"15 lat glancowania ekonomicznej fasady i ideologicznych fundamentów. Witajcie w UE! Na tym najchętniej bym skończył, ale sprawy są nieco bardziej skomplikowane. Pisanie tekstów okolicznościowych samo w sobie męczy. Wszelkie felietony na okoliczność i z okazji, do tego stopnia bolą, że od jakiegoś czasu daruję sobie podsumowania: „Jak minął rok”, „Człowiek roku”, „Wydarzenie roku” i tak dalej. Z pisaniem o 15 rocznicy wstąpienia Polski do Unii Europejskiej jest jeszcze gorzej, bo sama Unia wywołuje najgorsze skojarzenia. Od razu, a właściwie już odpowiedziałem, na dwa sakramentalne pytania. Czy Polska w 2004 powinna wstąpić do Unii Europejskiej? Tak. Czy Polska powinna w 2019 roku wystąpić z Unii Europejskiej? Nie" - pisze na łamach bloga Kontrowersje.net Matka Kurka (Piotr Wielgucki).

"Odpowiedzi zapewne zaskoczyły, zwłaszcza tych, którzy czytają moje teksty regularnie, ale już wyjaśniam i jednocześnie uspokajam. W jednym i w drugim przypadku Polska popełniłaby polityczne harakiri, gdyby podjęła inne decyzje. W 2004 roku nawet Waldemar Łysiak wziął udział w referendum i zagłosował za Unią, potem uznał to za swój największy polityczny grzech, ale w mojej ocenie niepotrzebnie. Piętnaście lat temu nie dało się podjąć innej decyzji, Polacy po latach sowieckiego kołchozu byli zapatrzeni w Zachód jak szpak w bateryjkę. Tęsknota za tym lepszym światem i kompleks ubogiego krewnego zrobiły swoje, ale i bez tego nie mieliśmy wyjścia" - wskazuje dalej autor.

"Mamy takie geopolityczne układy jakie mamy i chociaż dyżurna alternatywa: „albo Unia albo Putin” jest tylko w połowie prawdziwa, to de facto wybór nie istnieje. Wchodziliśmy do UE dokładnie w taki sposób, jak w lutym 2003 roku określił to prezydent Francji Jacques Chirac: „Stracili dobrą okazję, aby siedzieć cicho”. Przypomnę, że Chiraca komentarz dotyczył suwerennej decyzji Polski i kilku innych państw, które aplikowały do UE. Chodziło o wsparcie USA w wojnie z Iranem i nieważne, że ta wojna też była hucpą, ważne, że prezydent Francji precyzyjnie przewidział status Polski i podobnych państw w strukturach „Nowej Unii”" - stwierdza.

"Korzyści z UE mamy tyle ile widać: dopłaty bezpośrednie dla rolników (znacznie niższe niż w UE), baseny, trotuary, nowe elewacje, programy do zadłużania Polski, samorządów i indywidualnych „beneficjentów”. Cenę również widać gołym okiem: likwidacja stoczni, motoryzacji, przez długi czas zapaść górnictwa i kolejnictwa, upadek albo przejęcie całych gałęzi gospodarki, w tym tak strategicznych jak energetyka, łączność, media. Problem polega na tym, że ta skrótowa ocena, podpowiadająca każdemu rozsądnemu człowiekowi: „Uciekaj jak najszybciej”, dociera do Polaków w szczątkowej ilości" - kontynuuje.

"Nie ma badania opinii publicznej, które nie wskazywałoby poparcia Polaków do członkostwa Polski w UE poniżej 70% i ta liczba towarzyszy nam od początku, 77% Polaków było "za" w referendum. Partia, która w takich warunkach wrzuci na sztandary polityczne wyjście Polski z UE, skończy jak ruska „Konfederacja”, a gdyby na głowę upadł PiS, to mielibyśmy w Polsce Holandię z jedną wielką eutanazją Polski, jaką znamy. Nie przypadkiem POKO na chama, wbrew faktom i Junckerowi, wciska PiS „polexit”. Wciska, bo to jedyna realna rzecz, która mogłaby PiS wysadzić w powietrze" - pisze Piotr Wielgucki.

"Uwarunkowania polityczne sprawiają, że w 2004 i 2019 roku trzeba się z brukselskim kołchozem męczyć i umiejętnie w tym nieprzyjaznym, grząskim, środowisku się poruszać. Unia dała nam ekonomiczną fasadę, ludzie widzą, że z zewnątrz Polska została pomalowana, wybrukowana, upstrzona aquaparkami. W cenę tych pozornych „sukcesów” niewielu się wgryza i przez to nie widzi zamkniętych stoczni, niemieckich dyskontów, francuskich hipermarketów i 2 milionów Polaków na emigracji. Prócz fasady ekonomicznej jest jeszcze fundament ideologiczny, który w tej chwili definiuje się wprost. Państwo narodowe ma przestać istnieć, dotychczasowy prządek moralny i naturalny również – żadnej rodziny i dekalogu, zamiast tego „płeć społeczna” i nihilizm" - zaznacza publicysta.

"Wszystko jest oczywiste i widoczne gołym okiem, siedzimy w bagnie, na szczęcie dzięki naszemu polskiemu uporowi i przekorze, tylko po kostki, no może do połowy łydki. W takich warunkach każdy gwałtowny ruch zawsze kończy się tak samo, aż po pełne zanurzenie w bagnie. Mając świadomość czym jest Unia Europejska, w niemałej mierze zarządzana przez Putina, musimy pomiędzy młotem Kremla i kowadłem Brukseli wykuć się na silne państwo, które będzie w stanie w tych ciężkich warunkach walczyć o swoje. Drogą do osiągnięcia celu nie jest wyjście z UE, ale taka pozycja Polski, która sprawi, że UE przestanie być dla Polski zagrożeniem" - kończy.

Kontrowersje.net