Zaledwie wczoraj napisałem tekst, w którym postawiłem tezę, że Tusk bez wsparcia medialnego byłby pośmiewiskiem nie mniejszym niż Komorowski w czasie kampanii prezydenckiej.

Dziś na własne oczy można było zobaczyć dosadne argumenty potwierdzające tezę. Tuskowi wszystko szło nieźle, gdy nie musiał występować pod presją. Media trzymały Kaczyńskiego za ręce i nogi, a Donald go okładał, wiedząc, że w tym pojedynku nic mu nie grozi i wszystko dawno jest wydrukowane. Przedstawiony obraz nie jest końcem przewagi w ustawionym pojedynku, ale dopiero połową. Po drugiej stronie i Kaczyński i całe PiS siłą rzeczy protestowało przeciw tak chamsko reżyserowanej nawalance. Trudno się powstrzymać od emocji i nawet przekleństw, gdy się uczestniczy w czymś skrajnie nieuczciwym i nie ma się żadnego wpływy na końcowy wynik, bez względu na zaangażowanie i włożoną pracę. Propagandowo zaaranżowana fikcja przez ponad 8 lat pozwoliła pokazać wyluzowanego Tuska i miotające się PiS.

Zwolennicy Tuska zapamiętali ten widok i głęboko uwierzyli, że mają do czynienia gigantem, który wciągnie swoich politycznych przeciwników nosem. Tymczasem Tusk nawet w tamtym czasie zdradzał, że jest kompletnie bezradny, jeśli staje do pojedynku nie na swoim terenie i bez swoich sędziów. Dość wspomnieć, że Donald zapomniał języka w gębie po starciu z „Paprykarzem” i siedemnastoletnią Marysią, która nazwała go zdrajcą. Tusk pozbawiony wsparcia i pancernej osłony medialnej, gubi się zupełnie i sam sobie seriami strzela w kolano. Pomysł, aby zrobić z przyjazdu do prokuratury wielkie show, był jego autorskim pomysłem, a jeśli ktokolwiek mu doradzał, to nie Ostachowicz, tylko Graś. Na samym starcie można i trzeba było się zastanowić jaki obrazek pójdzie do mediów, gdy najbardziej fanatyczni zwolennicy Donalda osobiście odprowadzą go prokuratora? Nie trudne do przewiedzenia było też to, że obok zwolenników pojawią się przeciwnicy, którzy przypomną najbardziej kompromitujące fakty z politycznego życiorysu Donalda.

Pułapek przy realizacji tego chybionego pomysłu było bez liku i jeszcze doszły niespodzianki. Pierwsza wyrwała się Krystyna Janda i pociągnęła za sobą dziadków aktorów, Olbrychskiego, Pszoniaka, Seweryna. W Internecie jednym kliknięciem można znaleźć takie oto zdjęcie.

Potrzeba dodatkowego komentarza? Panowie stoją jak ciu… samotni goście na weselu i prezentują się niczym dzieci z czworaków, w słynnej barejowskiej scenie. Jednak największą symboliczną katastrofą okazała się awangarda orszaku, w której brylował Kijowski z Hadaczem, wymachujący czerwonymi kartkami z portretem Tuska. Tutaj muszę Tuska usprawiedliwić czegoś podobnego nie był w stanie nikt przewidzieć, ani nawet najbardziej radykalne mohery wymodlić. „Szlachetne” zamiary obróciły się w piękną tragedię. Tusk miał się pokazać jako lider, zbawca upokorzonych porażkami „elit” i „Europejczyków”, a także wysłać do zachodnich mediów obrazek męczennika prześladowanego przez niedemokratyczne władze Polski. Jak wyszło? Na obraz i podobieństwo konia, bo koń jaki jest każdy widzi. Tusk nie ma już po swojej stronie medialnego monopolu i mnóstwo kompromitujących kadrów wychwyconych przez niesprzyjające mu media zostanie pokazanych na pierwszych stronach gazet i w pierwszych sekundach serwisów informacyjnych.

Grupka skompromitowanych wyznawców Tuska nie tylko uroczyście odprowadziła go do prokuratury, ale wymachiwała nad jego głową czerwonymi kartkami. Przy takim prezencie w zasadzie niczego nie trzeba i chyba nie warto dodawać. Wystarczy pokazać zdjęcia i lekko, wymownie, się uśmiechnąć pod nosem. Dzisiejsza prezentacja nie wypromowała rycerza na białym koniu, ale nagiego króla przerażonego i pogubionego, który kompletnie nie potrafi się odnaleźć w nowej rzeczywistości, skrajnie różnej od niegdysiejszych drukowanych pojedynków z Kaczyńskim. Co więcej Tusk do 2019 roku nie będzie miał żadnej innej okazji, poza wizytami w prokuraturze, aby się przypomnieć polskiemu elektoratowi. Czy po dzisiejszej kompromitacji, którą zauważyli nawet co bardziej rozgarnięci zwolennicy Tuska, „kierownik” będzie chciał powtarzać komedię? Wątpię, a jeśli nawet to każda kolejna taka akcja, będzie dla Tuska „Paprykarzem”.

Matka Kurka/kontrowersje.net