Zacznę nieskromnie i uznam się za człowieka, który w prawie porusza się na poziomie półprofesjonalnym. Jest to dziwaczny status, bo albo coś się robi zawodowo, albo się nie ma pojęcia, ale w tym przypadku to nie takie proste. Przypomnę jedną z podstawowych reguł – nieznajomość prawa nie jest okolicznością łagodzącą, tylko obciążającą. Zatem wszyscy powinniśmy prawo znać i żaden obywatel nie może się w sądzie bronić brakiem znajomości prawa. Z racji osobistych doświadczeń prawo poznałem zawodowo, nie miałem innego wyjścia. W sądach zawsze występuję sam, bez pełnomocnika i to nie ma nic wspólnego z zabawą, trzeba wiedzieć jak się poruszać na sali sądowej i poza nią, żeby przetrwać.

Dokładnie to miałem na myśli pisząc o połowie profesjonalizmu i nie przedstawiłem się w ten sposób dla osobistej satysfakcji czy próżności, ale z zupełnie innego powodu. Przez trzy dni śledziłem obrady Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka. Rozumiejąc przepisy prawa na znacznie wyższym poziomie niż przeciętny obywatel, nie dostrzegłem w poprawkach PiS absolutnie żadnego przepisu, który istotnie naruszałby treść zasadniczą ustaw prezydenta Andrzeja Dudy. Nie twierdzę jednocześnie, że PiS jakichś piętrowych sztuczek i furtek do ustaw nie wprowadził, podkreślam tylko i aż własną ocenę. Skoro więc obywatel Wielgucki, który musiał opanować prawo teoretycznie i praktycznie, nie dostrzegł w pracach komisji rewolucji, to co z tego zrozumie rzeczony Kowalski?

Zupełnie nic nie zrozumie zwłaszcza, że sobie tym głowy nie zaprzątał. Obrady komisji cieszą się mniej więcej taką popularnością, jak powtórki „Pegaza” o 4.00 nad ranem. Poza obywatelem Wielguckim ogląda to kilka tysięcy innych pasjonatów i bezpośrednio zainteresowanych. Koniec. Kolejna istotna okoliczność. Nie ma takiej możliwości, żeby miliony Kowalskich zagonionych pracą, obowiązkami i swoimi pomysłami na życie, zechciało studiować poprawkę do art. 17 § 1 pkt. 3, która nadaje przepisowi nowe brzmienie. Przeciętny wyborca podobnego trudu nie będzie sobie zadawał, zresztą gdyby nawet chciał, to wcześniej musiałby poświęcić minimum kilka tygodni na opanowanie podstaw języka prawa i legislacji. Co z tego wszystkiego wynika i dlaczego to w moim mniemaniu takie ważne?

Jeden generalny wniosek jest taki, że Polka i Polak rozumie z tego wszystkiego wyłącznie tyle, ile są w stanie zrozumieć. Prezydent zawetował ustawy i napisał własne, potem cztery razy spotkał się Jarosławem Kaczyńskim i ostatecznie zawarto porozumienie, co do samych ustaw i kluczowych poprawek. Przez trzy dni coś tam w sejmie poprawiali, jakieś literki, punkty, paragrafy, ale nie zmienili tak, że zamiast prezydenta Ziobro będzie wybierał sędziów czy zamiast 3/5 posłów, będzie głosował tylko PiS. Podstawowe informacje do ludzi dotrą mniej więcej w takiej postaci: 9 sędziów do KRS wybiera PiS, 6 opozycja. Sędziowie z Sądu Najwyższego idą na emeryturę, ale jak któryś złoży wniosek o przedłużenie roboty, to prezydent może go zostawić na stołku.

Teraz wystarczy sobie wyobrazić minę obywatela, który wieczorem sobie wcina kolację i nagle słyszy, że prezydent Andrzej Duda zawetował własne ustawy, po własnych poprawkach, bo coś mu się odwidziało. Nie ma takiej możliwości, żeby niuanse prawne przełożyć na język „prostego człowieka” i nikt nie będzie wnikał, który przecinek pod paragrafem się zmienił. Prosta rzecz pójdzie do ludzi, napisał, poprawił i zawetował? O co w takim razie temu Dudzie chodzi? Opisany stan rzeczy w sejmie i senacie się nie zmieni, PiS nie upadnie na głowę i nie wróci do swoich pierwotnych ustaw, ale na 100% przegłosuje poprawki komisji, ewentualnie dojdzie jakaś nudna kosmetyka.

Oznacza to tyle, że ewentualne weta prezydenta Dudy będą dla wyborców czymś kompletnie niezrozumiałym, tak po ludzku i co za tym idzie politycznie. O ile za pierwszym razem Duda wetując ustawy osiągnął swój najważniejszy cel i pokazał, że potrafi się postawić PiS i podejmować samodzielne decyzje, o tyle teraz wetem po prostu by się ośmieszył. Niestety nie oznacza to, że wet nie będzie. Dopiero się przekonamy czy Andrzej Duda jest przeciętnym politykiem, co już udowodnił, czy jest drugim Ryszardem Petru.

Piotr Wielgucki (Matka Kurka)