Amerykańscy żołnierze już jutro będą oficjalnie powitani na terenie naszego kraju. Obecność sojuszniczych wojsk w Polsce, gotowych do walki i obrony wschodniej flanki NATO, to precedens. O to, jak powinniśmy oceniać to rozwiązanie, postanowiliśmy zapytać posła Prawa i Sprawiedliwości, Michała Dworczyka, członka Komisji Obrony Narodowej.

Fronda.pl: Do Polski przybyły już pierwsze wojska amerykańskie. Powinniśmy być z tego faktu zadowoleni?

Michał Dworczyk, poseł, PiS: Blisko 2 tysiące żołnierzy amerykańskich (plus sprzęt) trafiło już do Polski. To przełomowa w historii III RP chwila. Poziom bezpieczeństwa państwa polskiego wzrasta w sposób zasadniczy. Nie chodzi tylko o faktyczne wzmocnienie militarne sił zbrojnych Rzeczpospolitej Polskiej. Szalenie ważny jest także wymiar polityczny obecności Amerykanów w Polsce. Od tego momentu możemy być pewni, że jeśli jakikolwiek kraj miałby agresywne zamiary wobec Polski, musi liczyć się z tym, że naruszenie naszych granic to groźba konfliktu również ze Stanami Zjednoczonymi. To absolutna zmiana jakościowa  naszej sytuacji geopolitycznej.

Czy rzeczywiście jest tak silne zagrożenie ze strony naszych wschodnich sąsiadów, że konieczna jest obecność wojsk paktu północnoatlantyckiego?

Nasza historia, nie tylko dwudziestowieczna, ale i wieków poprzednich wskazuje, że Polska musi liczyć się z zagrożeniami z Zachodu, ale przede wszystkim ze Wschodu. Warto przytoczyć tu też rzymską maksymę: „Si vis pacem, para bellum” („Jeśli chcesz pokoju, gotuj się do wojny”). Podstawowym zadaniem tych wojsk jest przecież odstraszanie. Po to, abyśmy mogli spać spokojnie oraz być pewni, że ta część Europy będzie stabilna, warto było zabiegać o wojska sojuszników na terenie Polski oraz krajów nadbałtyckich. Agresywne działania Rosji w ciągu ostatnich lat wobec swoich sąsiadów (Gruzja, Ukraina) każą brać pod uwagę każdy, nawet najbardziej dramatyczny rozwój wydarzeń.  Odpowiedzialny rząd powinien wyprzedzając zdarzenia, przygotowywać się na wszelkie możliwe warianty rozwoju sytuacji. Dlatego tak istotny jest przyjazd naszych sojuszników z czterech krajów, który uważam za fakt przełomowy w sytuacji bezpieczeństwa naszej ojczyzny. Nasi sojusznicy z NATO stacjonować będą nie tylko na wschód od Odry, ale i niebawem także na wschód od Wisły.

Rzecznik Kremla, Dmitrij Pieskow, stwierdził, że żołnierze USA w Polsce są zagrożeniem dla Rosji. Sądzi Pan, że Rosja dzięki obecności amerykańskich wojsk będzie raczej dalej prowokować, czy przeciwnie – nieco zmieni swój stosunek do sąsiadów?

Rosja oczywiście musi zarówno na użytek polityki wewnętrznej, jak i zewnętrznej, prężyć muskuły. Warto pamiętać, że to w ostatnim roku dopiero rząd Polski zaczął realnie reagować na to zagrożenie. Przypominam, że w 2013 roku za prezydentury Bronisława Komorowskiego powstał dokument, wskazujący, że Europie nie grozi żaden konflikt przez najbliższe 10 lat. Rok później Rosja zaatakowała Ukrainę. Obecnie Rosja musi rzecz jasna werbalnie i wizerunkowo reagować na wzmocnienie flanki wschodniej NATO. Sądzę, że w aspekcie długofalowym będzie postępowała jednak ostrożniej i w sposób bardziej przewidywalny. Właśnie dlatego, że siły sojusznicze NATO znalazły się w Polsce oraz krajach nadbałtyckich. Jestem więc przekonany, że w ostatecznym rozrachunku rozpoczęta w dniu 12 stycznia operacja alokacji wojsk paktu północnoatlantyckiego  będzie korzystna dla stabilizacji i bezpieczeństwa nie tylko Polski, ale i całego regionu.

Dziękujemy za rozmowę.