Europejska cywilizacja śmierci zebrała kolejne krwawe żniwo na dzieciach. Wszyscy wiemy, że na Zachodzie powszechnie morduje się nienarodzonych. Nieco mniej znane jest jednak prawo holenderskie, które pozwala na zabijanie dzieci już po ich urodzeniu. Nie lubię porównywania współczesnego prawodawstwa do systemu nazistowskich Niemiec, ale w tej sprawie trudno powstrzymać się przed taką analogią.

Tym bardziej, że wspomniane prawo znajduje zastosowanie bardzo często. Opublikowano właśnie oficjalne dane za rok 2013. Okazuje się, że Holendrzy zamordowali wówczas aż 650 dzieci, które przyszły już na świat. Wszystko dlatego, że w ocenie lekarzy i rodziców zbyt mocno cierpiały lub były narażone na życie pełne cierpienia.

Postępowy Holender nie jest głupi: dobrze wie, że między dzieckiem w łonie matki a dzieckiem narodzonym nie ma żadnej różnicy. Nie będzie więc sobie marnował życia na opiekę nad niepełnosprawnym w imię przestarzałych tabu. Stąd prawo, które pozwala na mordy na nienarodzonych: sposób na wygodne załatwienie problemu dla tych, którzy z różnych powodów „przespali” możliwość zabicia dziecka w brzuchu matki.

Jest to obrzydliwy przykład zastosowania eutanatycznej idei, będący de facto jej całkowitym wynaturzeniem. Zwolennicy eutanazji mówią zwykle, że chodzi tu o pomaganie ludziom nieuleczalnie chorym w wygodnym odchodzeniu z tego świata. Znajduje to swoją doskonałą ilustrację w niemieckim określeniu tego procederu – Sterbehilfe, pomaganiu przy umieraniu.

Praktyka Holendrów pokazuje jednak jasno: to nie jest ani Sterbehilfe, ani „dobra śmierć” (eutanazja). To po prostu zwykłe zabijanie osób, które nie są w stanie same zdecydować o własnym życiu. Byłoby lepiej mówić o „usypianiu”, tak, jak w przypadku zwierząt domowych. 650 holenderskich dzieci potraktowano bowiem właśnie jak psy.

Podobnie traktuje się zresztą coraz więcej ludzi: będących w śpiączce, u których stwierdzono śmierć mózgu, chorych psychicznie – wymieniać można długo. Dziś wystarczy być starym i „ogólnie czuć się źle”, by na człowieku wykonano wyrok śmierci.

Tak wygląda „miłosierdzie” laickiej cywilizacji. Zabić: i po problemie. 

Paweł Chmielewski