Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło – pisze Stanisław Michalkiewicz w „Naszym Dzienniku”. „Wprawdzie uważam „Gazetę Wyborczą” za rodzaj piątej kolumny mającej na celu doprowadzenie mniej wartościowego narodu tubylczego do stanu bezbronności, zarówno poprzez lansowanie i forsowanie postaw i zachowań prowadzących do społeczno-moralnej destrukcji, jak i poprzez suflowanie rozwiązań blokujących możliwość stworzenia w naszym nieszczęśliwym kraju zalążka własnej siły – ale właśnie dlatego jej istnienie ma również swoje dobre strony – pisze publicysta i dodaje: skoro „Gazeta Wyborcza” przedstawia, a zwłaszcza – gdy forsuje jakieś stanowisko, to jest to dla mnie wskazówka, by zająć albo poprzeć stanowisko przeciwne.

Michalkiewicz przestrzega, przed sytuacjami niejasnymi, które „Wyborcza” wykorzystuje do swoich celów. Publicysta analizuje: „sytuacja, przede wszystkim polityczna, jest coraz bardziej niejasna, szczególnie w demokracji, która w coraz większym stopniu wykorzystywana jest jako rodzaj parawanu, za którym za sznurki pociągają różni szatani. Taką właśnie sytuację mamy w naszym nieszczęśliwym kraju” – podkreśla.

Co zatem proponuje? „Jesteśmy w takim momencie, kiedy nasi okupanci stopniowo zwijają parasol ochronny nad Platformą Obywatelską i jednocześnie przygotowują polityczną alternatywę, której przekażą zewnętrzne znamiona władzy. Które zmiany mają charakter pozorowany, a które są autentyczne – oto pytanie dręczące licznych ludzi dobrej woli.

W tej sytuacji wskazówek może dostarczyć „Gazeta Wyborcza”: jeśli ona coś gwałtownie zwalcza, nieomylny to znak, że to może być nie tylko autentyczne, ale i pożyteczne dla Polski, a jeśli coś zachwala i stręczy – to nieomylny znak, że to trucizna, albo w najlepszym razie – tylko makagigi. Warto z tego punktu widzenia spojrzeć na reakcję tej gazety na Kongres Ruchu Narodowego – a zyskamy lepsze rozeznanie, czego się trzymać „– pisze publicysta w „Naszym Dzienniku”.

JW/Nasz Dziennik