Sylwia Krasnodębska z "Gazety Polskiej Codziennie" pisze: "Na punkcie „Minionków” szaleją nawet dzieci, które filmu nie zobaczyły. Ale ich rodzice nie powinni żałować i nadrabiać tej straty. Animacja wdarła się na rynek tylko dzięki agresywnej reklamie. W warstwie przekazu jest jednak bardzo szkodliwą bajką, która w ogóle nie powinna być pokazywana dzieciom!"

I dalej: "Dochód ze sprzedaży biletów na „Minionki” wyniósł na całym świecie ponad 625 mln dol. W dwa tygodnie po premierze w Polsce (26 czerwca) amerykański film obejrzało ponad 1,2 mln widzów. Wynikami oglądalności żółte stworki pokonały m.in. dinozaury z kultowego „Jurassic World”. Produkcja filmu kosztowała 74 mln dol.

Minionki to stworzonka, które chcą służyć złemu władcy. Wędrują więc po świecie w poszukiwaniu najokrutniejszego człowieka, któremu będą poddane. Dopiero gdy trafiają pod rządy Scarlett O`Haracz (oryginalny dubbing Sandra Bullock) przekonują się, że źle wybrały, bo podstępna kobieta planuje poddać je torturom.Minionki muszą teraz wykaraskać się z tarapatów i poszukać nowego złego władcy, który być może nie będzie chciał ich zabić. Film ma bardzo niejednoznaczny przekaz moralny. Bo z jednej strony Minionki przekonują się do tego, że służenie złu może je słono kosztować, ale z drugiej strony cała fabuła została zbudowana na fascynacji złem. Choć same stworki wydają się postaciami pozytywnymi, mającymi do siebie przyjacielski stosunek, to jednak niczym baranki na rzeź, idą z uśmiechem pod panowanie kolejnego złego władcy.

Więcej w dzisiejszej "Gazecie Polskiej Codziennie".