieni kuchni polowei i zaopatrzenia musieli maszerować pieszo na miejsce wyznaczone przez dowództwo. Wiele kilometrów… Niosąc ciężką broń… A jak opowiadał dziadzio podstawa CKM waży sporo… 

Dziadzio twierdzi, że nad rzekę Czarną dotarli 8 września. Tam otrzymali po raz ostatni coś do jedzenia. Tam też mieli pierwszy kontakt z wrogiem. Co się działo dalej? Dziadzio dużo nie pamięta. Brak rozkazów, brak organizacji, chaos… 
Czytałem kilka relacji z tamtych dni i tamtych miejsc. M. Sokołowski w swoim opracowaniu pisze: "Okolice Szydłowca, Przysuchy i Końskich, były we wrześniu 1939 roku, miejscem koncentracji i walk obronnych prowadzonych przez 36 DP rez. Dywizja ta była jednostką kombinowaną, utworzoną w dużej mierze z żołnierzy Brygady KOP „Podole”. Wobec napiętej sytuacji politycznej w sierpniu 1939 roku, oddziały tej brygady zostały ściągnięte do garnizonów z manewrów w rejonie Bodzanowa. Mobilizację alarmową zarządzono 27 sierpnia około godziny 17-tej. Nastrój mobilizowanych żołnierzy był bardzo dobry, mobilizacja przebiegała sprawnie, choć ujawniły się także problemy. Brakowało mundurów, butów, pasów głównych, żołnierzom zaś wydano identyfikatory bez wybitych nazwisk i przydziałów. Słaby był stan koni i wozów. Przy dużym wysiłku oficera organizacyjnego ppor. rez. Zbigniewa Brosznowskiego naprawiano wozy, podkuwano konie. 29 sierpnia około godziny 22-ej, ze stacji Czortków na Podolu nastąpił wyjazd pierwszego eszelonu wiozącego I baon 163 pp rez. Zgodnie z planem, mobilizację części alarmowej 36 DP rez. zakończono 30 sierpnia. Transporty kierowano przez Lwów – Kraków- Tunel – Skarżysko Kam. – do Szydłowca. Do stacji wyładunku dotarły m.in.: dowództwo dywizji oraz sąd polowy nr 63 utworzone przez dowództwo Brygady KOP „Podole”, 163 pp rez., w tym I i II baon zmobilizowany alarmowo przez baon KOP „Czortków” i III baon zmobilizowany przez KOP „Borszczów”, kompanie kolarzy, ckm i łączności, szwadron kawalerii dywizyjnej 36 DP rez. utworzony ze Szwadronu Kawalerii KOP „Czortów”, dowodzony przez rtm. Bronisława Riczkę. W rejon ześrodkowania nie dotarły jednostki mobilizowane później, już w trybie mobilizacji powszechnej. Drugi z pułków działających w ramach 36 DP rez., dowodzony przez ppłk. Zygmunta Gromadzkiego, 165 pp rez. (I i II baon), który mobilizował 17 pp w Rzeszowie, wyładowany został w rejonie Szydłowca, na stacji kolejowej Jastrząb. Dywizja w składzie dwóch pułków, pod koniec dnia 1 września, stanowiła jedyny większy oddział na Kielecczyźnie.( por. Jan Wróblewski, „Armia Prusy 1939” Warszawa 1986) Nocą z 1 na 2 września płk Ostrowski rozpoczął przegrupowanie oddziałów w kierunku Opoczna, 2 września dywizja ześrodkowała się w rejonie Bąków - Zawada - Janów - Przysucha - Brogowa. Dowództwo stanęło w Chlewiskach, jednak po rozwinięciu stanowiska dowodzenia, dotarł rozkaz ze sztabu Naczelnego Wodza wydany 2 września o godz. 3.00, anulujący przemarsz w rejon Opoczna. Dywizja miała zorganizować obronę wzdłuż północnego brzegu rzeki Czarnej, aby osłaniać wyładowywanie z transportów kolejowych na stacji Skarżysko-Kamienna, pozostałych wojsk zgrupowania południowego Armii „Prusy”. Rozpoczęto przegrupowanie w rejon na południowy-zachód od Końskich, nad rzekę Czarną. Na czele dywizji szedł 163 pp rez., który pod wodzą podpułkownika Przemysława Nakoniecznikoffa, 4 września rano przybył na swój odcinek obrony w rejon lasu Wincentów. Pierwszy batalion dowodzony przez majora Stanisława Ruśkiewicza zajął stanowiska na północnym brzegu rzeki, od rozwidlenia drogi Ruda Maleniecka – Wiosna, wystawiając ubezpieczenie w rejonie Maleńca. Drugi batalion stanowiący drugi rzut bojowy, dowodzony przez majora Jana Andrychowskiego i trzeci batalion dowodzony przez majora Kazimierza Bielawskiego oraz pozostałe oddziały ześrodkowały się w rejonie Ruda Maleniecka – Sierosławie, na północny wschód od Dęby. Dowodzony przez pułkownika Zygmunta Gromadzkiego 165 pułk zajął stanowiska obronne na południe od Końskich. Szwadron kawalerii dywizyjnej rotmistrza Bronisława Riczki, zajął stanowiska na zachód od Końskich, następnie przesunięty został w rejon Żarnowa. W dniach 3 i 4 września 36 Dywizja Piechoty wraz z rozlokowywanym w rejonie Skarżyska - Kielc i Końskich, południowym zgrupowaniem Armii „Prusy”, stanowiła osamotnioną wyspę obronną, która z braku wojska miała luki na skrzydłach sięgające kilkudziesięciu kilometrów. Po południu 6 września z Przedborza na Końskie ruszyło natarcie II niemieckiej Dywizji Lekkiej z 14 Korpusu Zmotoryzowanego. Pierwsze walki z oddziałami nieprzyjaciela, wzdłuż szosy z Czermna do Wyszyna, podjęła komp. rozpoznawcza pierwszorzutowego 163 pułku 36 DP rez. Stoczyła ona walkę z niemieckim batalionem wzmocnionym artylerią. Pododdziały niemieckie zaatakowały następnie przyczółek pod Rudą Maleniecką, gdzie broniła się 3 kompania I batalionu. W tym dniu, aby wypełnić 20 kilometrową lukę obronną pomiędzy 36 DP i 3 DP ze zgrupowania południowego Armii „Prusy”, szwadron rtm. B. Riczki został przesunięty z rejonu Żarnowa w rejon Stąporkowa i Krasnej.

{koniec_strony]

Na odcinku bronionym przez 163 pp rez. cały czas trwały walki. Wieczorem został przez żołnierzy polskich zerwany most i tama na rzece Czarnej, rozlane wody zatopiły znaczne połacie terenu, co stanowiło poważną przeszkodę w ruchu pojazdów mechanicznych. Nocą z 6 na 7 września sytuacja bojowa 36 DP rez. pogarszała się, dywizja była osamotniona postanowiono oddziały podciągnąć bliżej Końskich. wykorzystując poranną mgłę. 7 września ugrupowanie przyjęło nowe pozycje obronne wokół Końskich. Pierwszorzutowy 163 pp obsadził odcinek na zachód od Modliszewic i na południowy zachód od Nowego Kazanowa. Około godziny 14-tej pod ogniowym wsparciem artylerii ruszyło niemieckie natarcie, w wyniku silnego ostrzału i ponawianych prób, nastąpiło włamanie się Niemców do Kazanowa. Bateria kapitana Stanisława Pruskiego została obezwładniona celnym ogniem artyleryjskim, korygowanym z samolotów obserwacyjnych nieprzyjaciela. Podpułkownik P.Nakoniecznikoff zarządził kontratak siłami I baonu. Przebieg tych walk tak opisuje Piotr Zarzycki: „Uderzenie polskie wyszło z lasu kazanowskiego. Wzięły w nim udział 1 kompania kpt. Artura Dubeńskiego i 2 kompania por. Bogumiła Jurkiewicza. Atak na bagnety zaskoczył Niemców, którzy pośpiesznie wycofali się co pozwoliło odzyskać Kazanów. Kontratak wsparły ogniem III pluton. pod dowództwem plut. Franciszka Woźnego i pluton taczanek pod dowództwem ppor.rez. Stanisława Dziedzica 3 komp. ckm 163 pp rez.” /. Po wyparciu nieprzyjaciela, krótką przerwę w walce wykorzystano do ewakuacji rannych, których było bardzo wielu. Przewieziono ich do szpitala w Końskich. Sytuację na pomocniczym stanowisku opatrunkowym w lesie, na zachód od Końskich, tak opisuje lekarz 163 pp rez. kpt. lek. Wacław Chojnacki: Napływ rannych jest tak duży, że we dwójkę, z podchor. lek. Michałem nie możemy nadążyć ich opatrywać i ewakuować, chociaż we wszystkich batalionach lekarze urzędują . Wkrótce Niemcy ponownie zaatakowali, przełamując obronę na odcinku bronionym przez 7 i 8 kompanię III baonu 163 pp rez. Nastąpił ponowny polski kontratak siłami III baonu dowodzonego przez mjr. K. Bielawskiego, wspartymi przez odwodowy I baon 163 pp rez. mjr. S. Ruśkiewicza. Dochodzi do walki wręcz, decyduje bagnet i granat. W czasie ciężkich walk o każde zagłębienie terenu, szczególną dzielnością wsławił się plut. rez. Michał Raczykowski z Borszczowa. W walce ginie por. Józef Bukowski d-ca plutonu 1 komp. odwodowej baonu KOP „Borszczów”. Ostrzał artylerii niemieckiej na Las Kazanowski powoduje poważne straty wśród stojących tam taborów, pociski padają na punkt opatrunkowy, rozbijają punkt sanitarny, ginie sanitariusz i woźnica, ranny zostaje kpt. lek. Wacław Chojnacki /.Walki pośród zgliszcz Kazanowa trwały do zmroku. Niemcy wycofali się za rzekę Czarną. Pułk poniósł wysokie straty w ludziach. Poległo wielu polskich żołnierzy, a tabory pułkowe były rozbite. Stracono 5 działek ppanc. Jak podaje Piotr Zarzycki: „Według szacunkowych danych straty ludzkie 163 pp rez. osiągnęły tego dnia ok. 30%, a siła bojowa zmniejszyła się o ok. 50 % z powodu utraty ciężkiej broni” /. W nocy zaplanowano odwrót w kierunku wschodnim, w nakazany rejon koncentracji na wschód od szosy Skarżysko – Szydłowiec, w lesie na południe od wsi Sadek, a na zachód od Kierza Niedźwiedziego. W fazie organizowania odwrotu dowódca dywizji pułkownik Bolesław Ostrowski zabrał sztab dywizji, kompanię sztabową, szwadron kawalerii dywizyjnej, większość taborów i odjechał do leśniczówki Barak. O godzinie 20-tej pozostałe wojska polskie opuściły teren bitwy kierując się na wschód. Jako ostatnie opuściły Końskie baony 165 pułku, którym dowodził ppłk. Z. Gromadzki. Rolę ubezpieczenia spełniał II baon 165 pułku dowodzony przez mjr. Stanisława Inglota. Dowódca 163 pułku ppłk. P. Nakoniecznikoff objął dowództwo nad całością kolumny. Przemarsz pozostałych oddziałów nastąpił dwiema drogami: pierwsza wiodła przez Nowy Kazanów, Końskie, Furmanów, Hutę, Barak, a druga przez Piłę, Kozią Wolę, Niekłań, Majdów, Skarżysko Książęce. W nocy nastąpiło przemieszanie oddziałów w poszczególnych pułkach, dlatego przegrupowanie oddziałów opóźniło odwrót dywizji. Wszystkie samochody okrężną drogą wysłano do nakazanego rejonu. Z ostrzeliwanych Końskich udało się ewakuować część rannych, których wywieziono na 40 wozach. Po godzinie 21-ej rozpoczął się odwrót 36 DP rez. Odwrót był bardzo trudny, tak wspomina go kpt. lek. W. Chojnacki: Maszerujemy po drogach wyboistych, polnych lub duktami leśnymi. Co chwila tabor zaczopowuje się, wozy się psują, konie ustają. Słyszę dookoła sarkania żołnierzy(...). Dokuczliwy brak wody. Ranni proszą o wodę. Mam zaledwie w kilku manierkach trochę wody i rozdzielam ją łykami... Zapasu wody nie mogę zrobić, bo omijamy wioski i osiedla /. Straż boczna składająca się z II/165 pp rez., dowodzona przez mjr. S.Inglota, została zaatakowana rankiem w okolicy Niekłania, kompanie ppor. Mieczysława Wałęgi i ppor. Tadeusza Kuhna przyjmują główne uderzenie. Obie kompanie zostały rozbite, nieprzyjaciel atakuje straż tylną 36 DP rez., którą stanowił I/165 pp rez. dowodzony przez mjr. Mariana Tinza. Pułkownik B. Ostrowski dotarł do leśniczówki na skraju wsi Barak, w pobliżu szosy Skarżysko - Szydłowiec rano 8 września około godz. 7-ej. Dowódca wydał rozkaz zabezpieczenia miejsca postoju. Nakazał zorganizować ubezpieczenie, szwadron kawalerii rozwinął się po obydwu stronach szosy, na skraju lasu od strony Szydłowca, zaś kompania sztabowa obsadziła kierunek od Skarżyska około 1, 5 kilometra na południe od kawalerzystów. Około godziny 11-tej oddziały te zaatakowała szpica złożona z oddziału kawalerii zmotoryzowanej i 5 samochodów pancernych, wsparta działkami ppanc. oraz bronią maszynową. Opór stawiła im najpierw kompania sztabowa oraz szwadron kawalerii. Kompania sztabowa zmuszona była pod naporem nieprzyjaciela wycofać się w las, w czasie walki została rozproszona. Pułkownik B. Ostrowski nakazał kwatermistrzowi dywizji mjr. dypl. Stanisławowi Kramarowi i pomocnikowi oficera operacyjnego kpt. Władysławowi Fijałkowskiemu przyjść z pomocą walczącym oddziałom poprzez kontratak przy pomocy żołnierzy kompanii łączności i żołnierzy z taborów. Na czele atakujących szli mjr dypl. S. Kramar, kpt. Ładysław Kuśmidrowicz oraz oficer operacyjny kpt. Wojciech Borzobohaty. Kontratak załamał się, niepowodzeniem zakończyła walka szwadronu kawalerii. Kawaleria wycofała się do m. Barak. Tutaj była ponownie atakowana przez nieprzyjaciela, odpierała ataki, aż do godziny 15-tej, a po włączeniu artylerii niemieckiej, rtm. B. Riczka, po stwierdzeniu obecności w pobliskim lesie pancernych oddziałów niemieckich i nie nawiązawszy kontaktu z resztą grupy, nakazał odwrót. W czasie dotychczasowej walki szwadron stracił 15 koni. (por. Południowe Zgrupowanie Armii Prusy we wrześniu 1939 str. 259.). Kawaleria wycofała się w kierunku Wierzbicy i Skaryszewa, w godzinach wieczornych 9 września, przekroczyła Wisłę pod Regowem. Szwadron rtm. Riczki, dołączył na Lubelszczyźnie, do kombinowanej Brygady Kawalerii płk. Adama Zakrzewskiego. W trakcie walk pod Jacnią, koło Krasnobrodu, w dniu 23 września poległ dowódca szwadronu. Siły główne dywizji dotarły w godzinach popołudniowych do szosy Skarżysko-Szydłowiec, napotykając wszędzie na drodze odwrotu oddziały niemieckie . Stwierdzono odcięcie dywizji od sił prowadzonych przez płk. B. Ostrowskiego i pozostałych sił Zgrupowania. Dowództwo nad resztą dywizji objął ppłk. P. Nakoniecznikoff, który podjął decyzję o przebiciu się. Przed natarciem na posuwające się szosą jednostki niemieckie zarządzono krótki odpoczynek w lesie na południe od m. Barak. Żołnierze byli bardzo zmęczeni, wydano wówczas ostatni obiad. Przed walką dołączył do dywizji pluton konny z komp. kpt. Tadeusza Swobody, który prowadził rozpoznanie na kierunku Skarżysko Kamienna. 163 pp rez. ruszył do natarcia po godzinie 15-tej, 165 pp rez. ubezpieczał działania, w jego składzie dowódca pozostawił baon z rozbitków 7 DP. 163 pp rez. ruszył do natarcia na lewym skrzydle, od strony Skarżyska Kamiennej. Pierwszy do szosy dotarł I baon 163 pp rez. majora S. Ruśkiewicza. Zaskoczył on kolumnę niemiecką niszcząc kilka pojazdów i rozpraszając nieprzyjaciela w lesie od strony wschodniej na kierunku Sadek. Nieprzyjaciel od strony Baraku wprowadza nowe siły, trwa zacięta walka, obie strony ponoszą znaczne straty. Duży sukces odnosi baon mjr. J. Andrychowskiego, gwałtownym uderzeniem likwiduje nieprzyjaciela na szosie, którą następnie obsadza. Kompania por. Mariana Jakubowskiego z 2 plutonami cekaemów obsadza szosę na południowym skraju lasu szydłowieckiego. Kompania por. Stanisława Wośki z działkami ppanc., kompania por. Zbigniewa Horoszewicza i bateria dział kpt. S. Pruskiego staja na szosie na prawym skrzydle. Działa strzelają na wprost do nadjeżdżających czołgów wroga. Nieprzyjaciel traci kilka czołgów. W II/165 pp rez. wyróżnia się celowniczy działka ppanc. strzelec Stefan Kolasa. Nieprzyjaciel kieruje na polskie stanowiska ogień artylerii. Do walki włącza się I/165 pp rez. majora M. Tinza, który dotarł do rejonu walki, niszczy dalszych kilka pojazdów i zajmuje szosę w rejonie Barak - Wola Korzeniowa. Nieprzyjaciel wprowadza do walki od strony Szydłowca nowe siły i lotnictwo. Trwa bój. Tak jego rozpoczęcie wspomina uczestnik Józef Krajna: Padła komenda: ognia! Rozpoczął się jazgot karabinów maszynowych i ręcznych. Kiedy pierwszy czołg mijał dolinę, dosięgła go salwa i pokrył się obłokiem czarnego dymu. Drugi próbował wyprzedzić rozbity wrak, lecz daremnie. Też dostał. Rozgorzał bój. Kiedy I/165 pp rez. zatrzymał się aby pozbierać rannych i broń, znów następuje atak niemiecki. W walce uczestniczy też batalion zbiorczy 7 DP, dowodzony przez por. Michała Chełmickiego. W pierwszej linii idzie kompania zbiorcza z 27 pp dowodzona przez por. Jana Łodzińskiego. Atakują nieprzyjaciela leśnymi duktami, kompanię zbiorczą z batalionu ON Kłobuck prowadzi por. Jan Merkisz z 25 pp. Niespodziewana akcja odrzuca wroga, giną w niej jednak: por. J. Merkisz, ( w latach 1934-1938 oficer KOP Iwieniec), ppor. Józef Kopytek, ppor. Kazimierz Maliszewski, ppor. Jan Maszkowski, plut. Tadeusz Boba, szeregowy Mieczysław Kupiak z 25 pp, a z 27 pp giną por. Kazimierz Malczewski, ppor. rez. Marian Majcherek, kpt. lek. dr Adam Kolberg. Przecięty serią z karabinu maszynowego w pobliżu szosy pada szef kompanii sierż. Józef Paszkiewicz. Niemcy próbują uderzenia na tyły 163 pp rez., w groźnej sytuacji znalazła się kompania dowodzona przez kpt. Władysława Henzla. Wróg tymczasem wezwał na pomoc lotnictwo. Niebawem nad pozycjami wojsk polskich pojawił się samolot obserwacyjny „Henkel”. Wkrótce potem odezwała się także niemiecka artyleria ciężka, bateria Halickiego została rozbita. Poległa też jej obsługa. Łącznie w walce zginęło 136 polskich żołnierzy. Z braku szczegółowych informacji identyfikacyjnych, trudno dziś jednoznacznie ustalić pełną liczbę poległych żołnierzy KOP. Biorąc jednak pod uwagę ich zaangażowanie w walkę oraz bitność 163 pp rez., można przypuszczać, że większość z nich to kresowi żołnierze KOP. Udało się ustalić ich nazwiska: st. strzelec DROCHOMIRECKI…, strz. Walter JAGER, por. Marian Wincenty JAKUBOWSKI z baonu KOP „Czortków”, Władysław Antoni JANKOWSKI, ppor. KRAWCZYK…z baonu KOP ”Czortków”, kpt. Stefan MRÓZ z baonu KOP „Czortków’, kpr. PODBRĄCZYŃSKI…, strzelec WIDECKI…, kpr. Józef WOŁEK. Wszyscy oni polegli w walkach pod Szydłowcem , W dniu 8 września, jak po latach udało się ustalić rodzinie, poległ także żołnierz 163 pp rez strz. rez. Kazimierz Żółkiewski Słońce zachodziło ukazując duże półkole czerwieni. Kończył się niezwykle ciężki i krwawy dzień 8 września 1939r. Dowódca oddziałów polskich ppłk. P. Nakoniecznikoff rzucił całość sił do sforsowania szosy i wsparcia baonu 163 pp rez., 6 kompanii 165 pp rez., która ocalała po bitwie batalionu mjr. S. Inglota pod Niekłaniem. Pierwszy sforsował przeszkodę ppłk Z. Gromadzki. Wraz z nastaniem zmierzchu Niemcy wycofali swe siły spod wsi Barak i wojska polskie przeszły na wschodnią stronę bez walki. Tylko od czasu do czasu ostrzeliwała je artyleria niemiecka. Kolumna polska udała się w rejon Trębowca Dużego na zachód od Iłży, tam częściowo wzięła jeszcze udział w bitwie o Iłżę. Po dotarciu w pobliże Wisły oddziały uległy rozformowaniu w okolicy leśniczówki Narożnik. Małe grupy żołnierzy samodzielnie przedzierały się za Wisłę. Żołnierze z rozformowanej 36 DP rez. walczyli jeszcze w innych jednostkach w okolicy Chełma Lubelskiego i Krasnobrodu. W miejscowości Jacnia poległ rotmistrz Bronisław Riczka, w rejonie tym we wrześniu 1939 roku walczyły oddziały Wołyńskiej Brygady Kawalerii dowodzonej przez pułkownika Filipowicza oraz Kombinowanej Brygady Kawalerii pułkownika Zakrzewskiego. Żołnierz polski trwał z godnym podziwu uporem, podejmując mężnie nierówną walkę z najeźdźcą. Szczególnym symbolem tej walki dla mieszkańców Szydłowca i okolic stał się dzień 8 września i bitwa pod wsią Barak..."

Co się działo w tym czasie z dziadziem? Jego wspomnienia pozbawione są już powiązania z datami i orientacją co do miejsca. Może to było pod Kaznowem 7-go września. Jego oddział zapadł na skraju lasu. Po jakimś czasie dziadzio usłyszał z jednej i drugiej strony rozmowy po niemiecku. Wychylił się z lasu. Jego kompani właśnie znikali za wzgórzem na horyzoncie… Nie zastanawiając się długo rzucił się w pogoń. Po chwili naokoło zaczęły świstać kule… Dziadzio mówił, że nie myślał o śmierci. Adrenalina przytępia wszystko, również strach. Biegnąc zauważył leżący na ziemi RKM i taśmy z nabojami. Złapał go i skacząc zakosami od miedzy do miedzy, nie bacząc na świstające nad głową kule, dopędził swoich. Przeżył. Co było dalej? Opowiada o jakiś kamieniołomach. Może to było miejsce, które znajduje się na północny-wschód od Końskich. Tam bronili się przed atakującymi siłami niemieckimi. Dziadzio zabranym po drodze RKM-em prał, siekał po Niemcach. Koledzy donosili tylko taśmy z nabojami… Pod koniec dnia nieprzyjaciel wycofał się. Może do Kazanowa. Dziadzio wraz z oddziałem podążył na wschód w stronę Szydłowca. Po drodze w jakiejś miejscowości stoczyli kolejną walkę z Niemcami. Przeważające siły wroga zmusiły naszych do wycofania się. W takcie odwrotu dziadzio stracił kontakt z resztą oddziału. Drogą przez wieś przejeżdżała niemiecka kolumna zmechanizowana. Wozy pancerne, motocykle, czołgi… Dziadzio ukrył się w zabudowaniach. Kiedy kolumna nieprzyjaciela pojechała dalej, przedostał się do lasu i podążał w poszukiwaniu swoich. Były to lasy w okolicach Chlewisk. Trudno określić który to był dzień wojny. Dziadzio niestety nie pamięta. W lesie spotykał sporo rozproszonych grup poszukujących wyjścia z matni. Swojego oddziału już nie znalazł. Przekradał się razem z napotkanym żołnierzem z Częstochowy. Kierowali się na wschód, na Szydłowiec. Siły nieprzyjaciela opanowały już cały teren. Z powodu braku szans przedarcia się z bronią i w mundurze obok Niemców dziadzio podjął decyzję o przekazaniu wyposażenia mieszkańcowi Chlewisk. Otrzymał od niego cywilne ubranie. W masie uchodźców podążał w kierunku Annopola i Wisły. Przez pobojowisko pod Iłżą przechodził po bitwie. Dotarł nad Wisłę, został przewieziony łodzią na drugą stronę. Do domu dotarł 20-tego września… Nie zaprzestał jednak walki z hitlerowskim najeźdźcą. Wstąpił w szeregi AK, potem BCh. W 1942 roku ożenił się z babcią. Na kawałku ziemi, którą dostał od ojca wykopał ziemiankę. To był ich pierwszy dom. Tam urodził się mój wuj. W 1946 roku urodziła się moja mama. Dziadzio pracował początkowo w kopalni kamienia. Materiał na dom sam wydobył z pod ziemi. Okolice Żukowa, Piask to tereny, gdzie kamień wapienny był bardzo popularnym budulcem. Pracował też jako gajowy w okolicznym lesie. Uprawiał również kawałek pola. Potem przeniósł się z babcią do Lublina i pracował jako portier w jednej z lubelskich firm. Teraz jest emerytem.

Co pozostało dziadziowi po tych wojennych przejściach? Kilka medali, wpisy w książeczce wojskowej, przynależność do ZBOWiD potem UDSKiOR… Przez lata nie opowiadał zbyt wiele o wojnie. Nie wiedziałem, że mój dziadzio to były żołnierz KOP i na dodatek ciągle w stopniu szeregowca…. Kiedy zupełnie przez przypadek dowiedziałem się o tym postanowiłem doprowadzić przynajmniej do awansu na stopień oficerski, co należało mu się na podstawie ustawy uchwalonej w 1999 roku o szczególnych zasadach, warunkach i trybie mianowania na wyższe stopnie wojskowe żołnierzy uczestniczących w walkach o wolność i niepodległość Polski podczas II Wojny Światowej i okresie powojennym. Wysłałem pismo do Urzędu do spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych z prośbą o uhonorowanie mojego dziadka za jego wkład w obronę ojczyzny.

26 września 2009 roku w Wytycznie podczas uroczystości obchodów 70-tej rocznicy bitwy, jaką stoczyły tam formacje graniczne w 1939 roku, dziadzio otrzymał od przedstawiciela Prezydenta RP krzyż kawalerski Orderu Odrodzenia Polski. Dostał też pamiątkową odznakę KOP od prezesa Stowarzyszenia Weteranów Polskich Formacji Granicznych {już niestety nieżyjącego Mirosława Rubasa}. Dziadzio jest jego członkiem. Zresztą ja również jako jego wnuk!
26 października 2009 roku otrzymał nominację na stopień podporucznika Wojska Polskiego. Mam nadzieję, że przynajmniej częściowo oddałem mu to, co powinien otrzymać za swoje czyny, pracę i służbę. Dla mnie jest bohaterem.I tylko szkoda, że już tak niewiele pamięta z tamtych dni a fotografie przepadły gdzieś na strażnicy KOP w Skale Podolskiej we wrześniu 1939 roku..