Oto 10 przypadków, w których medycyna wydawała się bezradna. Dzięki uporowi, ludzkiej wierze snute przez specjalistów ekspertyzy straciły jednak na aktualności. Mówiąc krótko: Bóg uczynił cuda!

1. Jednym z miejsc na mapie Polski, w którym wielokrotnie dochodziło do cudów jest Sanktuarium Maryjne na Jasnej Górze. Dla wierzących jest to miejsce święte, w którym odnaleźć można liczne wota dziękczynne stanowiące niejako dowód wielkich rzeczy, jakie wydarzyły się za wstawiennictwem Matki Boskiej.

Do jednego z wielu takich cudów miało dojść w 1495 r. Wtedy to pochodząca z Myślenic Maria Pierzchała, która pozostawała niewidoma od dwunastego roku życia, słysząc o niezwykłych uzdrowieniach, do których dochodziło w sanktuarium, udała się w pielgrzymkę. Kobieta modląc się przed obrazem Matki Boskiej, w pewnym momencie została uzdrowiona. Jak podają źródła, podczas modlitwy przejrzała na oczy.

2. W tym konkretnym przypadku słowa „cud” nie bali się użyć nawet lekarze, którzy przyjmowali poród małego Jamiego oraz jego siostry bliźniaczki. W chwilę po przyjściu dzieci na świat, lekarze stwierdzili zgon chłopca. Zrozpaczona matka zaczęła tulić swoje martwe dziecko do piersi. I wtedy stało się coś, czego nikt nie potrafi wyjaśnić - dziecko zaczęło oddychać i reagować na bodźce. 

Do zdarzenia doszło w marcu 2010 r., w jednej z klinik w Sydney. Kate Ogg urodziła przedwcześnie, w 27 tygodniu ciąży. Niestety, w przypadku chłopca pojawiły się poważne komplikacje. Wkrótce po rozwiązaniu lekarze przekazali świeżo upieczonej matce wstrząsającą wiadomość. Oświadczyli, że 20-minutowa akcja, w czasie której próbowali przywrócić chłopcu oddech nie przyniosła rezultatów i dziecko zmarło. Kobieta chcąc pożegnać się z dzieckiem, zdjęła kocyk, w który był opatulony i zaczęła je tulić. Po dwóch godzinach przytulania, maluch zaczął wykazywać oznaki życia. Najpierw wyglądało to tak, jakby próbował zaczerpnąć powietrza. Matka chłopca naniosła wówczas na swój palec kilka kropel mleka i podsunęła mu je. Po paru chwilach pojawiły się następne próby nabrania powietrza przez malca, połączone z poruszaniem przez niego główką. Lekarze nie mogli w uwierzyć w to, co się stało.

3. Pochodząca z Kanady Delia Knox, która 23 lata spędziła na wózku inwalidzkim, nagle zaczęła chodzić. W 1987 r. kobieta uczestniczyła w wypadku samochodowym, w wyniku którego straciła władzę w nogach. Ale w sierpniu 2010 r. roku, 46-latka przyszła na spotkanie modlitewne z udziałem kaznodziei i podczas modlitwy stanęła na nogi. Co ciekawe, Knox nie wierzyła wcześniej w cuda. 

Deklarująca się osobą wierzącą Kanadyjka przez 23 lata z pokorą przyjmowała swoje położenie. Nie dopuszczała myśli, że coś może się w tej kwestii zmienić. Nie dawała też wiary w uzdrowienia dokonywane za pośrednictwem kaznodziei i konsekwentnie unikała spotkań z ich udziałem. W ub.r. zdecydowała się jednak na uczestnictwo w mityngu, na którym pojawił się też pochodzący z Wielkiej Brytanii uzdrowiciel. Jak sama przyznała, poszła tam jednak bardziej po to, by spotkać się ze swoimi przyjaciółmi, niż poddawać się jakimkolwiek praktykom. W pewnym momencie spotkania ewangelickiego, w którym nie brała czynnego udziału, została wezwana przez odprawiającego modły kaznodzieję Nathana Morrisa. Mężczyzna nakazał jej mężowi, by podprowadził wózek inwalidzki pod ołtarz. Po chwili Morris zaczął się modlić za kobietę. Delia Knox wspomina, że z początku była zirytowana całym zajściem, ale nie chciała robić awantury. Wtedy stało się jednak coś niewytłumaczalnego. 

„Usłyszałam głos wiedząc, że pochodzi od Ducha Świętego. Usłyszałam wezwanie ‘Wstań!’ i nagle pojawiło się czucie w nogach. Chwilę później uwierzyłam w to, że mogę chodzić” – wspomina ze wzruszeniem Delia Knox.

4. O tym, że stwardnienie rozsiane jest chorobą o bardzo ciężkim przebiegu, nikogo chyba nie trzeba przekonywać. 29-letniej pani Janinie, schorzenie odebrało wszelką nadzieję - ciągły progres choroby sprawiał, że mogła poruszać się jedynie o kulach. Na domiar złego, odszedł od niej mąż, pozostawiając ją samą z dwójką dzieci. Perspektywa całkowitej utraty władzy w nogach oraz wzroku sprawiła, że młoda kobieta zaczęła coraz częściej myśleć o śmierci. 

Pewnego razu, podczas snu, objawiła się jej jednak Matka Boska. Widzenie skłoniło ją do tego, by udać się w pielgrzymkę na Jasną Górę. Podczas modlitwy przed obrazem, który przez wierzących określany jest cudownym obrazem Matki Boskiej Częstochowskiej, wydarzyło się coś niezwykłego - kobieta w pewnym momencie upuściła kule, z którymi dotąd praktycznie się nie rozstawała i zaczęła chodzić o własnych siłach. Wszystkie objawy choroby ustąpiły, co zostało potwierdzone przez lekarzy. Do tego niesamowitego wydarzenia doszło w 1979 r. Od tamtej pory, długie piesze wędrówki nie stanowią dla pani Janiny żadnego problemu.

5. Lekarze nie dawali jej najmniejszych szans. Pochodząca z Saint Louis Rachel Lozano cierpiała na złośliwą postać nowotworu, a lekarze w pewnym momencie stwierdzili, że pożyje jeszcze najwyżej kilka tygodni. Ale to było wiele lat temu. Dziś kobieta nie tylko wciąż żyje, ale ma się wręcz znakomicie. Po śladach śmiertelnej choroby nie ma nawet śladu. Specjaliści są zdumieni, a Amerykanka nie ma najmniejszych wątpliwości, że zdarzył się cud. 

Lekarze zdiagnozowali u Rachel Lozano raka, kiedy miała 15 lat. Wg medyków, jej przypadek był beznadziejny. Wkrótce młoda dziewczyna oraz jej bliscy pogrążyli się w modlitwie błagając o cud. Wszyscy udali się m.in. do Watykanu, gdzie za wstawiennictwem ojca Williama Chaminade’a prosili o uzdrowienie dla Rachel. Pomimo tego, że choroba wciąż postępowała ani dziewczyna, ani wierni z Archidiecezji Saint Louis nie ustawali w modlitwie. W pewnym momencie lekarze poprosili chorą, aby wyzbyła się wszelkich złudzeń, informując ją, że jej stan jest beznadziejny, i że pozostało jej najwyżej kilka tygodni życia. Złowieszcze zapowiedzi wysokiej klasy specjalistów medycyny brzmiały jak wyrok, ale się nie sprawdziły. W czasie operacji, która przeprowadzono jakiś czas później okazało się, że komórki nowotworowe obumarły. Po kolejnych kilku latach lekarze potwierdzili zaś, że po nowotworze nie ma nawet śladu. 

Po tym jak Rachel Lozano wróciła do pełni sił, władze Archidiecezji Saint Louis zarządziły śledztwo. Długotrwałe dochodzenie potwierdziło, że w przypadku młodej kobiety mogło mieć miejsce cudowne uzdrowienie. Sprawa została już przekazana do Watykanu. Jeśli cud zostanie uznany przez Stolicę Apostolską, to niewykluczone, że ojciec William Chaminade zostanie ogłoszony świętym.

6. Stolica Apostolska nie ma wątpliwości - to był cud. W tym wypadku miał on wymiar na tyle spektakularny, że nawet niektóre osoby niewierzące, o ugruntowanym - zdawałoby się - światopoglądzie, pochylają się na tym przypadkiem. Nic dziwnego. Zdaniem lekarzy, 19-letni dziś Jack Simpson "nie powinien" żyć od przynajmniej 5 lat. Chłopak ma się jednak świetnie. 

Kiedy Jack miał 8 lat zaczął nagle podupadać na zdrowiu. Medycy szybko zaczęli diagnozować u niego kolejne choroby. W krótkim czasie u chłopca rozpoznano stwardnienie rozsiane, raka, epilepsję oraz utratę funkcji neurologicznych. Jego matka wspomina dziś, że chłopiec z dnia na dzień utracił wszystkie swoje umiejętności i zaczął przypominać nowonarodzone dziecko. Wtedy znajomi rodziny zaczęli odmawiać nowennę za wstawiennictwem Mary MacKillop. Pomimo żarliwych modlitw, na początku stan zdrowia Jacka nie ulegał poprawie. Pewnej nocy w 2000 r. nastąpił jednak punkt zwrotny. Chłopak zaczął czuć się gorzej i miał poważne problemy z oddychaniem. Jego bliscy byli przekonani, że to już koniec i przygotowywali się na jego odejście. Dziecko przetrwało jednak ciężką noc. Od tamtego czasu zaczęły się dziać rzeczy, których świat medycyny nie jest w stanie racjonalnie wytłumaczyć. Stan Jacka zaczął się błyskawicznie poprawiać, a podczas jednej z wizyt w szpitalu dziecięcym w Melbourne, w 2004 r., ordynator oddziału neurologicznego powiedział, że poszczególne choroby ustąpiły. 

Andrew Kornberg ze szpitala dziecięcego w Melbourne, po wnikliwym zbadaniu sprawy Jacka, nie mógł w kontekście jego powrotu do zdrowia użyć innego słowa niż „cud”. „Wyzdrowienie Jacka miało znamiona cudu. Czasami po prostu nie da się tego wyjaśnić” - powiedział Kornberg.

7. Lekarze z Sheffield Children's Hospital podczas operacji 5-letniej, chorującej na nerki dziewczynki odkryli, że na uszkodzonych narządach pojawiły się nowe, w pełni sprawne. Było to o tyle dziwne, że pochodząca z Wielkiej Brytanii dziewczynka wielokrotnie przechodziła badania i podczas żadnego z nich nie udało się stwierdzić istnienia nadliczbowych nerek. 

W Wielkiej Brytanii żyje garstka pacjentów, którzy mają „podwójne” narządy, ale zdaniem lekarzy, Angel Burton jest pierwszą osobą, u której nie udało się ich zdiagnozować w czasie rutynowych badań. 

„Czasami można coś przeoczyć, ale w tym wypadku byłem w szoku, ponieważ patrząc na wszystkie wcześniejsze zdjęcia rentgenowskie, nic na to nie wskazywało. Jej nerki spisują się świetnie”. - powiedział Prasad Godbole, pediatra, który uczestniczył w operacji młodej Brytyjki. 

„To prawdziwy cud!” - twierdzi Claire Burton, matka 8-letniej dziewczynki. „To absolutnie niesamowite, że żadne z wcześniejszych badań nie wykazało istnienia dodatkowych nerek”.

8. Ten cud został uznany przez Watykan i został przyjęty jako dowód na heroiczność cnót Jana Pawła II w Jego procesie beatyfikacyjnym. Chodzi o głośny przypadek uzdrowienia siostry zakonnej Marie Simon-Pierre, która przez lata cierpiała na chorobę Parkinsona. Kilka lat temu zakonnica wyjawiła, że tuż po śmierci Jana Pawła II, siostry z jej zgromadzenia zaczęły się za nią modlić do papieża. Efekty modlitwy były zdumiewające - 2 czerwca 2005 r. wszystkie objawy choroby całkowicie ustąpiły, a pochodząca z Francji siostra wróciła do pracy. 

Zakonnica, która z powodu choroby nie mogła wykonywać swoich obowiązków jest teraz w pełni sprawna i - jak twierdzą przedstawiciele Watykanu - pracuje teraz ciężej niż kiedykolwiek. Nie przyjmuje też już żadnych lekarstw.

9. Oprócz uznanego już przez Kościół cudu, którego doświadczyła siostra Marie Simon-Pierre, istnieje wiele świadectw, z których wynika, że jeszcze za życia Jana Pawła II, za jego pośrednictwem dokonywały się cuda. 

16-letni Rafał z Lubaczowa, chorujący na raka węzłów chłonnych i podopieczny fundacji "Mam marzenie" poprosił o audiencję u Ojca Świętego. Jego prośba została spełniona. 1 lipca 2004 r. chłopak wziął udział w audiencji. Jak się później okazało, kilka miesięcy potem Rafał wyzdrowiał. Historia ta ujrzała światło dzienne już po śmierci Jana Pawła II. Opowiedział ją Polskiej Agencji Prasowej Piotr Piwowarczyk z fundacji "Mam marzenie". 

Pochodzący z Włoch Francesco cierpiał na różne dolegliwości spowodowane niedorozwojem układu odpornościowego. Chłopiec cierpiał na chroniczne zmęczenie i nieustannie trapiony był przez infekcje. W 2002 r., kiedy chłopiec miał 9 lat, wraz ze swoją mamą wziął udział we Mszy Świętej celebrowanej przez Jana Pawła II. W jej trakcie Ojciec Święty pobłogosławił dziecko. Po wyjściu z kaplicy, wszystkie dolegliwości ustąpiły, a Francesco powiedział, że uczucie zmęczenia minęło. Młody Włoch przyznał, że w trakcie błogosławieństwa poczuł się tak, jakby na jego ciało z dłoni papieża spłynęło cudowne ciepło.

10. Ateiści oczywiście nie wierzą w cuda. Większość z nich uważa, że wszelkie fenomeny medyczne można jakoś wytłumaczyć. Często też twierdzą, że uwierzyliby w cud, gdyby człowiekowi bez dolnej kończyny odrosła noga. Niewielu z nich wie, że podobne zjawiska odnotowywano w przeszłości. 


Miguel Juan Pellicer jako młody chłopak, uległ groźnemu wypadkowi, w wyniku którego amputowano mu nogę. Jednak ponad dwa lata później kończyna została mu przywrócona. Jak sam później stwierdził, stało się to dzięki żarliwej modlitwie skierowanej do Matki Bożej z Pilar. 

Cud miał miejsce 29 marca 1640 r. Pellicer po wieczornej modlitwie położył się spać. Gdy chwilę później jego matka weszła do pokoju, doznała szoku. Spod narzuty, którą był przykryty chłopak, wystawały dwie nogi. Prawa kończyna, którą stracił 29 miesięcy wcześniej podczas zabiegu amputacji przeprowadzonego w szpitalu w Saragossie, była cała i zdrowa na swoim miejscu. Wkrótce po stwierdzeniu uzdrowienia, w domu chłopaka pojawiły się władze kościelne, lekarz i świadkowie. Zjawili się również notariusze, którzy sporządzili akt zaświadczający o niesamowitym wydarzeniu. Wkrótce wiadomość o cudownym uzdrowieniu rozniosła się po całej Hiszpanii, a po ogłoszeniu autentyczności cudu, Miguel Juan Pellicer został przyjęty przez króla Filipa IV na prywatnej audiencji.

kopl