Wiem, nigdy nie ma dobrego czasu - i piszę to całkiem serio - by skrytykować towarzystwo z Krakowskiego Przedmieścia, Solidarnych 2010, obrońców krzyża i uczestników kolejnych miesięcznic. Zawsze mają pod górkę wyszydzani w wielonakładowej prasie, okpiwani przez dyżurnych telewizyjnych trefnisiów, pogardzani. Wariaci, paranoicy, smoleńska sekta, mohery - zawsze słabsi, pozbawieni głosu, skarykaturyzowani.


Jak z nimi polemizować, by nie przyłączyć się do chóru tych wszystkich, z którymi mi nie po drodze? Bo, mówiąc szczerze i dobitnie, w sumie wolę z babcią spod krzyża zgubić niż z mądralą z TVN znaleźć. Ale tym razem i ja nie zdzierżyłem" - napisał publicysta w dzisiejszej "Rzeczpospolitej".


Mazurek pochwalił ministra obrony Tomasza Siemoniaka, Bogdana Zdrojewskiego i Marka Belkę za drobne gesty z ich istrony w celu upamiętnienia ofiar katastrofy. Dostało się jednak premierowi Tuskowi za to, że "nie zdobył się na kilka prostych słów", prezydent stolicy za to, że nie zaproponowała miejsca na pomnik ofiar, zaś prezydentowi Gdańska Mazurek wytknął, że ten nie odsłonił uroczyście jakiejś alei Anny Walentynowicz, choć błyskawicznie znalazł miejsce na ulicę Havla. Najbardziej dostało się jednak zwolennikom teorii o zamachu, którzy tłumnie przybyli pod Pałac Namiestnikowski:


"Nie, drodzy państwo, na spotkaniu w rocznicę śmierci nie przynosi się szubienic na plakatach, transparentów i „głów zdrajcy" w ruskiej czapce. Tak jak wy nie chcecie być wariatami i pogardzanymi oszołomami, tak oni też nie chcą być zdrajcami i renegatami. Nie przekonałem was? No i dobrze, myślcie sobie co chcecie, a nawet wyrażajcie to sobie, jak chcecie, ale na Boga, nie tego dnia, nie w tym miejscu!


Dlaczego? Bo, zrozumcie, na żałobnym spotkaniu nie śpiewa się „Sto lat"! Bo zginął Lech, skąd więc skandowanie „Jarosław, Jarosław! "? Bo w rocznicę śmierci przychodzi się złożyć kwiaty, pomodlić, a nie szydzić z nielubianych dziennikarzy i pozdrawiać ich „Zdrastwujtie" przy rechocie gawiedzi. Bo, skoro przychodzimy upamiętnić ofiary katastrofy, to po prostu nie na miejscu są słowa o upadających stoczniach, szalejącej drożyźnie i niepolskiej polityce zagranicznej. Nawet jeśli słuszne i jeśli wypowiada je brat zmarłego". 

 

Cały artykuł w dzisiejszym wydaniu "Rzeczpospolitej"