Trudno powiedzieć co by się dziś działo z opozycją, gdyby nie ponadprzeciętne wparcie udzielane jej przez niemieckie media, obecne w naszym kraju. Pomocną dłoń do działaczy i polityków wieobarwnej opozycji wyciągają również redakcje, posiadające cechy mediów polskich, posługujące się czasem emblematami solidarnościowymi, które jednak interesy narodowe mają w głębokim poważaniu. Trudno sobie wyobrazić, kto nagłaśniałby bezczelne, antyrządowe i antypolskie narracje Cimoszewiczów, Wałęsów, Niesiołowskich, Lisów, Urbanów, Tusków, Petru, Dukaczewskich, Rzeplińskich, Balcerowiczów czy Michników. Co oni jeszcze robią w studiach polskich, wydawałoby się, mediów?

Dziś widzimy, że część nadawanych przez nich narracji jest na tyle skrajna, że nie mieści się nawet w formatach zagranicznych mediów dla tubylców w rodzaju TVN24 czy Onetu. Dlatego niektórzy, jak Wałęsa czy Róża Gräfin von Thun und Hohenstein muszą uciekać się do korzystania ze Sputników, telewizji Rossija24 albo niemieckiej NDR, żeby nadawać swój antypolski przekaz. Tam nie ma już oporów ani kulturowych, ani moralnych, czy też ograniczeń koncesyjnych, które wymuszałyby przynajmniej pozorną powściągliwość w atakowaniu własnej ojczyzny, w najgorszy możliwy sposób.

Można to powtarzać bez końca, ale bez systematycznych i konsekwentnych działań propagandowych, płynna transformacja od komunizmu czasów PRL, do kapitalizmu i liberalnej demokracji III RP, byłaby niemożliwa. Niemożliwe byłoby również zbudowanie biznesowych imperiów rodzinnych, czy wykreowanie usłużnych autorytetów, zawsze gotowych do dyscyplinowania i wychowywania krnąbrnych i zacofanych Polaków. Tylko dzięki skoordynowanym działaniom politycznym, medialnym i biznesowym, wspomaganym bezwzględną aktywnością byłych i legalnych służb, możliwe było desygnowanie nowych elit, mających nadawać ton w najbliższych dziesięcioleciach. Bazą do takich działań musiały być zasoby kadrowe członków PZPR i tajnych współpracowników służb. Kapitał zakładowy tkwił zamrożony przez pierwsze lata wolnej Polski w kilku tysiącach średnich i dużych przedsiębiorstw czy dziesiątkach banków. Najbardziej atrakcyjne wystarczyło sprzedać Francuzom, Niemcom i Włochom, inkasując przy tym ogromne prowizje. To czego nie udało się sprzedać, można było sprywatyzowali za „złotówkę” kolegom, znajomym i pomniejszym cwaniakom, którzy nie mieli najmniejszych oporów w likwidowaniu tych przedsiębiorstw. W krótkim czasie ogłaszali upadłość, zwalniali ludzi, wyprzedawali majątek, i robili kokosy na pozostałych po tych firmach nieruchomościach.

Tak hartowała się stal. Bez odpowiedniej osłony medialnej, ta operacja na 40 milionowym kraju nie mogła by się udać. Z jednej strony serwowana nam była propaganda „gadających głów”, zaprzyjaźnionych ekspertów i autorytetów, wyszkolonych w niemieckich fundacjach i odpasionych na europejskich dotacjach. Z drugiej szło tuszowanie afer i medialne ukręcanie łbów gospodarczym przekrętom. Instrukcje i przekazy dnia redagowane były na przemian, to w Berlinie, to w Moskwie. Funkcjonujący przez ponad 20 lat mechanizm można porównać z czyścicielami kamienic, z tym, że wówczas czyszczone były całe zakłady przemysłowe, stocznie, potężne fabryki, warte wielokrotnie więcej niż największe nawet kamienice. Czyściciele gospodarki.

Tak formowały się elity III RP, które teraz cierpią katusze po utracie władzy w 2015 r. Co prawda dziś można, m.in. dzięki działaniom komisji ministra Jakiego, pociągnąć do odpowiedzialności nawet rodzinę samej Hanny Gronkiewicz-Waltz i odzyskać od niej 5 milionów złotych za bezprawną reprywatyzację. Jednak odzyskanie setek miliardów złotych z nieuczciwych prywatyzacji i wyprzedaży w latach 1999-2015 jest już niemal niemożliwe.

Gdyby prześwietlić polityczno-ekonomiczno-medialne gwiazdy pierwszych dwudziestu pięciu lat III RP okazałoby się, że 95% z nich tkwi głęboko w PRL’u, albo bezpośrednio jak towarzysze Ciosek, Miller, Cimoszewicz czy Kwaśniewski, albo połączeni są ze Wschodem siecią niejasnych biznesów, mających swoje początki jeszcze w latach 80-tych, jak Waldemar Pawlak. Całe rodziny, klany rodzinne funkcjonujące obecnie w mediach, wymiarze sprawiedliwości, polityce, samorządach, biznesie, czy nawet służbach specjalnych, mają swój rodowód w PZPR lub instytucjach jej podległych. To są ludzie, kreujący się dziś na rzekome elity kraju, pokrzywdzone, szykanowane i pozbawiane środków do życia przez dyktatorskie władze PiS’u.

Przekaz na temat Polski idzie w świat, uruchamiany przez lokalnych kreatorów faktów medialnych i dystrybutorów masowej informacji. I nie ustanie dopóki finansowane przez obcy kapitał media beztrosko hasają po naszym kraju. Nigdy nie zabraknie sprzedajnych polityków, żurnalistów i pożytecznych idiotów, którzy zechcą pomagać w budowaniu antypolskich narracji. Bo kapitał zawsze miał i ma narodowość, o czym możemy się codziennie przekonać na podstawie przekazów dnia.

 

Paweł Cybula