Partiami wchodzącymi w skład totalnej opozycji gardzą nie tylko polityczni oponenci, ale najwięksi krytycy PiS i Kaczyńskiego i to tacy, którzy rozum na krytyce postradali. Kto na przykład? A na przykład przebrany za dziennikarza Tomasz Lis i przebrany za intelektualistę Zbigniew Hołdys. Obaj przebierańcy skomentowali najnowszy sondaż preferencji wyborczych. Celowo nie podaję ani wyników sondażu, ani nazwy pracowni badawczej, bo niezmiennie stoję na stanowisku, że tych wygłupów udających statystykę nie warto traktować poważnie.

W każdym razie Lis i Hołdys wymienili opinie na Twitterze, ten pierwszy napisał, że fatalny wynik opozycji jest powodem do optymizmu, ponieważ w następnym badaniu opozycja zjedzie na dno i będzie miała się od czego odbić. Z tą błyskotliwą myślą nie zgodził się Hołdys i brutalnie sprowadził Lisa na ziemię stwierdzając, że przy 10% opozycyjni politycy uciekną do innych partii. Z tego krótkiego dialogu bije nie tylko przygnębienie i osławiona „frustracja”, ale przede wszystkim z siłą wodospadu wylewa się pogarda. Po tamtej, ciemnej, stronie nie ma nadziei i cienia szacunku dla drużyny, której się do niedawna fanatycznie kibicowało. Dla partii politycznej pogarda ze strony politycznego zaplecza jest największym nieszczęściem, jakie może się przydarzyć i niemal na pewno oznacza początek końca.

Pierwszym symptomem politycznej agonii opozycji jest spadek notowań w czasie, gdy partia rządząca przeprowadza niemalże rewolucje i naraża się na opór społeczny. Każda nowa władza wie, że to co najtrudniejsze trzeba przeprowadzić natychmiast, żeby był czas na rozdanie kiełbasy wyborczej, wymazującej z pamięci suwerena nieprzyjemne obrazy. Taki podział politycznego projektu powoduje, że przed wyborami wyborcy żyją przyjemnościami i zapowiedziami kolejnej manny spadającej z nieba. Oczywiście zawsze istnieje ryzyko, że coś pójdzie nie tak i głosujący nie dadzą się skusić na powtórkę z rozrywki, dlatego etap reform jest wielką szansą opozycji, aby skontrować władzę i przejąć inicjatywę. Biorąc pod uwagę, że PiS nie idzie spokojnym krokiem, ale jedzie walcem i to na najwyższym biegu, w tej chwili PO i Nowoczesna powinny deptać PiS po piętach, jeśli nie oddzielnie, to przynajmniej wspólnie.

Tymczasem mamy do czynienia z procesem odwrotnym, PiS idzie w góra, konkurencja leci na łeb i szyję, chociaż na przykład reforma sądownictwa w wykonaniu rządu wcale nie budzi powszechnego zachwytu. W nastrojach społecznych mamy przewagę niezadowolonych z projektów ustaw sądowniczych, co zawsze daje przewagę opozycji, ponieważ ta za nic nie odpowiada i może się skupić na wytykaniu błędów władzy. No i Schetyna z Petru próbują punktować rząd, ale robią to w taki sposób, że mobilizują i poszerzają elektorat władzy, a doprowadzają do czarnej rozpaczy własnych wyborców. Dzieje się tak z bardzo prostego powodu. Lis, jak zwykle, się myli. Opozycja nie sięga dna, od którego ma się odbić, ale stoi po pas w bagnie. Wiadomo co się dzieje, gdy stojący w bagnie wierzga nogami i rękami na oślep – delikwent zaczyna tonąć.

Dokładnie tak się dzieje z opozycją. Oni nie rozumieją, że ich jedyną szansą na uwiarygodnienie się w oczach Polaków jest wyjście z bagna, a nie bezmyślne krytykowanie politycznej konkurencji, z pozycji umoczonego i to już nawet nie po pas, ale po szyję. Na szczęście dla Polski nie istnieje recepta, która pozwoliłaby PO i Nowoczesnej odzyskać zaufanie Polaków. Gdyby jakimś cudem wydostali się z błota, to natychmiast zginą z głodu, bo ich naturalnym środowiskiem jest żerowanie w mętnej wodzie. PO i Nowoczesna nie są w stanie przetrwać w normalnym warunkach uczciwej rywalizacji, ich całe polityczne życie to właśnie bagno. Cała sztuka polegała na tym, żeby się nie zanurzyć dalej niż po kostki, najwyżej po kolana. Dodatkowo na brzegu stały ekipy gotowe z bagna wyciągnąć, jakby temu czy tamtemu przytyło się za bardzo i zaczął schodzić niżej.

W tej chwili ekipy ratunkowe są przeganiane, kadry wymieniane i przede wszystkim zadania na nowo zdefiniowane. Z bagna pozostawionego przez PO i przefarbowaną Nowoczesną, wyciągani są Polacy. Opozycja pozostawiona samej sobie, coraz bardziej nerwowo przebiera nogami, stąd te wszystkie desperackie próby wołania na pomoc ulicy i zagranicy. O ile zagranica ma interes, żeby w Polsce utrzymać bagno, o tyle Polacy zatykają uszy i nie chcą patrzeć w stronę topielców.

Wszystko to razem wzięte sprawia, że agonia opozycji jest nieuchronna. Ostatnią tajemnicą pozostaje tempo opadania na dno bagna, skąd jeszcze nikt się nigdy nie odbił. I to jest ta jedna jedyna rzecz, na którą mają wpływ. Wyłącznie od PO i Nowoczesnej zależy, jak długo będą tonąć, ale znając życie i „opozycję” proces przebiegnie sprawnie. Jeśli pierwszą reakcją na kolejne potwierdzenie, że ulica i zagranica to strategia porażki, jest jeszcze głośniejsze wołanie ulicy i zagranicy, to bagno pochłonie towarzystwo nim zwrócą wzrok w stronę Merkel i Timmermansa, a krzyknąć nie zdążą.

Matka Kurka (Piotr Wielgucki)