Trudno w tym przypadku nie zgodzić się z opinią redaktor Paradowskiej. Faktem jest, że media perfidnie rozegrały niezbyt rozsądnego kapłana, który znalazł sobie sprzymierzeńców w postaci TVN24 i „Gazety Wyborczej”. To oczywiście nie oznacza, że osoba duchowna w ogóle nie powinna pokazywać się w tego typu mediach, by ich nie uwiarygadniać ani tym bardziej przyjaźnić się z Moniką Olejnik czy Tomaszem Lisem. Problem pojawia się wtedy, kiedy kapłan – zamiast rozmawiać o problemach ze swoimi przełożonymi – biegnie na Czerską albo Wiertniczą, aby tam „wyspowiadać się” na dywaniku swojego fałszywego przyjaciela.

Jaki jest tego efekt, każdy widzi. Apogeum medialnego zainteresowania ks. Lemański ma już za sobą. Był użyteczny i wart zachodu wysłania wozu transmisyjnego do Jasienicy dopóki sprzeciwiał się woli abp Hosera. Największym zainteresowaniem gawiedzi cieszył się epizod serialu „Biedny proboszcz vs. zły biskup”, kiedy jasieniccy parafianie spełnili swoje groźby i nowego administratora do kościoła nie wpuścili.

Ks. Lemański – Bogu dzięki – opamiętał się, przeprosił i zapowiedział, że parafię opuści. Co z nim będzie dalej? Pozostaje czekać na werdykt Stolicy Apostolskiej, do której to od decyzji przełożonego kapłan się odwołał. Sęk w tym, że tego typu kościelne procedury są czasochłonne i potrafią ciągnąć się w nieskończoność. Co w tym czasie będzie z ks. Lemańskim? Dokładnie to, co prognozuje Janina Paradowska. Za 2-3 dni wszyscy o nim zapomną. Bo tak kończą wszyscy księża buntownicy, którzy stawiają swoje własne ego ponad jedność wspólnoty Kościoła.

Chwała ks. Lemańskiemu za to, że przeprosił i przyznał się do błędu. Jego medialnym sprzymierzeńcom jest to mocno nie w smak, bo to diametralnie zmienia obraną w tej sytuacji linię. Wspomniana redaktor Paradowska ubolewa jeszcze, że „inni przeprosić nie potrafią”. Nie bardzo wiem za co przepraszać miałby na przykład abp Hoser – za wyssane z palca oskarżenia o antysemickie pytania? A może za rzekome przykładanie ręki do ludobójstwa w Rwandzie? Przeprosić to powinny w pierwszej kolejności, jeszcze przed księdzem Lemańskim, media, które w brutalny i kłamliwy sposób atakowany ordynariusza warszawsko-praskiego. Przeprosić powinny te „dziennikarskie tuzy”, które „spowiadały” w swoich programach ks. Lemańskiego. Za co? Za to, że choć wiedziały o obowiązującym duchownego zakazie wypowiedzi w mediach, pompowały jego ego, dając mu przestrzeń do kontestowania – w wielu przypadkach – nauczania Kościoła i dalszego brnięcia w spór ze swoim przełożonym.

A że teraz o nim zapomnieli? To było do przewidzenia  Podobnie stało się w przypadku ks. Adama Bonieckiego, który przestał emocje kiedy tylko pokornie dostosował się do obowiązującego go zakazu wypowiedzi. A dla ks. Lemańskiego może to i lepiej, że dziennikarze przestaną się nim interesować. Chyba najbardziej jest mu teraz potrzebny święty spokój...

Marta Brzezińska-Waleszczyk