Jak pokazał raport Parlamentarnego Zespołu ds. Obrony Wolności Słowa, w Polsce mamy dziś do czynienia z o wiele większą aferą niż "afera Rywina". Dotyczy ona bowiem patologii całego systemu medialnego w Polsce.

Mainstreamowe media przemilczały oficjalny raport Parlamentarnego Zespołu ds. Obrony Wolności Słowa pod przewodnictwem posła PiS Adama Kwiatkowskiego, który przedstawił w Sejmie wnioski dotyczące wydatków Kancelarii Prezesa Rady Ministrów oraz ministerstw na reklamy, ogłoszenia i komunikaty w środkach masowego przekazu w latach 2008 – 2013. Trudno jednak, aby było inaczej. "Gazeta Wyborcza", "Polityka", "Newsweek Polska" nie napiszą o wnioskach, które z niego płyną. TVN także o nich nie powie. Są to bowiem główni beneficjenci zgniłego systemu medialnego, z którym mamy do czynienia obecnie w Polsce.

Nawet jeśli ktoś nie darzy „Gazety Wyborczej”, czy "Newsweek Polska" szacunkiem i poważaniem, to i tak bardzo prawdopodobne, że polski rząd przeznacza część podatków tej osoby na umieszczane w tych czasopismach reklamy, komunikaty i ogłoszenia publiczne. Nie byłoby w tym jednak nic osobliwego, gdyby tylko podobne środki były przeznaczane na reklamy i ogłoszenia w gazetach i tygodnikach o innej proweniencji politycznej i ideologicznej. Jednak wcale tak nie jest.

Według raportu, za rządów Platformy Obywatelskiej i Polskiego Stronnictwa Ludowego, w latach 2008 – 2013 "Gazeta Wyborcza" otrzymała od rządu na ogłoszenia i komunikaty najwięcej ze wszystkich gazet, bo aż 6 mln 877 tys. złotych. Na drugim miejscu plasuje się "Rzeczpospolita" z 4 mln 377 tys. złotych, a na trzecim "Dziennik Gazeta Prawna" z 1 mln 51 tys. złotych. W samym tylko 2013 roku, spośród wszystkich dzienników ogólnokrajowych "Gazeta Wyborcza" zagarnęła aż 54 proc. wydatków na reklamy i ogłoszenia publiczne, a Rzeczpospolita 34 proc. Wśród tygodników opinii prym wiodła „Polityka” z 603 tys. zł. Tuż za nią znajdował się "Newsweek Polska" z 562 tys. zł i "Wprost" z 106 tys. zł. Patrząc przez pryzmat linii redakcyjnej na to, ile dostają od państwa dwa pierwsze tygodniki, już na pierwszy rzut oka uwidacznia się, że mamy do czynienia z medialną patologią. Warto zaznaczyć, że od "Polityki" i "Newsweek Polska" o wiele lepiej sprzedaje się "Gość Niedzielny". Nie ma to jednak w ogóle żadnego odzwierciedlenia w zamieszczaniu w nim przez państwo komunikatów i ogłoszeń publicznych. (Więcej znajdziesz TUTAJ).

Warto zaznaczyć, iż w latach 2008 - 2013 na ogłoszenia i komunikaty wszystkich ministerstw  wydano w TVP prawie 31 mln zł, w TVN prawie 22 mln zł, a w Polsacie prawie 10 mln złotych. Jeśli chodzi zaś o prenumeratę gazet, to w 2013 roku "Rzeczpospolita" zarobiła od państwa ponad 400 tys. zł, Gazeta Wyborcza ok. 230 tys. zł. Nasz Dziennik zarobił zaś 17,5 tys. zł, a Gazeta Polska Codziennie 9,7 tys. zł. Widać wyraźnie, jakie preferencje ma obecna władza. Pamiętajmy, że powyższe dane nie zawierają reklam i ogłoszeń zamieszczanych przez jednostki samorządu terytorialnego, a także przez spółki Skarbu Państwa, obsadzone przez ludzi związanych z Platformą Obywatelską (Wysłuchaj transmisję Parlamentarnego Zespołu ds. Obrony Wolności Słowa).

Uprzywilejowana część społeczeństwa

Po danych z raportu Parlamentarnego Zespołu ds. Obrony Wolności Słowa widać wyraźnie, że państwo polskie kieruje swoje ogłoszenia do grupy ludzi, która czyta, ogląda lub słucha zaprzyjaźnione z władzą media. Reszta społeczeństwa jest poza oficjalnym obiegiem. Wszyscy ci, którzy nie czytają lewicowo-liberalnych czasopism i nie oglądają takowej telewizji, pozbawieni są możliwości zapoznania się z umieszczonymi w nich ogłoszeniami publicznymi i informacjami. To jawna dyskryminacja. Ten pasożytujący na państwie układ  na poły mafijny, gdyż inaczej nie można tego nazwać, dzieli, a wręcz segreguje obywateli na lepszych i gorszych. Gdyby podobne praktyki dotyczyły 7 – letnich rządów PiS, to już dawno by postulowano, aby powołać w tej sprawie komisję śledczą, która zbadałaby rozdysponowanie przez rząd i spółki Skarbu Państwa pieniędzy na reklamy i ogłoszenia publiczne w poszczególnych mediach. W przypadku Platformy Obywatelskiej, media głównego nurtu jednak milczą i nie nawołują do żadnych rozliczeń. Nie jest chyba dla nikogo tajemnicą dlaczego.

Patrząc po tytułach dzienników i tygodników, łatwo dostrzec, że te otrzymujące od państwa hojne wsparcie są - mówiąc łagodnie - przychylniejsze władzy, niż te, które nie otrzymują od państwa pieniędzy. Śmiało można więc postawić tezę, iż prywatne prorządowe media dostają od państwa pieniądze za swoją lojalność i wsparcie. Doskonale zdają sobie państwo sprawę z tego, ile jest w Polsce tygodników. Tymczasem w zgarnianiu państwowych pieniędzy z reklam i ogłoszeń publicznych przodują "Polityka", "Newsweek Polska" i "Wprost", a więc media liberalno-lewicowe. To samo dotyczy wybijającej się pod tym względem na tle innych dzienników "Gazety Wyborczej", która zdominowała rynek reklam i ogłoszeń publicznych. Koalicja PO-PSL nie sili się nawet na stwarzanie pozorów neutralności. Katolickie oraz prawicowe tygodniki i dzienniki, które także posiadają wielu czytelników, traktowane są bowiem przez rząd tak, jakby w ogóle nie istniały. Prawie w ogóle nie zamieszcza się w nich reklam i ogłoszeń publicznych. Widać wyraźnie, że w ten sposób rząd dotuje lewicową ideologię, z którą żyje w doskonałej komitywie, a wręcz w symbiozie. Nie oznacza to jednak wcale, iż gdy do władzy dojdzie PiS, to dla równowagi ma on mieć prawo wspierać z budżetu państwa tylko prawicowe i katolickie media. W demokratycznym państwie prawa, nie może być przywzwolenia na takie postępowanie. Nawet jeżeli obecny stan pasuje lewicowo - liberalnym mediom, to nie znaczy, że prawica ma tolerować ten patologiczny system w przyszłości. Trzeba raz na zawsze zrobić z tym porządek i ukrócić podobne praktyki. W innym bowiem wypadku, nadal będziemy mieli do czynienia z milionowymi "legalnymi łapówkami" dla przychylnych władzy mediów.

Sowa & Przyjaciele a system medialny w Polsce

Również spółki Skarbu Państwa i firmy od nich zależne wydają swoje pieniądze na reklamy i ogłoszenia w przychylnych władzy mediach. W 20013 roku z budżetów poszczególnych ministerstw, jak i z budżetu Kancelarii premiera wydano w mediach na ogłoszenia i reklamy 25 mln złotych. Nie wiadomo ile wydały w ten sposób spółki Skarbu Państwa. Z pewnością jednak są to ogromne kwoty

Według ujawnionych przez tygodnik "Wprost" taśm, 8 lutego 2014 roku w warszawskiej restauracji "Sowa & Przyjaciele" doszło do rozmowy prezesa zarządu i dyrektora generalnego koncernu PKN Orlen Dariusza Jacka Krawca z ministrem i rzecznikiem prasowym w rządzie Donalda Tuska, Pawłem Grasiem. Z rozmowy tej wyłonił się zatrważający obraz powiązań między władzą, mediami i biznesem, polegający na wykorzystywaniu publicznych pieniędzy do wspierania przychylnych władzy mediów.

Oto fragment wspomnianej rozmowy:
- Dariusz Jacek Krawiec: - Chłopaki są sprytne, kurwa, albo mają więcej czasu, albo mniej przyzwoitości, mi nie wpadło do głowy przez sześć lat, a tu kurwa widzisz, jebani, jeszcze Klesyk (Andrzej Piotr Klesyk - prezes zarządu PZU) skurwiel, wiesz, że on „W sieci” ogłoszenia daje?
- Paweł Graś: - No, widziałem właśnie.
- Dariusz Jacek Krawiec: - Ja mówię, co ty, kurwa, odpierdalasz? A on, że to klienci potencjalni. Wiesz, już się ustawiają, kurwa, media, już widać.

Po przeczytaniu powyższego fragmentu, nie trudno zgadnąć, do których mediów trafiają, a do których mediów nie trafiają pieniądze z reklam i ogłoszeń zamawianych przez PKN ORLEN, którego głównym akcjonariuszem jest Skarb Państwa. Po oburzeniu Dariusza Jacka Krawca nie trudno także dojść do wniosku, że prezesi spółek Skarbu Państwa i spółek zależnych, którzy odważą się zamieścić reklamy i ogłoszenia w mediach krytykujących rząd, powinni liczyć się z tym, że nie zagrzeją długo miejsca na swoich stołkach. Widać wyraźnie, że nie są tu wcale ważni "potencjalni klienci", czyli realizacja interesów ekonomicznych związanej z polskim państwem firmy. Ważne są układy i wierność suwerenowi, którym nie jest Polska, ale Platforma Obywatelska, co zresztą najdobitniej pokazała sprawa zakodowania na Polsacie Mistrzostw Świata w Piłce Ręcznej Mężczyzn. Skalę patologii medialnej w Polsce doskonale pokazuje także to, iż skompromitowani po „aferze taśmowej” ludzie, tacy, jak Marek Belka i właśnie Dariusz Krawiec, nadal piastują swoje funkcje i brylują na salonach. W normalnie działającym państwie, a nie tym, działającym tylko w teorii, opinia publiczna i media od razu zmusiłyby ich bowiem do natychmiastowego podania się do dymisji. W Polsce jednak, dzięki obecnemu systemowi medialnemu, wciąż ręka rękę myje.

Ciekawą lekturą dla obywateli byłyby z pewnością rachunki za reklamy i ogłoszenia w zaprzyjaźnionych z PO mediach. Mowa tu nie tylko o PKN ORLEN, ale także PGNiG, KGHM, PGE i wielu innych spółkach, których Skarb Państwa jest akcjonariuszem. Jeżeli prześledzilibyście Państwo zresztą skład rad nadzorczych w spółkach Skarbu Państwa na przestrzeni ostatnich 7 lat, to także zobaczylibyście Państwo, iż figurują w nich często ciągle te same nazwiska. Co jakiś czas, przechodzą one bowiem z jednej państwowej spółki do drugiej. Osoby te, nie zmieniają jednak pracy dlatego, iż są rozchwytywanymi z powodu swych kompetencji i kwalifikacji fachowcami. Otrzymują one po prostu nowe posady ze względu na rozgrywki partyjnych koterii, których są członkami, i którym potem w różny sposób się za to odwdzięczają. O tym, że spółki Skarbu Państwa są folwarkami dla partii politycznych, wyraźnie pokazała chociażby sprawa Igora Ostachowicza, któremu za wierną służbę Donaldowi Tuskowi załatwiono miejsce w zarządzie PKN Orlen. Pod naciskiem zaalarmowanej tym opinii publicznej, szybko jednak zrezygnował on z tej funkcji. Jak widać, presja społeczna ma sens.

Zmiana systemu medialnego

W środowisku dziennikarskim wszyscy doskonale wiedzą o tak zwanym "systemie łupów". Nikt jednak nie domaga się zmiany tego systemu. Nie zależy na tym ani lewicowym, ani prawicowym mediom. Oczywiście prawicowe czasopisma co jakiś czas pomstują na ten system, ale robią to najczęściej tylko dlatego, że obecnie same nie są prenumerowane przez urzędy państwowe oraz nie dostają od państwa pieniędzy za reklamy i ogłoszenia publiczne. Gdy jednak tylko dojdzie do władzy Prawo i Sprawiedliwość, to najprawdopodobniej szybko nabiorą wody w usta. Wiele prawicowych mediów i dziennikarzy liczy bowiem na to, że PiS odwdzięczy się im za wieloletnią wierną służbę. Mogą się jednak przeliczyć. Jeżeli bowiem PiS chce uchodzić za poważną i uczciwą partię, która ma aspiracje zapewnić sanację życia publicznego, to nie może odwdzięczać się przychylnym mu mediom z pieniędzy podatników, tak, jak robi to Platforma Obywatelska.

Mam nadzieję, że PiS, który obecnie głośno pomstuje na medialną patologię, nie wpisze się po wygranych wyborach w ten system i nie będzie stosował zasady „TKM”. PiS ma bowiem szansę nieodwracalnie zmienić korupcjogenny system medialny, który niszczy wolność słowa oraz podważa niezależność dziennikarską. Tu potrzebny jest jednak reset całego systemu, a nie tylko pudrowanie trupa. Aby przywrócić w dziennikarstwie wysokie standardy oraz uzdrowić relacje na polu media – władza, trzeba patrzeć dalekowzrocznie i działać w sposób uczciwy względem społeczeństwa. Jednym z pierwszych tego typu działań, powinno być ustalenie jasnych kryteriów wydatkowania państwowych pieniędzy na zamieszczane w mediach ogłoszenia publiczne i reklamy, a także na prenumerowane przez urzędy państwowe czasopisma. Jawne powinny być również wydatki na ten cel, zależnych od państwa spółek.

Rządzący muszą obawiać się mediów, które winny stać na straży uczciwości i przestrzegania przez polityków standardów moralnych w życiu publicznym. Gdy rządzący nie spełniają swoich obietnic wyborczych albo dopuszczają się machlojek, to media - niezależnie od swoich sympatii politycznych - powinny z całą surowością piętnować ich zachowanie. Tylko wtedy ludzie rządzący Polską będą trzymali się na baczności.

Obecnie, istnieją w Polsce media, które niezależnie od tego, co by się nie zdarzyło, zawsze będą służyć PO. Istnieją także media, które za każdym razem chcą się przypodobać opozycji. Pierwsze już obecnie dostają pieniądze z państwowej kasy i zrobią wszystko, aby tak pozostało. Drugie zaś, liczą, że dostaną pieniądze od państwa w przyszłości, gdy wybory wygra opozycja. Niezależnie więc od tego, co by dany polityk nie zrobił, to i tak wiadomo, co napisze, czy też powie o nim przychylna mu gazeta, tygodnik, czy program telewizyjny. Media głównego nurtu chronią więc chory system medialny i kierującą nim wierchuszkę. Krytykujące zaś rząd media, ledwo wiążą natomiast koniec z końcem, spoglądając z iskierką nadziei na kolejne wybory parlamentarne.

Póki media w Polsce będą na usługach władzy, póty nie będzie w Polsce demokratycznego państwa prawa. System legalnych łapówek sprawia bowiem, że dziennikarze wspierają władzę nawet wtedy, gdy niszczy ona obywateli i ogranicza ich prawa. Gdy ureguluje się wreszcie rynek reklam i ogłoszeń publicznych, to z pewnością zniknie część patologii, która trawi polską scenę polityczną. O sile oddziaływania na społeczeństwo danego dziennika, czy tygodnika będzie decydował bowiem wolny rynek, a nie stopień zażyłości redaktora naczelnego z premierem, czy z prezydentem.

Potrzebujemy ustawy, która wreszcie ureguluje zamieszczanie - przez państwo oraz podmioty zależne - w mediach ogłoszeń i reklam, a także prenumerowanie czasopism przez urzędy państwowe. Bez unormowania tej kwestii, nadal będziemy mieli bowiem w Polsce do czynienia z medialną i polityczną patologią. Nie można jednak liczyć w tym przypadku na pomoc ze strony mediów głównego nurtu. W ich interesie leży bowiem, aby ów system trwał dalej. Gwarantem trwania tego systemu jest zaś dziś rząd PO-PSL, dzięki któremu przychylne władzy media otrzymują z naszych podatków milionowe wsparcie, za co zresztą codziennie odwdzięczają się Ewie Kopacz i jej politycznym przyjaciołom. Dlatego też media te zrobią wszystko, aby tylko PiS nie powrócił do władzy. PiS może jednak wygrać mimo braku przychylności mainstreamowych mediów. Musi jednak przede wszystkim pokazać polskiemu społeczeństwu, że w kwestii podejścia do systemu medialnego w Polsce różni się od PO. Powinien więc w sposób jasny i stanowczy opowiedzieć się za zmianami chorego systemu dotowania przychylnych władzy mediów, który niszczy w Polsce niezależne dziennikarstwo i jest przyczyną zgnilizny moralnej w życiu publicznym.

Gabriel Kayzer



PS. Pierwotną wersję tekstu można znaleźć m.in. na: http://www.katolickie.media.pl/polecane/pracownia-krzywych-luster/7149-medialny-kartel-na-garnuszku-politycznego-ukadu