Zanim dojdzie do ponownego przyjścia Pana, chce On dać ludzkości ostatnią deskę ratunku, którą jest Boże miłosierdzie – opowiada Lech Dokowicz w rozmowie z "Gościem Niedzielnym".


 

Marcin Jakimowicz: Hitchcock zaczynał film od trzęsienia ziemi. Wy od tajfunu. Co czuliście, gdy ocalona dziewczynka opowiadała wam: „Zobaczyłam Jezusa”?

Lech Dokowicz: Wielokrotnie już rozmawialiśmy z ludźmi, którzy spotkali się z Bogiem. W tym znaczeniu nie było to dla nas nic dziwnego. Po prostu On jest taki sam: „wczoraj, dziś i na wieki”. Tak więc to, co znamy z kart Ewangelii, co działo się dwa tysiące lat temu, dzieje się tak samo dzisiaj. Nie ma tu żadnej różnicy. Pan Bóg pozwala doświadczyć tej bliskości wszystkim tym, którzy prawdziwie w Niego uwierzyli.

„Nie jest prawdą, że chłopaki nie płaczą. Płaczą” – mówi jeden z waszych bohaterów. A Wy? Która scena wywołała w Was największe poruszenie?

W filmie, jeżeli ogląda się go z otwartym sercem, jest wiele scen, które dotykają. Dla mnie jedną z nich jest historia o niszczącym swoje istnienie chłopaku, z czerwono-żółtymi włosami i sześcioma kolczykami w uszach, któremu pod wpływem jednej Koronki do Bożego Miłosierdzia Pan Bóg wywraca do góry nogami życie. Kiedy patrzy się, kim jest teraz ten człowiek, trudno się nie wzruszyć.

„Nie stawiajcie oporu złemu” prosi Jezus. To zdumiewające słowa, bo katolik nad Wisłą postrzegany jest jako ten, który nieustannie piętnuje zło. Pierwsza scena filmu: Faustyna przychodzi na „pole walki”, rockowy koncert z błogosławieństwem, a nie potępieniem Jak się tego nauczyć?

Trudna to sztuka, ale znam wielu katolików, którym się to udało pod wpływem „Dzienniczka”. Czytając „Dzienniczek”, człowiek ma szansę zajrzeć niejako za kurtynę, wejść w doświadczenie wewnętrznego dialogu z Bogiem. Jest to jedna z tych fundamentalnych lektur duchowych, która ma moc aż tak zmienić życie.

Przed laty kondycję polskiego Kościoła nazwałeś „przegrupowaniem sił”. A dziś? Widzisz jakieś przełomy?

Tak, widzę przede wszystkim polaryzację. Coraz mocniej oddzielają się owce od kozłów (Mt 25,32). Z jednej strony coraz więcej katolików, w dobrym tego słowa znaczeniu, radykalizuje swoją postawę i biorąc na serio Ewangelię, zaczyna nią żyć, a z drugiej rosnąca rzesza ochrzczonych odwraca się plecami do Boga. Jedni idą na życie, a drudzy na śmierć.

„Chodźmy, siostro, nasza modlitwa jest potężna” mówi jeden z bohaterów filmu w obozie dla ocalałych po tajfunie. „I dał mi Pan poznać, że przez tę Koronkę wszystko uprosić można” pisała Faustyna (Dz 1128). Kiedy miałeś okazję przekonać się o prawdziwości tych słów?

Kiedyś pojechałem do Monachium, aby prosić młodego Niemca, który namówił swoją kochankę do aborcji, aby błagał Pana Boga o przebaczenie tamtego czynu. Kiedy rozstawaliśmy się, poruszony rozmową straszliwie płakał. W drodze powrotnej na wysokości Berlina zatrzymałem się jako ostatni w korku na autostradzie. Po chwili zobaczyłem w lusterku pędzący z olbrzymią prędkością prosto na mnie samochód. Pomyślałem, że to koniec, ale w ostatniej chwili inny pojazd, dojeżdżając do stojących w korku, zmienił pas i wjeżdżając na ten, na którym ja stałem, zasłonił mój. Całe uderzenie trafiło w niego. Po chwili obydwa samochody stały w płomieniach. Ja wyszedłem z tego bez draśnięcia. Po chwili szoku rozluźniłem palce, w których trzymałem różaniec – było właśnie krótko po 15.00, a ja od kilku minut odmawiałem Koronkę do Bożego Miłosierdzia. Potem zrozumiałem, co się stało: diabeł chciał się zemścić za tę rozmowę w Monachium, a Pan Bóg okazał mi miłosierdzie przez moc tej modlitwy. Koronka uratowała mi życie.

„Pamiętam człowieka, którego kiedyś mocno skatowałem. Miał brodę, długie włosy. Jezusek – tak sobie żartowałem ” łatwo wyciągać od ludzi takie wyznania?

Poprzez rozmowy i wspólne działanie ludzie poznają się najlepiej. Myślę, że dla naszych bohaterów szybko stało się jasne, że tak jak im, tak i nam bardzo wiele zostało darowane i dlatego stoimy po tej samej stronie barykady i że bardzo nam zależy, aby ten film stał się Bożym narzędziem i uratował wiele dusz. Wiedzieli też, że ich bardzo szanujemy, że jesteśmy ludźmi wierzącymi i dlatego mogą się przed nami otworzyć, bo cokolwiek powiedzą, nie zostanie to wykorzystane przeciw nim.

WIĘCEJ NA ŁAMACH "GOŚCIA NIEDZIELNEGO"

bbb