Michalkiewicz antypolonizm zdefiniował jako "niemiecką i żydowską politykę historyczną oraz działalność Piątej Kolumny", służące "określonym celom politycznym". Jakim? W skrócie rzecz ujmując: zaspokojeniu żydowskich roszczeń co do pozostawionego w Polsce mienia i "uznaniu Polaków jako morderców Żydów".

 

Były szef UPR odniósł się też do twierdzeń o biernej postawie Polaków wobec Holokaustu. - Można by odwrócić pytanie i dociekać, dlaczego w czasie wojny Żydzi nie zrobili niczego, by uchronić 3,5 miliona Polaków od śmierci? - pytał. 

 

Michalkiewicz opowiedział także o swoim wkładzie w ostateczny kształt polskiej ustawy regulującej kwestie zwrotu majątku gminom żydowskim. - Byłem jedynym, który przeciwko tej ustawie się publicznie wypowiadał. Bo ona stanowiła wielkie niebezpieczeństwo dla przyszłości Polski - stwierdził. Przedstawił zebranym, jak zapraszając wpływowego posła SLD na kawę, nakłonił go do zmiany projektu tej uchwały, którą potem przyjął Sejm. - To były najlepiej zainwestowane pieniądze w moim życiu. Kawa kosztowała mnie dwa pięćdziesiąt, a dzięki niej wspólnie z panem posłem zaoszczędziliśmy dla Polski jakieś trzy miliardy dolarów - stwierdził. 

 

Popularny publicysta mówił także o niemieckiej polityce historycznej, której celem jest "zdjęcie odpowiedzialności z narodu niemieckiego za zbrodnie wojenne". - To odbywa się nawet w warstwie semantycznej. Zauważcie państwo, że nikt nie mówi już o odpowiedzialności Niemców, lecz nazistów. A ci przecież wymarli. Chodzi o to, by odpowiedzialność za zbrodnie wojenne przerzucić na Polaków, bo Niemców uważa się teraz za naród poszkodowany przez II wojnę. To cel żydowskiej polityki historycznej: korzystanie z niezwykle lukratywnego statusu ofiary - oświadczył.

 

eMBe/Gazeta.pl