Na początku prof. Andrzej nowak odnosi się do współczesnych wypowiedzi polityków świata Zachodniego, zwłaszcza Francji i Niemiec, którzy z aprobatą wypowiadają się o Rosji Putina. Wszyscy oni nakazują Polsce, by zamiast rozsądnej i trzeźwej polityki wschodniej, dogadała się z Rosją: "Myślę, że to symptom innego zjawiska: absolutnej pogardy dla krajów położonych na wschód od Niemiec. Tradycyjne elity zachodnie w ogóle nie są zainteresowane tym, by pogłębiać wiedzę na temat naszej części Europy, wyjść poza stereotypy. To zjawisko doskonale opisał już ponad 20 lat temu amerykański historyk Larry Wolff w książce, która – nie wiem dlaczego – do dzisiaj nie została przetłumaczona na język polski – „Inventing Eastern Europe" (Wymyślając Europę Wschodnią). Wskazał on dwa modele tworzenia pewnego stereotypu Europy Wschodniej. Za patrona pierwszego z nich, zresztą dominującego, możemy uznać Woltera, który był sowicie opłacany przez carycę Katarzynę II. Oświeceniowi myśliciele, stojący za tym modelem, w swej ignorancji zakładali, że partnerem cywilizowanej Europy ze stolicą w Paryżu może być na Wschodzie jedynie potężny despota, gdyż tylko ktoś taki – oczywiście wysłuchawszy ich rady, którą szepną mu do ucha – może narzucić mieszkającym tam podludziom takie porządki, jakie Zachód sobie wymyśli. Skoro więc Rosjanie zbudowali tak potężny system władzy, który podbija czy podporządkowuje sobie ościenne kraje, to najlepiej szeptać rady Piotrowi czy jego następcom. ".

Drugim człowiekiem reprezentującym pogardę dla Wschodu był "Jean-Jacques Rousseau, myśliciel akurat sympatyzujący z Rzeczpospolitą. W swych „Uwagach nad rządem Polski" opisuje Polaków jako szlachetnych obrońców wolności przeciwko despotyzmowi, jaki symbolizuje Rosja. Jednak w jego pracach widać podobną ignorancję: nie trzeba poznawać krajów na wschód od Niemiec, wystarczy dopasować je do zachodniej wizji rzeczywistości. Rousseau patrzył na nas przez pryzmat własnych wartości, traktował Polskę jedynie jako pionka w swej grze. Odrzucał jakąkolwiek potrzebę modernizacji naszego kraju, bo to mogłoby zepsuć jego wizję walki szlachetnych, ale dzikich obrońców wolności". 

Profesor Nowak wyjaśnia czytelnikom "Plusa Minusa" kiedy tak naprawdę rozpoczęła się współpraca Europy z Rosją: "Już wcześniej wielcy książęta moskiewscy próbowali nawiązać współpracę z Habsburgami przeciwko wspólnemu wrogowi, którym było imperium jagiellońskie. To było powodem pierwszego zainteresowania dyplomatów europejskich Moskwą, ale nie przerodziło się jeszcze w żadną głębszą fascynację kulturową tym wielkim, ale mało znanym krajem gdzieś na dalekiej północy, bo tak lokowano Rosję na mentalnej mapie Europy przed końcem XVIII w. (...)

To właśnie za czasów Piotra Rosja rozpoczęła się europeizować. "W XVIII w. przeważało pozytywne zainteresowanie tymi zmianami, tym kolosem, który przekształca się na zachodnią modłę. To, że potężne despotki na Wschodzie słuchały rad oświeceniowych filozofów, traktowały ich bardzo poważnie, na pewno łechtało ich dumę. W końcu zachodni władcy raczej nie słuchali ich z uwagą. Służba orientalnemu despocie była więc dla nich wspaniałą przygodą, bo mógł on dużo więcej niż nawet monarcha absolutny we Francji. Z dnia na dzień mógł nakazać ogolić szlachcie brody, ubierać się po europejsku, uczestniczyć w balach czy mówić po francusku. Wydawało się, że mógł zadekretować każdą utopię, jaką tylko filozofowie w Paryżu sobie wymyślą. W kręgach intelektualnych Zachodu zaczynały się więc budzić nadzieje, że dostęp do carskiego ucha może pozwolić im zrealizować ich wymarzone eksperymenty społeczne".

Po czym od rewolucji francuskiej sen o oświeconej Rosji zaczyna upadać, ale tylko na chwilę: "Katarzyna otwarcie wystąpiła przeciwko nowej Europie i wprowadziła cenzurę, której wcześniej formalnie nie było. Powiedziała: „Stop, tego wcale tu nie chcemy". W więzieniach zaczęli lądować pisarze i wszyscy, którzy domagali się zmian zgodnych z ideami Oświecenia. W końcu doszło do militarnej konfrontacji między Rosją a Europą, przypomnijmy, że już w 1799 r. oddziały Suworowa starły się zwycięsko z wojskami francuskimi we Włoszech, a po pokonaniu Napoleona w 1812 r. wojska rosyjskie wychodzą ostatecznie w roku 1814 na rubież Atlantyku i przez dwa lata mają strefę okupacyjną w Normandii. Owi „dzicy kozacy" z pikami i w futrzanych czapkach, pojący konie w Sekwanie, pobudzają w Europie antyrosyjskie nastroje. Jak długo byli gdzieś daleko, w Petersburgu, można się było nimi bezpiecznie fascynować. Kiedy zdobywali Polskę czy walczyli z Turkami – to było w porządku, ale gdy pojawili się na francuskich ulicach, zaczęli wywoływać poczucie nieprzyjemnej bliskości. W efekcie na Zachodzie zaczęła się rodzić rusofobia, do czego swoje trzy grosze dołoży jeszcze polska propaganda z okresu rozbiorów. Główny motyw literacki stworzył w tej dziedzinie George Byron, który w swym wielkim poemacie „Wiek brązu" cara Aleksandra jako symbol despotyzmu przeciwstawia Tadeuszowi Kościuszce, czyli symbolowi wolności" - pisze prof. Nowak.

Rusofobia europejska trwała do porażki Rosji w czasie tzw. wojnie krymskiej, czyli w 1853 r. To wtedy Niemcy i Francja rozpoczęły kolejny raz patrzeć na pokonane mocarstwo. "Francja przestała mieć z Rosją jakiekolwiek konflikty interesów, a Wielka Brytania mogła znowu (chwilowo) traktować Rosję jako przeciwwagę dla potęgi Francji w Europie. Do tego w Europie Środkowo-Wschodniej dominacja Rosji miała równoważyć potęgę Niemiec po zjednoczeniu. Później Bismarck rzuca na kolana Francję, więc ta zaczyna tęsknie spoglądać na Petersburg, by zawrzeć z nim sojusz przeciwko Niemcom. Do tego czas po wojnie krymskiej to znowu okres modernizacji Rosji. Tak zwani oświeceni biurokraci chcą powtórzyć eksperyment Piotra i znów upodobnić Rosję do Europy" - mówi profesor Nowak.

A jak Europa odebrała rewolucję bolszewicką? Na to prof. Nowak odpowiada: "Dominowało szczere zainteresowanie. W Rosji działo się coś nowego, niezwykłego, jakiś niesamowity eksperyment. Trochę dziki, barbarzyński, ale ta nowość była fascynująca. Tu charakterystyczna była postawa zwłaszcza angielskich kręgów intelektualnych, którą badałem na przykładzie ich reakcji na wojnę bolszewicko-polską. Tam nie było żadnej sympatii do Polski, nawet gdy bolszewicy stali już u wrót Warszawy. Według przedstawicieli owych elit, takich jak Bertrand Russell czy Herbert Wells, Polska nie miała nic nowego do zaproponowania Zachodowi. Reprezentowała „stary model" ustroju państwowego, a kiedy próbowała walczyć o swoje bezpieczeństwo wobec bolszewickiego zagrożenia, oskarżano ją o ohydny imperializm.... Natomiast Rosjanie próbowali wprowadzić w życie ideał utopii społecznej, czego nikt nigdy jeszcze nie robił z taką porażającą śmiałością. Ta śmiałość imponowała lewicowo-liberalnej części brytyjskich elit. Nie ich bolały koszty tych „eksperymentów". W duszy więc dodawali: chwała Bogu, że bolszewicy wprowadzają swoje nowe wspaniałe porządki u siebie, a nie na Wyspach. Brytyjczycy nie życzyli sobie takiej utopii w Londynie, ale cieszył ich ten eksperyment obserwowany z bezpiecznego dystansu. Stąd te pielgrzymki Wellsa i Russella do Lenina czy George'a Bernarda Shawa do Stalina. Ich wyobraźnię dodatkowo pobudzała skala okrucieństwa Sowietów. Wielu intelektualistom imponowało, że Rosjan stać na to, by kosztem takich ofiar budować nowy porządek, tworzyć coś nowego. Liczba ofiar potwierdzała tylko wielkość, „odwagę" rewolucjonistów – tak myślano w wielu zachodnich salonach. Skoro działo się to tak daleko, chciano pozwolić Rosjanom w spokoju prowadzić ten eksperyment, bo być może tworzyli oni właśnie system, w którym jest przyszłość całej ludzkości. Zresztą komunizm fascynował Zachód do samego końca, oczywiście na różnych etapach w różnym stopniu. Były co prawda pęknięcia w tej narracji, wywołane choćby przez podpisanie paktu Ribbentrop-Mołotow, czyli paktu o przyjaźni między ZSRR a III Rzeszą. To był prawdziwy szok dla zachodnich lewicowych intelektualistów. Jednak po 22 czerwca 1941 r. i ataku Niemiec na Rosję szok szybko minął. Znowu się okazało, że Sowieci są główną siłą antyfaszystowską, i wszyscy natychmiast zapomnieli, że pierwszą ofiarą i pierwszym krajem, który stawił czoło Niemcom, była Polska". Co najbardziej ponure to fakt, że elita Zachodnia była zafascynowana tym, co robił Stalin. "Twierdzono, że Rosja może robić w swojej strefie, co tylko chce, bo ma do tego prawo w ramach zadośćuczynienia za bezczynność Zachodu, za to, że alianci tak długo nie otwierali drugiego frontu. Jednak ta gigantyczna machina wojenna, którą stworzył Stalin, zaczęła w końcu przerażać także Zachód. Nagle wrócił strach z 1812 roku, że „kozacy" znów mogą dojść na rubież Atlantyku i znów będą poić konie w Sekwanie. Następuje pęknięcie w zachodnich elitach. Część przedstawicieli lewicy dalej twierdzi, że Stalin jest dobry, a za początek zimnej wojny odpowiada Ameryka. Jednak w większej części elit, szczególnie w USA i w Wielkiej Brytanii, może w mniejszym stopniu we Francji, zaczęła przeważać krytyka Stalina. Dobry wujek Joe stał się nagle krwawym dyktatorem".

A jak jest dziś? Czy nadal Zachód zapatrzony jest w Rosję? "Gdy Rosja przestała budzić strach i grozę, na Zachodzie nastąpił błyskawiczny spadek zainteresowania nią. Fascynację Rosją zastąpiła fascynacja światem arabskim (...) Rosję zaczęto zaś traktować z pobłażaniem. Cieszono się, że znowu reformuje się na wzór zachodni. Ameryka gotowa była iść na rozmaite ustępstwa, byle tylko nie zniechęcić Moskwy do pieriestrojki. Przykładem tego jest słynne Chicken Kiev speech (tchórzliwe przemówienie w Kijowie) Georga Busha seniora z 1991 r., gdy namawiał on Ukraińców, żeby nie odrywali się od Rosji, bo niepodległość nie jest dla nich właściwym ideałem, a wolności powinni szukać pod opieką Związku Sowieckiego i dobrego wujka Gorbaczowa. Imperium ze stolicą w Moskwie było dla Zachodu znanym przeciwnikiem, z którym można było jakoś dzielić odpowiedzialność za losy świata". 

Dziś w kontekście kryzysu ukraińskiego wraca ponownie fascynacja kulturą rosyjską, ale trzeba przyznać, że tylko przez część kultury zachodniej. "Jak zauważył Alain Besançon, niektórzy miłośnicy kultury rosyjskiej po prostu wierzą w Rosję, jak dawniej wierzyło się w Boga... To inny rodzaj fascynacji niż ta, jaką mamy, wielbiąc choćby poezję polską czy angielską. W przypadku Rosji niektórzy wierzą, że w tej kulturze mogą znaleźć zbawienie. Do tego Putin świadomie nawiązuje, pokazując, że wielka kultura rosyjska może być ideologią uniwersalną" - kończy prof. Nowak.

Całość w weekendowym "Plus Minus"

oprac.mark