Fundamentalnym zagrożeniem Kościoła katolickiego pozostaje od dziesięcioleci modernizm. Choć sam termin kojarzymy głównie z XIX-wiecznymi sporami teologicznymi i ówczesną walką z herezją, w istocie moderniści działają także dzisiaj, tyle, że są już o wiele subtelniejsi.

Przeniknęli do samej tkanki Kościoła, napili się z zatrutego źródła rewolucji seksualnej 1968 roku - i wizje, które wskutek tego zrodziły się w ich głowach usiłują dziś wcielać w życie. Z niemałym skutkiem - spójrzmy tylko na sprawę rozwodników w nowych związkach, na pożałowania godny dialog z heretykami, na proskynezę przed mahometanami.

Teraz niemieccy moderniści próbują jeszcze przeforsować radykalną zmianę podejścia do homoseksualizmu, w samym Watykanie zaś pracuje owiana tajemnicą komisja mająca ,,na nowo odczytać'' Humanae vitae z jej zakazem antykoncepcji.

W tych trudnych czasach, gdy heretycy, inaczej niż w przeszłości, nie czają się już nawet pod murami katolickiej twierdzy, ale wdarli się do wnętrza, przypominamy niezmiennie ważne nauczanie świętego papieża, Piusa X.

Ten wielki Wikariusz Chrystusa, zwany nie bez przyczyny jasną pochodnią we mgle nocy i nauczycielem narodów,  w encyklice Pascendi Dominici Gregis zwalczał takie heretyckie poglądy. Oprócz szerokiego wachlarza heretyckich postaw modernistycznych Wikariusz Chrystusa w ten sposób przedstawił PRZYCZYNY MODERNIZMU:

 

40.  Dla dokładniejszego poznania modernizmu i zarazem do snadniejszego wyszukania środków zaradczych na tę ciężką niemoc, dobrze będzie, Czcigodni Bracia, wskazać, skąd się to zło wzięło i czym się zasila.

 

Przyczyny natury moralnej: zbytnia ciekawość i pycha

Bezpośrednią i najbliższą przyczyną jest, bez wątpienia, pewnego rodzaju wypaczenie umysłu. Z przyczyn dalszych wyróżniamy dwie: zbytnią ciekawość i pychę. Ciekawość w ogóle, gdy nie jest kierowana rozsądkiem, jest zdolna do wytworzenia niesłychanych błędów. To też nasz poprzednik Grzegorz XVI słusznie zaznaczał: "opłakiwania godnym jest widok, gdy widzi się do czego dochodzą brednie rozumu ludzkiego, skoro ktoś ulegnie nowatorstwu i, pomimo przestróg Apostoła, zapragnie więcej wiedzieć, aniżeli nam jest daje; gdy ufając sobie nadmiernie, mniema, że można znaleźć prawdę poza Kościołem Katolickim, w którym przecież znajduje się ona w całej swej niepokalanej czystości" .

Lecz pycha daleko silniej wpływa na duszę, by ją oślepić i na błędne ścieżki wprowadzić: w modernistycznej doktrynie jest ona jak u siebie w domu, ze wszech stron otrzymuje pożywienie i rozgościć się może dowolnie. Ową pychę uważają moderniści za regułę powszechną i tym śmielej i zuchwalej na niej się opierają. Ową pychą szczycą się, gdy twierdzą, że oni jedynie powiadają mądrość, a nadęci nią i zuchwali mówią: my nie tacy, jak reszta ludzi, i aby do tej reszty nie być przyrównanymi, wymyślają i popełniają największe niedorzeczności. Owa pycha sprawia, że odrzucają wszelkie posłuszeństwo i żądają, aby władza tworzyła jedno z wolnością; ta pycha sprawia dalej, że zapominając o sobie samych, myślą jedynie o reformowaniu innych.

Żaden wzgląd na stopień, żadne poważanie, należne choćby najwyższej władzy. Zaprawdę, żadna z dróg, wiodących do modernizmu, nie jest krótsza i dogodniejsza nad tę pychę. Wskażcie nam katolika świeckiego albo kapłana, który zatracił przykazanie życia chrześcijańskiego, a mianowicie tę zasadę, że winniśmy wyrzec się siebie samych, jeżeli chcemy iść w ślady Chrystusa: taki świecki człowiek, taki kapłan na pewno od razu przyjmie wszelkie błędy modernizmu.

Oto dlaczego, Czcigodni Bracia, Waszym najświętszym obowiązkiem jest zagrodzić drogę tym pyszałkom, zmusić ich do zajęć najpowszedniejszych i najniższego rzędu, aby tym niżej się znaleźli im wyżej celowali i ażeby znalazłszy się niżej, mniej mieli możności szkodzenia. Prócz tego wy sami lub też przez kierowników semanariów duchownych powinniście dawać jak największe baczenie na alumnów: gdy zauważycie w nich ducha pychy i wyniosłości, winniście ich z całą bezwzględnością odsunąć od święceń. Obyście postępowali zawsze w ten sposób z możliwie największą czujnością i stanowczością!

 

Przyczyna natury intelektualnej:
ignorancja

 41.  Gdy tak od przyczyn natury moralnej przechodzimy do intelektualnych, widzimy, że pierwszą i najgłówniejszą jest tu ignorancja. Moderniści, którzy mienią się doktorami w Kościele naszym; którzy wynoszą pod niebiosa filozofię nowożytną i gardzą scholastyką, nie znając tej ostatniej, nie posiadając metod potrzebnych do rozwikłania trudności i wykrycia sofizmatów, sami wpadają w sidła fałszywych pozorów. Ze skojarzenia fałszywej filozofii z wiarą powstał ich system, przeładowany najokropniejszymi błędami.

 

Pogarda magisterium Kościoła, Tradycji, Ojców Kościoła oraz filozofii scholastycznej

 42.  Gdyby przynajmniej z mniejszą gorliwością i z mniejszym zapałem szerzyli swoje błędy! Lecz taki jest zapał ich, taka wytrwałość w pracy, że niepodobna patrzeć bez przykrości na ono marnowanie sił, które służą na szkodę Kościoła, podczas, gdy użyte należycie, mogłyby okazać mu ogromne usługi.

Dwa są sposoby, których używają oni w celu obałamucenia umysłów. Pierwszy polega na tym, że usiłują usunąć przeszkody, stojące im na drodze, drugi: chcą wykryć i zastosować czynnie i cierpliwie wszystko to, co może być dla nich pożyteczne. Trzy są główne przeszkody, które w swych dążeniach spotykają na drodze: filozofia scholastyczna, powaga Ojców Kościoła i Tradycja, i urząd nauczycielski Kościoła. Przeciwko temu walczą najzawzięciej. To też filozofię i teologię scholastyczną gdzie tylko mogą ośmieszają i nią pogardzają. Czy to czynią z ignorancji, czy ze strachu, czy też dla jednej i drugiej racji, dość, że skłonność do modernizmu łączy się zawsze z nienawiścią do metody scholastycznej; najpewniejszym objawem, że skłonność do modernizmu budzi się w pewnym umyśle, jest odraza tegoż do metod scholastycznych.

Niechaj moderniści i ich rzecznicy pamiętają na zdanie, potępione przez Piusa IX, które brzmi: "Metoda i zasady, które służyły starożytnym uczonym scholastykom w badaniach teologicznych nie odpowiadają już wymaganiom czasów naszych ani postępowi nauk".

Usiłują, dalej, podstępnie wypaczyć siłę i naturę Tradycji, aby, w tej sposób, poderwać jej znaczenie, i powagę. Zawsze będzie powagą pod tym względem drugi Sobór Nicejski, który potępił "ośmielających się w ślad za bezbożnymi heretykami lekceważyć Tradycję kościelną, a wprowadzać natomiast nowe poglądy... lub złośliwie i chytrze usiłujących obalić pewne uświęcone tradycje Kościoła Katolickiego". Dla katolików będzie tu powagą orzeczenie czwartego Soboru Konstantynopolitańskiego: "Dlatego wyznajemy, iż będziemy zachowywać i strzec praw, nadanych świętemu i apostolskiemu Kościołowi, bądź przez świętych i najdostojniejszych Apostołów, bądź przez prawowierne powszechne i prowincjonalne Sobory i synody, jak również przez któregokolwiek Ojca Doktora Kościoła, tłumaczów rzeczy Boskich".

Stąd też Pius IV i Pius IX rozkazali dodać do wyznania wiary te słowa: "Przyjmuję i przestrzegać będę jak najusilniej Tradycji apostolskich i Kościelnych oraz innych postanowień Kościoła św. i konstytucji."

Oczywiście, moderniści rozciągają na Ojców Kościoła swój sąd o Tradycji. Z niezwykłym zuchwalstwem powiadają, iż Ojcowie Kościoła zasługują na szacunek, lecz w stosunku do historii i krytyki wykazują ogromną ignorancję, co tylko wytłumaczyć można warunkami ówczesnej epoki.

 

Nienawiść i chytrość modernistów

Wreszcie usiłują oni na wszelki sposób uszczuplić zakres urzędu nauczycielskiego w Kościele, już to drogą bluźnierczych objaśnień jego pochodzenia, natury i praw, już też, wydając przeciwko niemu, bez żadnych skrupułów potwarcze druki nieprzyjaciół. Do tego tłumu modernistów można zastosować słowa, pisane z wielką goryczą przez Naszego poprzednika: "Aby ściągnąc oburzenie i nienawiść do mistycznej Oblubienicy Chrystusowej, która jest światłością prawdziwą, synowie ciemności zwykli używać w obliczu świata całego, obłudnej potwarzy, i przeinaczając sens oraz wartość rzeczy i słów, ukazują ją jako przyjaciółkę ciemności, szerzycielkę ignorancji, wroga nauk, światła i postępu." Nic też dziwnego, Czcigodni Bracia, że moderniści z całą swą złą wolą i z całą cierpkością prześladują katolików, walczących mężnie w obronie Kościoła.

Nie ma obelg, którymi by oni ich nie obrzucali; zazwyczaj jednak wyrzucają im ignorancję i upór. Kiedy zaś ulękną się erudycji i siły przeciwnika katolickiego, wówczas walczą niejako sprzysiężonym ignorowaniem go. Taka taktyka w stosunku do katolików tym bardziej zasługuje na potępienie, że jednocześnie nie szczędzą pochwał tym, którzy do nich przystają: ich książki pełne nowości witają powszechnym oklaskiem i okrzykiem podziwu; im bardziej zuchwały jest autor w napaściach na rzeczy stare, im bardziej podrywa Tradycję i urząd nauczycielski, tym pochopniej okrzykują go uczonym; gdy wreszcie - i to już powinno przejąć zgrozą każdego katolika - który z nich zostanie potępiony przez Kościół, inny natychmiast otaczają go tłumnie, nie tylko składają mu hołdy publiczne, ale czczą go niemal jako męczennika prawdy. Tym hasłem pochwał i obelg podniecona i ogłuszona młodzież, pragnąc nie za ignorantów lecz za uczonych uchodzić, z drugiej strony - pod silnym parciem ciekawości i pychy - ulega modernizmowi i wstępuje w jego szeregi.

 

Gorliwość modernistów w rozprzestrzenianiu swych błędów

 43.  Lecz to już wchodzi w zakres sposobów, stosowanych przez modernistów jakby w celu sprzedaży swoich towarów. Czegóż bowiem nie czynią oni, by pozyskać nowych stronników? W seminariach duchownych, na wszecnicach starają się pochwycić w swe dłonie prowadzenie studiów i katedry profesorskie niejednokrotnie zamieniając je tam na stolice zaraźliwości.

Swe zasady, wprawdzie pod rozmaitymi osłonami, rozsiewają w świątyniach z ambon; otwarcie to czynią na kongresach, a już wprost wprowadzają je i puszczają w bieg w instytucjach społecznych. Wydają książki, dzienniki, pisma pod swoimi nazwiskami lub pod pseudonimami. Niekiedy jeden z nich przybiera kilka nazwisk, aby udaną mnogością autorów tym łatwiej zwieść nieostrożnego czytelnika. Jednym słowem - piórem, czynem, wszelakimi możliwymi sposobami, manifestują swoje poglądy i naprawdę wydaje się, jakoby się miało do czynienia z opętanymi.

I jakiż tego wszystkiego skutek? Oto opłakiwać musimy wielu młodzieńców, będących nadzieją Kościoła i rokujących mu wielkie nadzieje na przyszłość - a dziś po manowcach błądzących. Oto opłakiwać jeszcze musimy i wielu katolików, którzy dalecy zresztą od krańcowości, zarażeni niejako tą zgniłą atmosferą modernistyczną - poczęli myśleć, mówić, pisać z większą swobodą, niźli to przystoi katolikom. Sporo ich należy do świeckich, ale niemało jest w szeregach duchowieństwa - a nawet tam, gdzie najmniej można się było tego spodziewać - w zakonach. Kwestie biblijne traktują podług zasad modernistycznych.

Pisząc historię, starają się wydobyć na światło dzienne wszystko, to, co stanowi - wedle ich zapatrywania - ciemną plamę w dziejach Kościoła, a czynią to pod pretekstem mówienia całej prawdy - z pewnego rodzaju zadowoleniem. Ulegając pewnym z góry postawionym sobie twierdzeniom, niszczą o ile mogą całkiem apriorycznie pobożne tradycje, będące w powszechnym użyciu. Ośmieszają święte relikwie czczone dla ich starożytności. Wreszcie pożera ich żądza sławy: rozumieją też, że nikt o nich nie będzie wiedział, jeżeli będą mówić to, co dotychczas mówiono. Tymczasem przekonani są, że w ten sposób służą Bogu i Kościołowi: w rzeczywistości jednak wyrządzają mu nieobliczalne szkody, nie tylko może tym, co czynią, ile duchem, który ich ożywia oraz poparciem, jakiego doznają zewsząd zawodne ich wysiłki.