,,Niczego podczas prac komisji smoleńskiej nie sfałszowaliśmy'' - próbuje przeczyć ministrowi Antoniemu Macierewiczowi Jerzy Miller, były szef MSWiA i przewodniczący komisji odpowiedzialnej za raport po katastrofie smoleńskiej. W rozmowie z Onetem Miller zaklina się, że ,,nie było żadnej eksplozji poprzedzającej uderzenie tupolewa w ziemię''.


Tymczasem po przeprowadzonych analizach minister Antoni Macierewicz wykazał szereg rażących, poważnych przeinaczeń w raporcie komisji Millera. Stwierdził między innymi jednoznacznie, że tak naprawdę zidentyfikowano dwa wybuchy; dodatkowo, że w kabinie pilota, wbrew twierdzeniom komisji, nie znajdował się bynajmniej gen. Andrzej Błasik.


Na nagraniu posiedzenia komisji Millera słychać słowa: ,,Tutaj mamy znowu z ekspertyzy wykonanej przez firmę Smallgis zaznaczone prawdopodobne strefy wybuchów o średnicy 14,9 metrów, czyli tu i tu. To jest nieładnie napisane "wybuchów". Czy możemy tu twórczo dokonać korekty? Od razu? Tutaj wstawimy "w strefie pożarów". Bez średnic? Oni twierdzą, że to jest prawdopodobne, jako eksperci''.


Macierewicz ocenia to jednoznacznie: to jest po prostu fałszowanie.


Co na to Miller? Twierdzi, że ekspertyzy, która stwierdzała wybuchy... ,,nie było''. Szerzej rzecz tłumaczy w rozmowie z Onetem późniejszy przewodniczący komisji, Maciej Lasek.

,,Analiza ta polegała na porównaniu dwóch zdjęć satelitarnych z lotniska w Smoleńsku — 5 kwietnia oraz 12 kwietnia 2010 r., a zatem przed i po katastrofie. Oglądając wyłącznie te zdjęcia analitycy uznali, że w miejscach najbardziej intensywnego pożaru po katastrofie powstały "prawdopodobne miejsca wybuchu". A zatem w ogóle się nie odnosili do wybuchów na pokładzie. Zmieniliśmy to sformułowanie [...] Koledzy, którzy byli w Smoleńsku, powiedzieli, że nie było żadnych pożarów z wybuchami, tylko płonęło paliwo. W naszym raporcie skorzystaliśmy ze zdjęcia analizowanego przez Smallgis i podpisaliśmy jako prawdopodobne strefy pożaru'' - opowiada.

mod/onet.pl