Nie wypada zaczynać od dygresji, ale tym razem nie bardzo jest inne wyjście. Na początku lat 90-tych ubiegłego wieku w Gazetę Wyborczą zainwestowali nowojorscy żydzi polskiego pochodzenia. Żadna to tajemnica, ale naturalnie nikt „poważny” nie śmie publicznie o tym mówić, żeby nie dostać po łbie antysemityzmem, który jest jednym z najbardziej bezlitosnych kadrowych w Polsce. Mnie nie straszno, raczej śmieszno, dlatego przypomnę, że inwestycje lewicowych Żydów w gazetę dla Polaków, to nic nowego. Przed Sorosem byli inni akcjonariusze, przede wszystkim Wanda Rapaczyński z domu Gruber. Jedynie dla formalności wypada napisać, że ta pani ma oczywiście klasyczną dla środowiska Gazety Wyborczej proweniencję i wywodzi się z rodziny żydowskich komunistów działających przed wojną w Polsce. Rapaczyński wyjechała z Polski w 1968 roku, gdy komunistyczne pany (Żydzi) walczyły z komunistycznymi chamami (Polakami). Był to podaj jedyny przypadek w historii, w którym pany przegrały z chamami, ale są też i tacy, co to twierdzą, że pozwolili chamom wygrać, aby przeprowadzić największy po wojnie transfer polsko-izraelski. Nieważne, nie czas i miejsce na aż takie dywagacje, istotne jest to, że prawą ręką Wandy Rapaczyński została Helena Łuczywo z domu Chaber. Ponownie tylko dla porządku i statystyki dodam, że pani Helena wywodzi się z rodziny żydowskich komunistów, którzy po wojnie wylądowali w Ministerstwie Bezpieczeństwa Publicznego. Przy wspomnianej „instytucji” SB i WSI to byli harcerze. W czasach gdy obie panie rządziły Agorą rozkwitł złoty wiek dla propagandy Michnika i jego funkcjonariuszy prasowych. Trzeba uczciwie oddać, że „Gazeta Wyborcza” nie miała żadnej konkurencji. Mówiło się, że to nowa Trybuna Ludu, do której co najwyżej mogą dołączyć pomniejsze biuletyny, jak to dawniej było z „Gazetą Robotniczą”, czy „Żołnierzem Polskim”.

Reszta prasy w Polsce działała na zasadzie podziemnego kolportażu i właściwie poza „Gazetą Polską” z prawicowych pism nie było w kioskach Ruchu absolutnie nic, no chyba, że za prawicowe uważać pisemko Wołka „Życie z kropką”. Przywołałem czasy hegemonii Agory i Michnika, żeby tym mocniej uwydatnić, w jakiego trupa George Soros zaczął pompować tlen. Sam fakt, że niegdysiejszego monopolistę trzeba reanimować mówi wszystko o kondycji spółki, która od początku należała do drugiego pokolenia żydowskich komunistów. Dziwić może nieco fakt, że tak sprawny hochsztapler wyrzucił jakieś 67 milionów złotych w błoto. Wróć! Mogłoby, dziwić, ale po pierwsze dla niego to kieszonkowe, po drugie kontrolowana przez niego spółka MDIF Media Holdings kupiła zaledwie 11% akcji, co daje, 8,5% głosów. Po trzecie cała ta „inwestycja” jest czymś w rodzaju paczki żywnościowej wysłanej przez Zachód w okresie stanu wojennego. Wkład finansowy Sorosa pozwala utrzymać rachityczny przyczółek, jeśli przetrwa to dobrze, jeśli nie, to trzeba będzie wyłożyć poważną kasę na poważny biznes, żeby całkowicie nie utracić wpływów w Polsce. Jasne, że aż tak różowo to wszystko nie wygląda, bo przecież wiemy, że chamów dyscyplinuje się prostymi i praktycznie darmowymi sztuczkami, patrz komisje, czy „rajtingi”, tudzież artykuły o „polskich obozach koncentracyjnych”. Tutaj przewaga jest gigantyczna i niestety chyba wieczna, niemniej na lokalnym rynku nadwiślańskim wpływy bezpośrednie spadły gwałtownie.

George Soras wydał te marne parę złotych na respirację, nie ma mowy o żadnej lokacie kapitału, czy też wyrzutach sumienia. Zwyczajnie opłaca się zrobić taka akcję pozorującą zatroskanie „wolnością prasy w Polsce”, bo tyle samo kasy węgierski Żyd musiałby wydać na zamawianie artykułów w Nowym Yorku i Berlinie. Kiedyś to działało, ale dziś rzecz jest zupełnie nieskuteczna, ponieważ w Berlinie i Nowym Yorku nikt nie czyta o wytrzeszczonych oczach Macierewicza i cała para jest kierowana jedynie w polski gwizdek. Mówiąc obrazowo, Soros musi zapłacić za jakiś lewacki paszkwil w NYT, który potem zacytuje Wyborcza Michnika. Gdzie sens? Zlikwidował pośredników i postawił na wyrobników. Jemu się to kieszonkowe zwróci z nawiązką, tym bardziej, że Czerska nie przepije inwestycji u „Sowy”, ale o macy i wodzie spróbuje przeżyć. Wiadomo, że walczący o życie ma zupełnie inne motywacje, niż tłusty nowojorski kot, który klepie w klawiaturę komunały, bez najmniejszej znajomości spraw dotyczących Polski. Finansowego biznesu naie ma na tym w ogóle, ale podtrzymuje się biznes ideologiczny. Poza wszystkim jest jeszcze jedna ważna i pozytywna informacja. Otóż z chwilą, gdy Soros oficjalnie wyłożył kasę, można oficjalnie, bez narażania się na spiski, drzeć łacha z biuletynu i zatrudnionych tam pracowników na kubku węgierskiego Żyda.

Matka Kurka/kontrowersje.net