W zeszłym tygodniu Jarosław Kaczyński znów rozbił bank, ale tym razem nie czytaniem „Atlasu kotów”, ale znacznie poważniejszą i wielowątkową akcją. Mamy nowego premiera, prawdopodobnie dziś będziemy mieli nowy, chociaż prawie stary rząd, no i za chwilę wejdą w życie ustawy sądowe. O tych wszystkich wydarzeniach powiedziano i napisano już tyle, że dokładanie kolejnej cegiełki mogłoby zawalić i tak kruchą ludzką wytrzymałość. Dam odsapnąć sobie i Czytelnikom pominięciem kolejnej piętrowej analizy politycznej, zwłaszcza, że teraz to zgadywanie i dopiero życie pokaże, o co w tym wszystkim chodzi.

Polacy, szczególnie po prawej, ciężko się odnajdują w nowej rzeczywistości politycznej, ale chyba najgorzej idzie Donaldowi Tuskowi. W piątek zjawił się w Polsce i od razu trafił do TVN, gdzie akurat z tragarzami przechodził wywiad Kolendy-Zaleskiej. Tak sobie myślę, że to miała być powtórka z „Ciamajdanu”, kiedy to Tusk nawiedził wschodniego sąsiada Niemiec i zaczął bredzić o „polskich grudniach”. Było prawie pewne, że PiS przegłosuje ustawy sądownicze, którymi Tusk jest żywo zainteresowany i tak też się stało. Dlatego mam odwagę podejrzewać, że wizyta Tuska to nie przypadek, ale planowana mobilizacja w obronie „wolnych sądów” i jednoczesne podkreślenie, że „cywilizowana Europa” nie akceptuje polskiego „reżimu”.

Donald Tusk w wywiadzie z gwiazdą TVN w ogóle tego nie ukrywał. Mówił otwartym tekstem, że Polska zmierza w kierunku Rosji i Turcji, a trzęsącym się głosem zakomunikował, że się PiS nie boi. Takich bełkotliwych występów byłego szefa PO słyszeliśmy tysiące, one zawsze oparte są na tych samych sztuczkach – sprowokować Kaczyńskiego, sprowokować przeciwników do ostrych reakcji. Nie udało się, pies z kulawą nogą nie pochylił się nad strachami Tuska. Ile razy można się zajmować kretyńskimi wypowiedziami o Kaczyńskim i Macierewiczu, którzy realizują scenariusz Putina, gdy kretynizmy te wypowiada „nasz człowiek w Warszawie”, jak Tuska nazwał obecny I sekretarz Rosji Radzieckiej.

Z racji zawodowych obowiązków musiałem przez tę tragifarsę przejść i wysłuchać do końca, co z kłamliwych ust Donalda słyszałem X razy. W dodatku trzeba to było jakoś pogodzić w czasie i przestrzeni, bo o tej samej porze szły Wiadomości TVP i inna komedia pod tytułem: „Ojciec Nasz Mateusz”. Udało się i dzięki temu mogę napisać, że Tusk przepadł z kretesem, widziałem jego upadek na żywo i żadna późniejsza próba nadania znaczenia jego bredniom nie przyniosła skutku. Nikt nie mówi o tym, czym niemiecki kamerdyner jest „zaniepokojony”, jakie przedstawił obawy, którymi w kontekście Polski żyje Unia Europejska. Zero odzewu, a przecież zaledwie 3 tygodnie temu o wpisie Tuska na jednym z portali mówili prawie wszyscy. Fatalny czas i niezbyt szczęśliwe miejsce wybrał „prezydent Europy”. Kaczyński znów zagospodarował całą przestrzeń publiczną i plany Tuska wzięły w łeb.

Na otarcie łez został Donaldowi „profesor”. Nie udało się wskrzesić iskry rewolucyjnej, nie udało się wywołać kolejnej sztucznej atmosfery grozy, no to trudno się dziwić, że zawiedziona Kolenda-Zaleska palnęła na koniec wywiadu gafę. Dziennikarka TVN pożegnała swojego gościa słowami, które stały się kopalnią memów i komentarzy w Internecie:

Profesor Donald Tusk był dzisiaj państwa gościem.

Doskonałe podsumowanie obustronnej paniki, Tuska i mediów przedstawiających go przez całe lata jako zbawcę narodu. Zadziałała jednocześnie pomyłka freudowska i nachalne, bezpardonowe, wciskanie gawiedzi autorytetów. Wiadomym jest, nie od dziś, że TVN i goście TVN to wyłącznie: eksperci, autorytety, profesorowie. Siłą rozpędu zwykły kelner załapał się na zaszczyty, żeby pospólstwu podkreślić, jakie wielkie tragedie z demokracją się w Polsce dzieją. Miało być dramatycznie wyszedł mem, który pokazuje, że ostatnia nadzieja III RP staje się groteską.