"Wiedziałem, że będzie śmiesznie, groteskowo i w ogóle zacznie się pożar w burdelu, ale tempo akcji nawet mnie zaskakuje. Prócz tempa wrażenie robi też poziom paniki. Starzy wyjadacze polityczni na pewno pamiętają dyżurny żart na temat „ludowców”. Dziennikarz pyta prezesa PSL kto wygra wybory? Prezes odpowiada, że nie wie, ale z całą pewnością będzie to koalicjant PSL. Cwani spadkobiercy Frontu Jedności Narodowej zawsze potrafili się ustawić z wiatrem i poza stołkami nic ich nie interesowało. Ich techniką było wystawianie się na polityczną licytację, co wymagało dużej cierpliwości i spokoju. Tym razem decyzje zapadły w pełnym chaosie i to jest absolutna nowość w wykonaniu „ludowców”" - pisze Matka Kurka (Piotr Wielgucki) na łamach bloga Kontrowersje.net.

 

"Od 1989 roku PSL był partią z kilkuprocentowym poparciem i tylko raz w 1993 roku, po „Nocnej zmianie” uzyskał rekordowy wynik 15,5%. W ostatnich wyborach ekipa Kosiniaka-Kamysza dostała zaledwie 5,13%, co pozwoliło wczołgać się do sejmu. Ułamki procenta zadecydowały, że w ogóle o takiej politycznym bycie jak PSL jeszcze rozmawiamy. No i teraz pytanie podstawowe? Czy notowanie i szanse PSL od 2015 roku, po dwóch kolejnych porażkach, a co najmniej słabszych wynikach wyborczych, zmalały, czy się zwiększyły? Kombinować można na różne sposoby, ale prawda jest jedna. Dziś PSL nie wchodzi do sejmu i co więcej nie przekracza 4% poparcia. Biorąc pod uwagę fakty i okoliczności, jedno Kosiniakowi-Kamyszowi przyznać wypada. Rzeczywiście PSL nie dostałby żadnego mandatu, gdyby nie poszedł do wyborów europejskich w koalicji" - wskazuje autor.

"Zdecydowanie się pod tą diagnozą podpisuję, ale to Kosiniak-Kamysz mówił w środę, w sobotę oświadczył, że Koalicji Europejskiej wychodzi, bo ta za bardzo skręca na lewo i szkodzi PSL-owi. Brawurowa zmiana kierunku, ale nie tak bezczelna, jak słowa Millera, który powiedział prosto z mostu, że ma w głębokim poważaniu to, co się stanie z KE, ponieważ on miał jeden cel polityczny – zdobyć mandat i zostać posłem Parlamentu Europejskiego. Nie ma jednak większego znaczenia kto wyżej wszedł na plecach PO, ważne, że cała koalicja wpadła w głęboką depresję i panikę. PSL, który był zawsze „panną” do wzięcia i przy swoim marnym poparciu potrafił ugrać 3 razy więcej, niż był wart, właśnie stracił wdzięk. Cztery lata w opozycji zrobiły swoje, nie ma czym grać, nie o co się targować" - dodaje.

"Partia z 6% poparciem, ale niezbędnym do zawarcia koalicji rządzącej, to coś zupełnie innego niż partia z 5% nikomu i do niczego niepotrzebnym wynikiem. Tak wygląda największy problem PSL i jednocześnie Kosiniaka-Kamysza. I kto to pierwszy, zaraz po wyborach, zauważył? Pewnie wszyscy się zgłoszą, ale cichym zwycięzcą jest stary peeselowski cwaniak „Pan Waldek”. Pawlak odsunięty w cień przez Piechocińskiego zwietrzył swoją szansę i wpisał się w postulaty połowy PSL. Pomysł Pawlaka jest bardzo prosty i historyczny, wrócić do sprawdzonej strategii i być zawsze przy władzy, która daje PSL-owi możliwości pozyskania stanowisk i konfitur. Ktoś zauważy, że PiS takiego koalicjanta nie potrzebuje i to z dwóch przyczyn. Po wygranej europejskiej przekonanie jest takie, że jesienią będzie jeszcze lepiej, po drugie podawanie brzytwy tonącemu PSL, gdy PiS po latach walki z PSL przejmuje wieś, wydaje się bardzo dziwne, żeby nie powiedzieć głupie" - czytamy w tekście Wielguckiego.

"Pozornie tak to właśnie wygląda, jednak w politycznej praktyce wygląda zupełnie inaczej. Co innego koalicja rządowa, co innego wyborcza. PSL uciekając pod skrzydła PiS z definicji wywiesza białą flagę i bardzo ciężko z takich zależności wyjść, bo tutaj zaczyna się typowa historia przystawki. Jeszcze nikomu po takiej operacji nie udało się odbić, patrz Samoobrona, LPR, Nowoczesna i w ten sposób, po długich oczekiwaniach dochodzimy do Koalicji Polskiej. Wszyscy, absolutnie wszyscy PSL-owcy to cwaniacy walczący o stołki, Kosiniak-Kamysz wyskoczył z tą śmieszną koalicją, do której nikt inny się nie zgłosił, żeby ugrać swoje wewnątrz partii" - przekonuje dalej Matka Kurka.

"Pawlak ma dużą ochotę na powrót do gry i jako doświadczony polityk, wiedział, że zwrot w prawą stronę to w tej chwili życzenie więcej niż połowy działaczy. Co więcej nie od dziś wiadomo, że po wyborach samorządowych lokalni baronowie PSL chcieli koalicji z PiS, żeby utrzymać władze, ale centrala to zablokowała. Pomysł na dogadanie się z PiS stoi po drugiej stronie układu ze Schetyną, dlatego Kosiniak-Kamysz uciekł do przodu, zostawił tęczową koalicję i zaczął „budować” centroprawicową wirtualną rzeczywistość. Niczemu innemu ta zagrywka nie służy i jest wynikiem tarcia w PSL-u oraz aktywności Pawlaka, który pokazuje „ludowcom” jak to kiedyś było pięknie. Walka o wpływy i być może zmiana lidera lub raczej powrót lidera PSL, to całe wyjaśnienie skąd się nagle wzięła Koalicja Polska"- kończy autor.