Moja przygoda życia z Bogiem zaczęła się dopiero cztery lata temu. Wcześniej czułam jakby Jego nie było w moim życiu.  To wszystko przekładało się na moje codzienne życie. Jestem mężatką od czternastu lat, ale przed nawróceniem nie potrafiłam stworzyć prawdziwej relacji z mężem.  Chociaż na początku było między nami wielkie zakochanie, to potem straciliśmy gdzieś ten głęboki kontakt w zderzeniu z szarą codziennością. Oboje żyliśmy wtedy w ciężkich grzechach,  ale uważaliśmy, że to jest normalne. Po pewnym jednak czasie zaczęliśmy odczuwać, że coś jest  nie  w porządku, niestety nie widzieliśmy z tego wyjścia. Wewnątrz ciągle czułam taki bezsens życia. Nie miało ono wtedy żadnego celu. Po prostu wstawałam rano, „nabiegałam” i napracowałam się w ciągu dnia… i znowu wieczorem kładłam się do łóżka. Do kościoła chodziłam  tylko z poczucia obowiązku i przyzwyczajenia. Czasami wręcz łapałam się na tym, że nie byłam na Mszy, ponieważ myślami w ogóle nie byłam na niej obecna. „Odstałam” Eucharystię, spełniłam swój obowiązek, a w myślach planowałam już co dalej będę robić. Nie kochając Boga i nie doświadczając Jego miłości nie potrafiłam także pokochać siebie. Moja samoocena była bardzo niska. Teraz wiem, że myśli, które się wtedy we mnie rodziły nie pochodziły od Boga, ale od złego ducha. Cały czas słyszałam, że jestem beznadziejna. Od dzieciństwa mówiono mi, że jestem do niczego, nic nie umiem, niczego się nie nauczę. W domu też ta moja niska samoocena była pogłębiana… i tak to we mnie narastało.

Do tego wszystkiego  w dorosłym życiu doszły problemy finansowe. Dwa lata mieszkaliśmy u mojej mamy – byliśmy bez pracy albo była to tylko praca dorywcza, dlatego nikt nie chciał dać nam kredytu. Całe życie dostawaliśmy cięgi i musieliśmy o coś walczyć. Długo także staraliśmy się o dziecko i czułam żal, ponieważ nie mogłam się go doczekać. To wszystko bardzo nam uwierało.

I w końcu po dziesięciu latach doczekaliśmy się dziecka. Jednak nasza radość nie trwała długo, ponieważ rok  po urodzeniu synka okazało się, że mam w głowie guza, którego trzeba wyciąć. Długo szukałam specjalisty i po jakimś czasie udało mi się dostać do lekarza w Warszawie, u którego zdecydowałam się podjąć leczenia. Niestety w czasie sześciogodzinnej operacji został przecięty nerw twarzowy, co spowodowało, że połowa mojej twarzy przestała funkcjonować. Została sparaliżowana. Mogłam poruszać tylko połową twarzy…Po jednej z konsultacji lekarz odciągnął połowę swojej twarzy i powiedział, że teraz tak będę wyglądać. Dla mnie jako kobiety to był bardzo ciężki cios. Pół roku później przeszłam zaawansowaną rehabilitację, ale pomimo tego do tej pory moja twarz nie jest w pełni sprawna.

I wtedy, po tej operacji , w lipcu spotkałam się z moją przyjaciółką. Byłam zrozpaczona. Miałyśmy liczne przeszkody w spotkaniu, ale Agnieszka nalegała, abyśmy się zobaczyły. I w końcu udało nam się spotkać w nocy. Podczas rozmowy  czułam, że moja przyjaciółka jest bardzo niespokojna i coś chce mi powiedzieć. W pewnym momencie wyznała, że musi mi coś wyznać pomimo tego, że będzie to dla mnie bardzo bolesne. I wtedy usłyszałam niesamowite słowa, które nie pochodziły tylko od niej . Powiedziała, że Jezus jej pokazał, że moje serce wygląda teraz jak moja twarz. Ale On to zmieni! Żyliśmy z mężem w grzechach, ale na zewnątrz byliśmy „biali” i nikt nie wiedział o naszym postępowaniu, dlatego był to dla mnie prawdziwy szok!   Niesamowite było także to, że te słowa zamiast mnie jeszcze bardziej przybić, pocieszyły mnie. To był początek mojego wyzwolenia i nowego życia.

Wtedy moja przyjaciółka zaczęła  zachęcać mnie, abyśmy pojechali z mężem na rekolekcje dla małżeństw. Nie byłam do nich przekonana, jednak wielokrotnie byłam zmęczona domowymi obowiązkami, a rekolekcje jawiły się jako czas, kiedy w końcu będę mogła sobie odpocząć. I pojechaliśmy. Nigdy nie zapomnę tego momentu, kiedy jednego popołudnia, po wysłuchaniu konferencji i świadectw,  popatrzyliśmy na siebie, przytuliliśmy się  i wiedzieliśmy, że nasze życie właśnie się zmienia. Przed rekolekcjami rozmawialiśmy ze sobą na spacerze o tym, że musimy coś zmienić i w tym momencie  dostaliśmy właśnie taką siłę na to nawrócenie.

Po tych jednych rekolekcjach podjęliśmy decyzję, aby wstąpić do wspólnoty. I potem stopniowo Bóg prowadził mnie w uzdrowieniu. Był moment kiedy ja i mąż straciliśmy pracę. Całkiem niespodziewanie dostałam wypowiedzenie akurat w czasie, gdy byliśmy na etapie zakupu nowego mieszkania i zamierzaliśmy wziąć kredyt! Tym bardziej było to dla mnie ciężkie doświadczenie, że nie jest łato znaleźć pracę w moim zawodzie. Jednak miałam w sercu dziwny pokój i oddałam całą sytuację Bogu, jednocześnie prosząc o modlitwę w tej intencji moją wspólnotę. Bóg dał mi pracę w ciągu tygodnia, po wysłaniu zaledwie jednej aplikacji  i to jeszcze w czasie rozmowy kwalifikacyjnej! Dla mnie była to sytuacja po ludzku niemożliwa, a jednak Pan Jezus to dla mnie zrobił. Pamiętam w tym okresie także jedno proroctwo, że Jezus uzdrawia małą dziewczynkę w jej relacjach z rodzicami.  Wybuchłam wtedy płaczem. I właśnie ostatnio uświadomiłam sobie, że jestem w stanie mówić o sobie dobrze. Że moje myślenie jest inne. Bóg także całkowicie uzdrowił nasze małżeństwo, potrafimy ze sobą normalnie rozmawiać, czujemy, że dopiero teraz jesteśmy  jednością. Bóg uzdrawia jednocześnie moją relację do siebie jako kobiety, potrafię także patrzeć na siebie jako na Jego dziecko. Widzę, że nasza wiara promieniuje także na naszego synka. Ostatnio opiekowaliśmy się jedną niepełnosprawną dziewczynką i niesamowite było to z jaką miłością i akceptacją do niej podchodził! Zaczynają się także układać moje relacje z bratem i rodzicami, które były bardzo poranione. Ostatnio przeżyłam sytuację, w której namacalnie zobaczyłam, jak Pan zmienił moje serce. Prowadzący na wspólnocie zachęcił do dania świadectwa, a moje myśli zostały znowu atakowane przez  oskarżenia, że jestem beznadziejna i nie mam niczego do powiedzenia. Wtedy właśnie przyszło takie wewnętrzne oczyszczenie, rozpłakałam się , po czym wyszłam na środek i zaświadczyłam jak Pan zadziałał w moim życiu. Dzisiaj widzę, że nie jest  ważne jak zniekształcone jest nasze serce i jak daleko znajdujemy się od Boga, ale najważniejsze to dać Mu się znaleźć, bo On nas nieustannie szuka przez wszystkie wydarzenia naszego życia.  Chwała Panu!

Asia, lat 37

Świadectwa wysłuchała Natalia Podosek