Joanna Jaszczuk, Fronda.pl: Niedawno dr Wacław Berczyński (szef zespołu badającego przyczyny katastrofy smoleńskiej- przyp. jj) poinformował o nowych nagraniach z lotu TU-154 M. Czy to szansa na przełom w śledztwie smoleńskim?

Mecenas Małgorzata Wassermann, PiS: Możliwości zbadania przyczyn katastrofy są bardzo duże. Do tej pory była to wyłącznie kwestia dobrych chęci. Wierzę, że Komisja Badania Wypadków Lotniczych ma dobre chęci, wiedzę i umiejętności i chce uczciwie podejść do tematu. Jestem więc pełna optymizmu co do przebiegu pracy komisji oraz jej wyników.

Przedstawiciele i zwolennicy poprzedniej ekipy rządzącej zarzucają PiS, że zajmuje się jedynie katastrofą smoleńską, przekonują, że jej przyczyny zostały już wyjaśnione przez zespół Macieja Laska i chcieliby zostawić ten temat. Czy jest to normalna sytuacja przy tak ogromnej tragedii i śmierci tak wielu osób?

Zdaję sobie sprawę, że w Polsce jest grupa osób, która obawia się- po pierwsze- wyników pracy tej komisji; po drugie- ujawnienia wszystkich zaniedbań, których dopuściła się poprzednia komisja. Wczoraj słyszałam wypowiedzi członków zespołu zajmującego się badaniem przyczyn katastrofy smoleńskiej. Mówiono między innymi o tym, że jest możliwość przeprowadzenia całego szeregu badań, podczas gdy zespół dra Laska prawie żadnych badań nie przeprowadził, o czym wiedziałam już wcześniej. Na pewno nowe i szokujące są informacje o tym, że były odpowiednie materiały i możliwości i z jakichś przyczyn ktoś celowo zaniechał odczytów czy badań. Te informacje mogą być dla pewnych osób obciążająca, bowiem każdy, kto brał udział w wyjaśnianiu katastrofy smoleńskiej był urzędnikiem państwowym. Z taką funkcją wiąże się więc również odpowiedzialność za zaniedbania w zakresie swoich działań.

Dlaczego Łotwa zdecydowała się przekazać Polsce te materiały właśnie teraz?

Myślę, że mogą tu wchodzić w grę dwie kwestie. Po pierwsze: klimat i sytuacja polityczna na świecie, po drugie: świadomość ze strony państw czy instytucji dysponujących odpowiednimi materiałami, że obecnie państwo polskie jest żywo zainteresowane pozyskaniem każdego dowodu, który może przybliżyć nas do prawdy. Nie tylko dla nas, jako dla rodzin ofiar katastrofy i społeczeństwa polskiego, ale też dla krajów ościennych było dobrze wyczuwalne, że poprzedni rząd nie był zainteresowany pozyskiwaniem tego typu wiadomości. Najbardziej dobitnym i zarazem tragicznym przykładem była informacja, którą prawie dwa tygodnie temu w Sejmie przedstawił minister i koordynator ds. służb specjalnych, Mariusz Kamiński o tym, że polskie służby przekazały dane Rosjanina, który chciał podzielić się swoją wiedzą na temat tego, co wydarzyło się w Smoleńsku. Dla mnie oczywistym jest, że dyskusja, kim był ten człowiek, czy był kimś wiarygodnym, czy prowokatorem, jest bez znaczenia. Zwyczajnie nie wolno było tak postąpić. Jeżeli takie było nastawienie poprzedniego rządu, jasnym jest, że nikt nie chciał się w to angażować, bo nie było po co.

Wczoraj na antenie Telewizji Republika profesor Wiesław Binienda poinformował, że dla potrzeb badań powstanie kopia rządowego Tupolewa w mniejszej skali. Eksperci chcą w ten sposób zbadać zachowanie samolotu w tunelu aerodynamicznym. Badaniami zainteresowana jest NASA, jednak profesor zasygnalizował, że chciałby dać szansę również polskim naukowcom

To o czym mówi prof. Binienda wydaje się jak najbardziej naturalne. Każdy organ, który ma dobrą wolę i chce rzetelnie zbadać katastrofę, będzie starał się doprowadzić do rekonstrucji. Tym razem jednak sytuacja jest szczególna, ponieważ nie posiadamy wraku. Od katastrofy natomiast minęło ponad sześć lat, powstaje w takim razie pytanie, ile właściwie zostało z tego wraku. Rozumiem więc, że komisja będzie się starała maksymalnie wykorzystać wszystkie dostępne możliwości. Z całego serca wierzę w to, że będzie tu możliwa zarówno praca polskich naukowców, jak i tych o światowej sławie, jak profesor Binienda.