Muszę opisać to wydarzenie, gdyż nic równie dziwnego wcześniej mi się nie przytrafiło. I nie jest to, uwierzcie na słowo, żadna literacka figura.

Zacznę od tego, że śpię zwykle jak kamień i nie mam sennych majaków. W środę po północy stwierdziłem, że znajduję się w dużym, dość jasnym salonie. Rozglądając się wokół dostrzegłem za wielkim, okiennym przeszkleniem znajomą sylwetkę. Gdy podszedłem bliżej okazało się, że na zewnątrz stoi mój przyjaciel, biznesmen i wizjoner, który zawsze marzył o uruchomieniu własnej fabryki. Nagła śmierć pokrzyżowała jednak jego ambitne plany.

 

Przyjaciel uśmiechnął się szeroko na mój widok, a ja z radości - uczucie to towarzyszyło mi jeszcze przed wyjściem do pracy - objąłem go mocno, odczuwając jednocześnie silny uścisk jego rąk. Rozmawialiśmy chwilę, nie pamiętam już o czym. Zdziwiło mnie, choć powinno właściwie przerazić, że za moim przyjacielem pojawiła się grupa osób, wśród których rozpoznałem ludzi niedawno zmarłych. Po przebudzeniu się nie byłem jednak w stanie odtworzyć ich twarzy.

Rano towarzyszyły mi różne uczucia. Głównie jednak radości. Nie chciałem martwić żony, uznałem jednak, że warto podzielić się z nią tym dziwnym doświadczeniem, choćby z tego względu, że już kilkukrotnie przekonywaliśmy się, że podobne sygnały zwiastowały kolejne, tym razem realne wydarzenia. ­­

Małżonka odezwała się po dziesiątej, pytając mnie przez telefon czy słyszałem o śmierci Jana Kulczyka. Wcześniej, spoglądając w monitor komputera, zastanawiałem się, jaki głębszy sens może mieć mój sen.

Czy kryje się za nim wołanie dusz o modlitwę?

Kulczyka widziałem tylko raz. Przed czterema laty odbył się w Krakowie huczny jubileusz 10-lecia ślubu córki miliardera, będącej wówczas jeszcze w związku z przedstawicielem jednej z najstarszych arystokratycznych polskich rodzin. W południe odprawiona została msza w kościele św. Barbary, po której odbył się lunch i bal na zamku w Nowym Wiśniczu. Nie wiem czy mój znajomy, który pojawił się we śnie, miał z Kulczykiem jakikolwiek kontakt.

Niezwykły sen przypomniał mi własne, powracające co pewien czas refleksje, które dotyczą ludzi niewyobrażalnie bogatych. Jakie są ich marzenia i jakie przyświecają im cele? Potocznie uważa się, że takie postaci świetnie nadają się do pełnienia wysokich funkcji publicznych, gdyż nie mając poważniejszych problemów materialnych, nie dążą do dalszego bogacenia się kosztem podatnika.

O tym, jak naiwne jest to przekonanie, świadczą liczne przykłady rozmaitych osób, które właśnie dzięki publicznym posadom i koneksjom zwielokrotniają swoje majątki.

Faktem jest, że większość bardzo bogatych ludzi stara się nie wykraczać poza biznes. Dzieje się tak z różnych przyczyn. Nie tylko dlatego, że prowadzenie firmy bywa na ogół nie do pogodzenia z działalnością o charakterze społecznym. Wielu ludzi po prostu nie posiada odpowiednich predyspozycji do funkcjonowania na forum publicznym.

Inni wolą zakulisową działalność i pociąganie za sznurki.

O czym śnią na jawie takie osoby, zanim staną się obrzydliwie wręcz bogate? Ich wyobraźnię rozbudza, tak można domniemywać, globalny rynek. W większości mają one, jak sądzę, mentalność konfekcjonerów. Tak naprawdę nie jest ważny dla nich sam produkt. Chodzi o to, aby trafić na coś, co da się wytwarzać niewielkim kosztem w milionach egzemplarzy i co stanie się przedmiotem powszechnego użytku.

Najlepiej jeśli to „coś” ma walor unikatowości, którą można skutecznie chronić do granic monopolu, a nawet poza nią, przy użyciu rozmaitych metod prawnych. To może być zwykłe „nic” w postaci informatycznego software'u, wgrywanego na niewielkie płytki i sprzedawanego w tekturowych, kilkadziesiąt razy większych opakowaniach, choćby na rynku były lepsze i tańsze rozwiązania.

Oczywiście można pójść na skróty. I nie zawracać sobie głowy dochodzeniem samemu do nowatorskich rozwiązań. Na rynku kupimy bez problemu gotowe projekty, nawet wraz siecią ich dystrybucji. Pamiętam, że mój znajomy określał je mianem „ciasteczek”. Takie ciasteczko, którym na przykład była duża, ogólnokrajowa sieć handlowa (wcześniej zajmująca się skutecznym wykańczaniem małego rodzinnego biznesu), opłacało się zbyć z dużym przebiciem globalnej korporacji, albo funduszowi inwestycyjnemu.

Powinniśmy mieć jeszcze tylko łatwy dostęp do kredytowania naszych pomysłów. To oczywiście przeszkoda do pokonania, ale już tylko przez nielicznych.

Zmarły w środę miliarder, którego postać rzucała głęboki cień na świat polityki, co skutkowało obstrukcją wielu bardzo istotnych procesów gospodarczych, nie należał prawdopodobnie do żadnej z wymienionych kategorii biznesmenów. Jego pozycja opierała się na umiejętnym wykorzystywaniu powiązań ze światem polityki i kupowaniu firm państwowych, które następnie sprzedawane były z potężnym zyskiem wielkim koncernom. W światowym klubie najbogatszych zajmował zresztą jakąś odległą, nieistotną pozycję (14 mld złotych, a zatem mniej więcej równowartość jego majątku, kosztował jacht malezyjskiego miliardera Roberta Kuoki, który zbudowano korzystając m.in. ze 100 ton złota oraz platyny).

W tym miejscu wypada podkreślić, że współcześni bardzo łaskawie traktowali na ogół Jana Kulczyka. Takie osoby w dawnych krajach postsowieckich, w Rosji, na Ukrainie i na Węgrzech, określane są jednoznacznie, słowem "oligarchowie", które nie pozostawia wątpliwości, jakie jest pochodzenie ich majątków.

Gates, Helu, Buffet, Ortega z listy „Forbesa”, bynajmniej wcale nie najbogatsi ludzie, gdyż prawdziwie wielkie pieniądze lubią, jak wiadomo ciszę, dysponują nie tylko potężnymi środkami finansowymi, ale jeszcze dużo od nich większymi możliwościami, wynikającymi z potęgi technologicznej współczesnego świata.

Czy jednak coś z tego wynika dla samego świata, wobec znanych nam wiecznotrwałych, rzeczywistych wartości, które wytworzyła ludzkość? Takie pytanie nasuwa się wędrowcowi z Polski, gdy staje przed liczącymi dziesiątki stuleci budowlami antycznymi, albo gdy spogląda on na niewielki kamienny żłób w Betlejem. Przykro to powiedzieć, ale ten wielki, błyszczący pozornym blichtrem świat służy dziś wiernie antycywilizacji, o czym świadczą rozmaite procesy, których mimo woli jesteśmy dzisiaj świadkami.

-------------

* Tegoroczna lista miliarderów „Forbesa” obejmuje 1826 nazwisk. Jest ich o 181 więcej niż przed rokiem.

Artur Lesniodorski