Chłopcy i dziewczęta znudzeni beznadziejnością opozycji zajęli się sobą i to z miejsca zaczęło przynosić „efekty”. Gdy wzajemnie wycina się Morawiecki z Ziobro, Macierewicz z Dudą, Gliński z Brudzińskim, a za szare eminencje robią Gowin i Bielan, to najgłupsza na świecie opozycja staje się mądrzejsza o głupotę swoich przeciwników. Konflikty wewnętrzne w PiS są ewidentne i przenoszą złe emocje na cały prawicowy elektorat, przy tym paraliżują najważniejsze dla Polski decyzje - pisze dla portau Fronda.pl Piotr Wielgucki.

 

Komentatorów politycznych można podzielić na wiele grup, przyjmując rozmaite kryteria, ale tym razem chcę dokonać wyłącznie jednego podziału. Od kilku tygodni trwa intensywne analizowanie kondycji politycznej PiS i robią to dwa gatunki analityków. Jedni jak zwykle chcą wywołać sztuczne zamieszanie i grają na osłabienie PiS, drudzy są autentycznie zaniepokojeni tym, co PiS wyprawia, a jest tego sporo. Nieskromnie umieszczam się w tej drugiej grupie, chociaż zdaję sobie sprawę, że istnieje jeszcze trzecia, moim zdaniem najbardziej groźna, i ta grupa głośno krzyczy, że nic się nie dzieje, bo wszystko jest w porządku.

Z trzech diagnoz zdecydowanie wybieram tę środkową, dzieje się w PiS wiele niedobrego i widać to gołym okiem. Furorę robi w tej chwili słowo „zadyszka”, ale to nie jest żadna zadyszka, to jest stara jak świat prywata i wojenki frakcyjne, które doprowadzają nie tylko do rozbijania obozu partyjnego, ale obozu politycznego. Naprawdę trzeba być ślepym albo działać na szkodę „dobrej zmiany”, żeby nie widzieć problemu zarówno w szeregach PiS, jak i w elektoracie prawicowym, coraz bardziej pogubionym i ustawionym w kontrze do poszczególnych grupek politycznych i poszczególnych polityków. Najbardziej wyraźny jest podział na zwolenników i przeciwników Andrzeja Dudy, co ma swoje naturalne przyczyny. Wszystko można powiedzieć o obecnym prezydencie poza jednym, że jest pewnym i stabilnym wzmocnieniem dla rządu PiS.

Taki stan rzeczy miał miejsce do lipca 2017 roku, kiedy doszło do formalnego i publicznego oddzielenia obozu prezydenckiego od obozu władzy. Miałoby to swój sens i polityczne zastosowanie, gdyby było akcją przeprowadzoną pod pełną kontrolą, ale taka ocena sytuacji jest oczywiście śmieszna, co jednak nie przeszkadzało wielu komentatorom forsować ją przez długie miesiące. Dziś nawet tamci ośmieszeni komentatorzy widzą, że nie ma żadnej „ustawki’ pomiędzy Jarosławem Kaczyńskim i Andrzejem Dudą, ale jest to konflikt wewnątrz PiS i to jeden z wielu. Dla nikogo kto uważnie śledzi polskie życie polityczne nie jest tajemnicą, że Marek Suski mówi to, co myśli Jarosław Kaczyński, no i po raz pierwszy usłyszeliśmy, że Andrzej Duda po zawetowaniu ustawy degradacyjnej nie jest już kandydatem Kaczyńskiego na prezydenta drugiej kadencji. Po kilku dniach przekaz ten został nieco skorygowany na: "Będzie prezydent musiał się ciężko napracować, by odzyskać mój głos", ale w języku polityki oznacza prawie to samo.

Nieustannie słyszę, że to przecież normalne, „szorstka przyjaźń” i tak dalej, nikt nie jest mi jednak w stanie wytłumaczyć dlaczego do lipca 2017 roku podobnej „normalności” nie doświadczaliśmy. Nie, nic tu nie jest normalne, o ile mówimy o zjednoczonym obozie prawicy, natomiast normalne jest to, że ludzie mają swoje słabości, grzeszą i często im się nudzi. Taki stan rzeczy obserwuję w PiS, chłopcy i dziewczęta znudzeni beznadziejnością opozycji zajęli się sobą i to z miejsca zaczęło przynosić „efekty”. Gdy wzajemnie wycina się Morawiecki z Ziobro, Macierewicz z Dudą, Gliński z Brudzińskim, a za szare eminencje robią Gowin i Bielan, to najgłupsza na świecie opozycja staje się mądrzejsza o głupotę swoich przeciwników. Konflikty wewnętrzne w PiS są ewidentne i przenoszą złe emocje na cały prawicowy elektorat, przy tym paraliżują najważniejsze dla Polski decyzje, dość wspomnieć zmieszanie wokół ustawy o IPN.

PiS zaczyna przegrywać z PiS, czyli wypełnia się klątwa, która działa od 2007 roku. Na tym etapie nie można jeszcze mówić o przesądzonej porażce, tak źle nie jest, ale na pewno PiS przegrywa poszczególne akcje, traci gole i jest bliski przegrania pierwszej połowy. Tak się dzieje zawsze, gdy się strzela do własnej bramki, czego kibice nie są w stanie zrozumieć i podejrzewają najgorsze: zdradę, przekupstwo, grę przeciw trenerowi i bez szacunku dla orzełka. Z tym problemem PiS będzie sobie musiał poradzić, a udawanie, że problemu nie ma przesądzi o porażce i to w wymiarze katastrofalnym. Z Andrzejem Dudą będzie ciężko do końca kadencji, ale pozostałe konflikty i wojenki należy jak najszybciej wyciszyć i zająć się opozycją. Gdy PiS zajmował się opozycją, wszyscy prócz opozycji byli szczęśliwi, teraz jest dokładnie odwrotnie. Życzę oprzytomnienia i to gwałtownego!

Matka Kurka (Piotr Wielgucki)