Czuję się w potrójnie dziwnie. Pierwszy raz obejrzałem program TV Trwam od deski do deski. Pierwszy raz… i tutaj nie chce przesadzić, ale chyba od 2010 roku nie widziałem tak przygnębionego Jarosława Kaczyńskiego. Pierwszy raz zwracam się publicznie do Prezesa PiS, jak kolega, a raczej przyjaciel do przyjaciela, chociaż wiem, że On przykłada wielką wagę i do wychowania i do konwenansów. Trudno, zaryzykuję formułę koleżeńską, bo ta daje otwarte pole do szczerej rozmowy.

Jarosławie Drogi, żadnemu człowiekowi, a człowiek znaczy rozum i wrażliwość, nie udałoby się założyć maski po takim ciosie, który wyprowadził nie żołnierz, tylko jeden z generałów wspólnej armii. Było widać i słychać w każdy Twoim zdaniu, że ten cios jeszcze szumi w uszach i rwie w kościach, tak jest zawsze, gdy się spodziewamy wszystkiego, tylko nie najgorszego. Widać było coś jeszcze, mianowicie brak pewności czy to incydent, czy też początek serii. Wszystko jest zrozumiałe i mam dokładnie tak samo, ale z racji większego dystansu do spraw politycznych i takiej samej bliskości do spraw polskich, otrzepałem się z głębokiego rozczarowania, żeby nie tkwić na mieliźnie w czasie najważniejszego rejsu.

Szło jak po sznurku, wygłupów ulicznych i zagranicznych nie liczę, bo nie ma z czym się liczyć. Wierzący mocno obraziliby Boga, niewierzący los, gdyby narzekali, że do poniedziałku sytuacja polityczna była trudna. Była idealna, niewielka, ale jednak samodzielna większość parlamentarna, zdecydowana większość w senacie, przyjazny Prezydent, wyczyszczony Trybunał Konstytucyjny. Ponadto toporna zmiana medialna, muszę to napisać, by się trzymać koleżeńskiej konwencji, niemniej dająca jakieś zręby równowagi. Geopolitycznie też nie ma podstaw do marudzenia. Unia Europejska pod batutą Merkel fałszuje coraz mocniej i Polacy przy tej kociej muzyce nie stają, jak dawniej, na baczność, coraz częściej słychać śmiech po nowych „groźbach”. Wizyta i Trumpa, i układy z USA są na właściwym poziomie i, wbrew również moim przypuszczeniom, na razie nie widać sztamy z Putinem. Sondażami poważni ludzie się nie powinni przejmować, ale przecież macie w PiS wewnętrzne badania i wiecie, że poziom poparcia nie spadł, pomimo kolejnej tragifarsy na ulicach. Gospodarczo jest lepiej niż się ktokolwiek spodziewał i, pomimo mojej irytacji wywołanej kreacjami, wizjami i bajkowymi opowieściami Morawieckiego, ogólny bilans mamy wysoko nad kreską. W końcu na nieszczęsną reformę sądownictwa wyłącznie przez pryzmat porażki patrzeć nie wolno. Ustawa o sądach powszechnych przeszła w takiej formie, że dwa lata temu nie byłbym w stanie uwierzyć w projekt idący tak daleko i tak odważnie.

Cała powyższa lista nie opisuje traktora z trzema sprawnymi kołami, ale walec, który złapał gumę. Najmocniej przepraszam za tę idiotyczną metaforę, ale to już wstęp do sedna sprawy. Uśmiechnij się, Jarek! Znam ból pedanta, znam nieprzespane noce, potrafię nagrzeszyć strasznie i psioczyć na jedną wadę, pośród tysiące zalet, ale obaj wiemy, że tak się nie da.

Zawsze z górki nie będzie, a przecież weta Prezydenta nie są górą syzyfową, bez względu na to, co się w głowie tej zbłąkanej duszyczki teraz rodzi. Jarku, sam powtarzasz, że Polacy są mądrzy i wiele rzeczy rozumieją bez zbędnych słów i tak właśnie jest. Nikt z rozumnych Polaków nie będzie miał pretensji, jeśli się nie uda w tej kadencji zrobić takiej reformy sądownictwa i paru innych ważnych zmian, o jakich marzyliśmy. Polacy nie mają żalu, że nie dzieją się rzeczy niemożliwe, Polacy mają żal, że rzeczy w zasięgu ręki leżą odłogiem. Jeśli Prezydent wymyśli ustawy nie do przyjęcia, zwyczajnie należy przesunąć plany w czasie, z piasku bicza nie ukręcisz. Jeśli sytuacja powtórzy się z repolonizacją mediów, też się wieszać nie będziemy, te czyny pójdą na zupełnie inne konto i będą rozliczone przez wyborców.

Teraz najważniejszym zadaniem jest utrzymać koalicję w całości, w rządzie i w parlamencie robić, co się da, czego się nie da zrobić odkładać na najbliższy czas. Za rok wybory samorządowe, wygrana będzie dla wroga wcale niemniejszym ciosem niż oczyszczenie Sądu Najwyższego, to samo dotyczy wyborów parlamentarnych. O wybory prezydenckie w ogóle nie ma powodu się martwić, to zmartwienie wyłącznie Andrzeja Dudy, bo każdy kandydat wyznaczony przez PiS ma pewne 30% w I turze i walkę o wszystko w II, dokładnie tyle samo, co w 2015 miał kandydat Duda. Żal po utraconej szansie na historyczny cios jest, normalne, nie ma się czemu dziwić, ale przecież wiadomą jest rzeczą, że wszystkie zmiany po przegranych wyborach w 2019 roku poszłyby jedną aklamacją do kosza i żadna komisja wenecka, by się nie zająknęła.

Kto wie, może to jakiś znak z niebios, który krzyczy: „Jarek, najważniejsza jest druga kadencja i potrójnie wygrane wybory, a reforma sądownictwa pójdzie za jednym zamachem!”. Alleluja i do przodu! 

  • Matka Kurka (Piotr Wielgucki)