Takie nazwisko Arłukowicz, mówi komuś coś? Mnie od zawsze się kojarzy z przaśną komuną, ale też z pewną sceną. Wisi typ w kasku na linie, obwiązany i asekurowany ze wszystkich stron, pomimo tego trzęsie jak osika. Slapstickowa akcja miała miejsce przy okazji jakiegoś durnowatego „realityszoł” i na zawsze Arłukowicz będzie przerażonym asekurantem wykonującym tańce na linie dla poklasku. Na szczęście w POKO panuje przekonanie, że to nowy Macron, czy tam inny Obama, bo udało mu się w Szczecinie zdobyć 200 tysięcy głosów. Prawda, że proste wnioski wyciągnęli stratedzy „opozycji”? - pisze na łamach bloga Kontrowersje.net publicysta Matka Kurka (Piotr Wielgucki).

 

Prawda, w dodatku bardzo perspektywiczna i pożądana. Do znudzenia można powtarzać, że w tej ekipie nic się nie zmieni, niby jak się ma zmienić skoro ciągle ci sami komedianci, z takim, a nie innym potencjałem intelektualnym, mieszają w tym samym PR-owym kotle. Wyciągnęli takie wnioski na jakie ich stać i przy pierwszym zdarzeniu z rzeczywistością zaliczyli podwójny nokaut, o czym parę zdań niżej, najpierw wrócę na chwilę do Szczecina. Obok Warszawy, Gdańska, Poznania, Zielonej Góry i paru innych miast, w Szczecinie można wystawić konia na senatora albo słomianego misia na posła i ten koń z misiem dostaną się do parlamentu, jeśli będą mieli logo SLD, PO, czy innego wariantu z tej samej półki. Dla przypomnienia dopiszę, że rasowy komunista Cimoszewicz uzyskał rekordowy wynik w Warszawie – 219 tysięcy głosów.

Co się stało z wynikiem Cimoszewicza? Nawet POKO nie zostawiło suchej nitki na Cimoszewiczu i krzyczeli, że ten całkowicie olał kampanię wyborczą. Olał, nie olał, ale zdobył najwięcej głosów. Dlaczego w takim razie to nie Cimoszewicz, tylko Arłukowicz stał się nową nadzieją „opozycji”? Odpowiedź jest prosta jak „opozycja”, bo Arłukowicz odstawiał różne szopki z tańcami na linie i to rzekomo był przepis na sukces. Tymczasem prawda jest taka, że Arłukowicz mógł nie robić nic, tak jak Cimoszewicz i zdobyłby w Szczecinie tyle samo głosów lub niewiele mniej. Każdy „pisowiec” wygra konkurs piękności, gdy głosować będą słuchacze Radia Maryja. I każdy lewak wygra w miastach, gdzie na lewaków głosuje się od zawsze. Dziecko zrozumiałoby tę prawidłowość, ale nie „opozycja”.

Wielki „talent” Arłukowicza został zweryfikowany jedną wizytą w Węgrowie, mazowieckim miasteczku i tutaj przypomniał mi się inny gigant: „nie ma zgody na brak zgody” Bronek Komorowski. W odzewie lud mu odpowiadał „na Mazury łapać kury”. Arłukowicz zaliczył podobny, a może i bardziej żenujący występ. Udał się gwiazdor ze Szczecina do Węgrowa napadł swoją agresywną uprzejmością pierwszego napotkanego człowieka, który jak większość ludzi podaje rękę, jeśli ktoś się wita. Potem Arłukowicz „zażartował” sobie: „Słyszałem, że jest pan najsłynniejszym wsparciem PiS-u w Węgrowie?”. Człowiek osaczony przez kamery i komediancką wesołą ekipę, przestraszony odpowiedział: „Niech pan mnie nie denerwuje” i wtedy cały sztab POKO z Arłukowiczem i Nowacką na czele zaczynają rżeć.

W tej scenie jest wszystko i bardzo szybko Internet podsumował występ wielkomiejskiego chama jako gotowy materiał na spot PiS. Zgnojenie „prostego człowieka” w świetle kamer i jeszcze chwalenie się tym, co Arłukowicz zrobił natychmiast i wrzucił filmik na Twittera, to idealny obraz przemawiający za milion słów. Jak nie trawię Kurskiego i jego telewizji, to akurat to nagranie powinien powtarzać do znudzenia jak powtarza słowa Rostowskiego „piniendzy nie ma i będzie”. Mamy do czynienia z kolejną komedią PR-ową, ale aktorzy udający przyjaciół ludu, po pierwsze są kiepscy, a po drugie tak gardzą i nienawidzą „prostych ludzi”, jak gardzili ich ojcowie patrząc na kolejki przed mięsnym, bo przecież dla nich wszystko było podane w „sklepach za żółtymi firankami” albo w Pewexach.

Jednak najbardziej komiczne jest to, że ci aroganccy nieudacznicy nie robią nic innego tylko próbują naśladować kampanię PiS. Gdy Kaczyński wbijał i nadal wbija do głów swoim działaczom, że mają jeździć do każdej gminy, słuchać ludzi i nisko chylić przed nimi czoła, to śmiechom nie było końca. Po czasie okazało się, że ta tytaniczna praca przynosi efekty, no to najgłupsza na świecie opozycja postanowiła, że w dwa miesiące zrobi to samo, na co PiS pracował przez 10 lat. Mało tego, oni „wymyślili”, że dwa miesiące udawania „prostych ludzi” zastąpi autentyczny szacunek, jaki PiS okazywał „Polsce B”, „niewykształconym” i „fizycznym”. Dla Arłukowicza, Brejzy i reszty PiS już powinien ufundować nagrodę, a wręczyć ją na jesieni.

Matka Kurka/Kontrowersje.net