Według ustaleń tygodnika „Wprost” w ministerstwie skarbu od 2008 roku w ogóle nie ma papierowych ksiąg wejść i wyjść. Działa za to elektroniczny system rejestracji gości, w którym dane są kasowane po roku automatycznie. Co więcej, resort nie posiada też spisu wejść i wyjść sprzed tego okresu, bo Ministerstwo zniszczyło odpowiednie dokumenty. Ma to wynikać zdaniem samego resortu z wykładni Generalnego Inspektora Ochrony Danych Osobowych.

Tymczasem jak przyznaje były prokurator krajowy Kazimierz Olejnik z rozmowie z "Wprost", księga wejść i wyjść może być istotnym dowodem w postępowaniu karnym. Informacje w niej zawarte mogą bowiem wskazać, że np. osoba ścigana kontaktowała się z urzędnikiem z resortu.

Zarazem, jak donosi "Wprost", po wybuchu głośnych afer politycznych okazywało się, że księgi wejść i wyjść do ważnych budynków ginęły w niewyjaśnionych okolicznościach. Tak było po wybuchu tzw. seksafery w Samoobronie w 2006 r., gdy okazało się, że zaginęła lista gości odwiedzających hotel poselski.

W porównaniu z resortem skarbu, w innych instytucjach państwowych informacje o odwiedzających przechowuje się co najmniej przez kilka lat. Dla przykładu - w Ministerstwach Spraw Zagranicznych i Rolnictwa - przez dziesięć lat. A w Prokuraturze Okręgowej w Warszawie – przez pięć lat.

Bjad/rzeczpospolita.pl