Z wielkim przerażeniem obejrzałam dyskusję w poniedziałkowym programie „Tak czy nie” na temat projektu zaostrzenia kar za aborcję. Gośćmi Agnieszki Gozdyry byli Katarzyna Bratkowska i poseł Polski Razem Jacek Żalek. Pomijam fakt, że parlamentarzysta został praktycznie (i z przyzwoleniem prowadzącej) zakrzyczany przez feministkę. Pomijam też żenujące próby manipulacji, jakich dopuszczała się Bratkowska, twierdząc, że płód to nie dziecko a mężczyźni, którzy chcą zaostrzenia kar za aborcję nienawidzą kobiet. To, co feministka mówiła w dalszej części programu wstrząsnęło mną tak mocno, że postanowiłam napisać ten tekst.

Bratkowska zapewniała, że takie przepisy nie zmniejszą liczby aborcji, jedynym, co może ograniczyć liczbę tzw. niechcianych ciąż jest jak najskuteczniejsza antykoncepcja, jej powszechna dostępność i rzetelna edukacja seksualna. Feministka ironizowała także z postulatów ratowania życia. Jej zdaniem, jeśli posłowie chcą ratować życie, powinni to robić swoim kosztem i na przykład oddawać nerki. Dla oczekujących na przeszczep to naprawdę ratowanie życia.

Kiedy Żalek próbował przekonać swoje rozmówczynie, że życie ludzkie zaczyna się w momencie poczęcia, że po kilku dniach dziecku zaczyna bić serce, Bratkowska zapytała, czy ma zwracać się do posła „per płodzie, aby było symetrycznie”. „Te komórki to dziecko? Nosi berecik, śpioszki, trzeba je całować na dobranoc?” - ironizowała, nazywają to „totalną manipulacją”.

Zdaniem Bratkowskiej, jedynym efektem wprowadzenia proponowanych zmian (zastąpienie słowa „ciąża” sformułowaniem „dziecko poczęte”) będzie „wytłumaczenie wszystkim, że kobieta nie była w ciąży z królikiem”. Następnie drwiła z Jarosława Gowina, który „słyszał krzyki blastocysty”. Uznała także za absurd nazywanie blastocysty dzieckiem. Jej zdaniem, nieustanne powtarzanie tego służy jedynie przestraszeniu „biednej dziewczyny czy chłopca, żeby naprawdę pomyśleli, że tu chodzi o jakieś zabijanie dzieci”. „Kobiety przerywały ciąże, przerywają ciąże i będą przerywały ciąże” - zawyrokowała i uznała, że skutkiem proponowanych zmian będzie większa liczba aborcji i ich gorsza jakość, zagrażająca życiu kobiet.

Bratkowska wyznała też, że nie interesuje ją to, od kiedy zaczyna się życie ludzkie, ale dobro kobiet, zaś posłowie mają „fiksację na punkcie płodów i blastocyst”. Później próbowała przekonywać, że oficjalne dane na temat przeprowadzanych w Polsce aborcji są niewiarygodne, bo zabiegi są przeprowadzane w podziemiu. Żalek oponował, że skoro wie ona o przestępstwie i go nie zgłosiła, to... I w tym momencie Bratkowska, nie mając już chyba argumentów, z ogromną satysfakcją wyznała, że sama zaprowadziła swoją przyjaciółkę na aborcję. „Wyprowadzałam ją, a ona śmiała się i mówiła, że ma poczucie wielkiej ulgi. I ma je do dzisiaj po latach” - przekonywała, a mnie zrobiło się naprawdę niedobrze.

Na sam koniec Bratkowska niespodziewanie wyznała: „Jestem w ciąży i zamierzam ją przerwać. Bardzo proszę, żeby pan doniósł na mnie, żeby pan pilnował mnie i rozkazał mi rodzić. Niech pan mi powie: rozkazuję pani urodzić, będę nasyłał na panią policję i zostanie pani zmuszona, bo zakaz jest rozkazem”. „Bierze pan tę odpowiedzialność?” - prowokowała. Kiedy Żalek stwierdził, że feministka najpewniej prowokuje, ta odparowała, że może dać mu zaświadczenie.

Nie chcę być uszczypliwa, ale skoro Bratkowska twierdzi, że jedynym sposobem na ograniczenie aborcji jest powszechny dostęp do antykoncepcji (jakby go nie było) i edukacja seksualna, zaś sama zaszła w niechcianą ciążę (a trudno jej zarzucić brak wiedzy w tej dziedzienie), to chyba coś tu nie gra. Niemniej załóżmy, że feministka nie blefowała – publicznie powiedziała, że jest w ciąży i zadeklarowała, że zamierza ją usunąć, więc mnie nie pozostaje nic innego, jak uwierzyć w to, co mówi. Zapewne niektórzy uznają taką fascynację złem, jakim jest aborcja za przejaw opętania, a Bratkowską odeślą na egzorcyzmy. A ja chcę tylko napisać, że będę się za nią gorąco modlić. Za nią i jej nienarodzone dziecko. I zachęcam do adopcji duchowej tego dziecka wszystkich czytelników Fronda.pl. Tylko tyle i aż tyle możemy zrobić w tej sprawie...

Marta Brzezińska-Waleszczyk