Byliśmy świadkami ostatniego pierdnięcia esbecji, a nie strzałów z Aurory!

Wracam z lubińskiej giełdy, kto nie wie o co chodzi, temu wyjaśniam, że to kopalnia socjologicznej wiedzy, miejsce gdzie dzieją się cuda. Czapki męskie oferowano za 10 złotych, a obok tej niepowtarzalnej oferty stał stolik miejscowego Franka Dolasa. Charakterystyczna zmęczona najpodlejszym alkoholem twarz. Równie charakterystyczny „uprzejmy” sposób prezentacji i zachęty do sięgnięcia po pewną wygraną. Wokół wodzireja tasującego trzy karty kręci się grupka naganiaczy, w tym dwie panie o purpurowych nosach i podkrążonych oczach. Właśnie one wykładają na stolik osiem stów i grają o wszystko. Lubiński Dolas wspaniałomyślnie proponuje, żeby się wycofały, bo przecież to cała renta. Purpurowe noski nie odpuszczają i… ogrywają mistrza ceremonii prawie do gołego.

Po chwili wracam tą samą alejką, zaopatrzony w kapcie z futerkiem i słyszę:

– No to, co może jeszcze raz za 8 stów? – pyta wyższa z bardziej ubarwionym nosem.

– No jak, gdzie, stówa mi została, nie mogę, może ktoś za stówę będzie chciał zagrać – odpowiada biedny Franek z Lubina.

Przy stoliku giełdowego losu kręciła się wyłącznie grupka naganiaczy, ludzie przechodzili obojętnie, w ogóle nie komentowali tego, co się dzieje, patrzyli na stragany i jeden pytał drugiego, gdzie męskie czapki po 10 złotych dają? Na giełdzie w Lubinie bywam bardzo rzadko, ale od wielu lat. W latach 90-tych ubiegłego wieku, trzy karty tasowano na każdym rogu giełdy, kręciło się tam dziesiątki ludzi i masowo dawali się nabierać na jeden z najstarszych przekrętów jarmarcznych. Bardziej rozgarnięci przestrzegali przed grą, ale nawet ci, którzy przegrywali ostatnie grosze uważali ich za wariatów i byli przekonani, że po prostu nie mieli szczęścia. 10 lat później sprawy się miały zupełnie inaczej, więcej niż połowa była pewna, że na stolikach dzieje się kant, reszta nie miała odwagi podchodzić do stolika, czując, że coś tu jest nie tak, czasami nabierali się jacyś naiwni przyjezdni.

Dziś w Lubinie widziałem całkowitą obojętność, nie było żadnego wyjaśniania, co się dzieje, nie było cienia emocji, ludzie przechodzili tak, jakby Franek i jego hostessy w ogóle nie istnieli. Opisałem socjologiczny banał, którego sedno jest oczywiste – człowiek indywidualnie, czy w masie nie da się wciągnąć 100 razy do tego samego bagna, przez tych samych oszustów. Jednemu zajmuje to chwilę, drugiemu 20 lat, ale gdy raz się przekona, że ledwie uszedł z życiem, nigdy więcej naciągnąć się nie da. Polacy po 27 latach są jak spacerowicze i klienci na lubińskiej giełdzie, bo przez 25 lat się napatrzyli jak się gra w 3 karty. Część połapała się od razu, ale wówczas nazywano ich wariatami, którzy nie chcą wygrać, chociaż to takie proste. Z czasem mądrzeli kolejni, jednak ciągle większość dawała oszustom zarobić, aż wreszcie Internet opublikował taśmy, na których gracze mówią wprost, w jaki sposób okradali Polskę i Polaków. Od tej chwili wszystko jest przesądzone.

Codziennie może Schetyna, Petru, czy Kalisz z Giertychem rozkładać swój karciany stolik i nie porwą tym tłumów, bo po pierwsze to Schetyna, Petru i Giertych, a wiec na wylot znani oszuści. Po drugie nie zmienili techniki oszustwa, ciągle się drą „czarna przegrywa, czerwona, wygrywa”. Po trzecie i najważniejsze, w Polsce nie ma tylu głupich, żeby się dać wciągnąć w to bagno, z którego ledwie wyszliśmy. Do wszystkich wymienionych czynników dochodzi jeszcze jeden. Nie ma o co grać. Proponowane pule to czyste abstrakcje. Nie wygrywa się wyższej wypłaty, taniego mieszkania albo fajnej pracy. Gra toczy się o dobrobyt Rzeplińskiego i Szczerby, ostatnio na stole położono Olejnik, Lisa i Kolendę-Zaleską. Takie jest socjologiczne podłoże wydarzeń trwających od czasu przejęcia władzy przez PiS, a ostatnie podrygi widzimy od wczoraj.

Pragnę uspokoić zaniepokojonych i pozbawić nadziei tęskniących za czasami masowego kantowania Polaków przy karcianym stoliczku. W piątek wydarzyło się znacznie więcej niż było widać. Z armii poleciał najważniejszy generał, ubecy stracili realne pieniądze, „dziennikarze” dowiedzieli się, że nie są władcami dusz, PO i Nowoczesna nie mają nic do gadania w TK i zaraz zostaną wyczyszczone sądy. Wymienione kasty tracące wpływy nie walczą o premię, czy BMW w dieslu, nie te czasy. Oni walczą o przeżycie! Cóż to oznacza? Ano tyle, że nie przebierają w środkach i działają w pełnej desperacji. Nie ma cienia wątpliwości, że piątkowa akcja była przygotowana, oczywiście inny miał być pretekst i wywołanie zadymy, bo wykluczenia Szczerby nikt przewidzieć nie mógł, nawet Kuchciński. Plan był prosty, żeby nie powiedzieć toporny.

Zaprzyjaźnione media robią dęty protest z powodu „cenzury”. Z sali sejmowej docierają amatorskie nagrania od zaprzyjaźnionych posłów, pokazujące, że PiS łamie konstytucję, czy co tam jest pod ręką. W ostatnim etapie do dziennikarzy i posłów opozycji spontanicznie dołącza wzburzony tłum, no i to jest ten element, nie do przeskoczenia. Mieliśmy do czynienia z ostatnim zrywem połączonych sił: WSI, SB, mediów i polityków przez służby kontrolowanych. Efekt? Przyszło 2 tysiące naganiaczy do karcianego stolika, większość to hostessy bezpieczniackie, reszta tak naprawdę nie ma znaczenia. Nieważne kto tam przychodzi poza płatnymi zadymiarzami, mogą to być ciekawscy, fanatycy i ogłupieni przez telewizory. Ważne ilu przyszło i kogo oszukali. Przyszła garstka, chociaż jeszcze rok temu okrągły stół potrafił zmobilizować 50 tysięcy. I co jest najbardziej istotne w tym wszystkim? Dokładnie to, że widzieliśmy cały potencjał połączonych sił: WSI, SB, peerelowskich mediów i złodziejskich polityków. Cały potencjał i ostatni taki zryw.

Powtórzę po raz enty! Nie będzie żadnej rewolucji, nie ma kim jej robić i dodam, że nie ma dla kogo. PiS nie naraził się żadnej dużej grupie społecznej, PiS świadomie kasuje kasty, które mają jeszcze trochę wpływów, ale nie potrafią już ogłupiać Polaków. Gęby kast znane są na wylot, ich metody nie zmieniły się na jotę. Oszukiwali i kradli wtedy, gdy potrafili rozpalić emocje milionów Polaków. Przez 25 lat wielu nie miało co do gara włożyć, jeszcze więcej drżało, czy jutro będzie praca, czy usłyszą, że „na twoje miejsce mam dziesięciu”. Kto przy zdrowych zmysłach pójdzie na mróz, żeby Monika Olejnik mogła sobie kupić nowe buty albo poseł Szczerba wystąpić w telewizji? Koniec, to po prostu koniec, a że ubecja i peerelowscy złodzieje żegnają się z życiem, jakie dotąd znali, w tak mało estetyczny i inteligentny sposób, to najlepsze podsumowanie ich samych i ich żywota.

Matka Kurka

ZA: KONTROWERSJE.NET

dam/kontrowersje.net