Od dnia dzisiejszego na portalu Fronda.pl regularnie ukazywać się będą felietony Piotra Wielguckiego (Matki Kurki), który został naszym stałym felietonistą. Zapraszamy zatem do niewątpliwie ciekawej lektury!

***

Andrzej Duda - pasterz, który zostawił swoje owieczki i negocjuje z wilkami

Uderzony pies pamięta cios do końca życia, dziecko choćby na chwilę odtrącone przez matkę na zawsze zapamięta ten ból. Politycy nie znoszą podobnych sentymentów i bardzo często z nich kpią, ale oszukany elektorat zachowuje się niemal identycznie, jak zbity pies i odtrącone dziecko.

We wszystkich kampaniach politycznych emocje są na pierwszym planie. W 2015 roku za Andrzejem Dudą ludzie szaleli, organizowali spontaniczne akcje, wywieszali plakaty na płotach i przede wszystkim bezgranicznie mu ufali. Miał Prezydent wizerunek człowieka z zasadami, żarliwego katolika, skromnego, pokornego, a przy tym razem z Małżonką wyglądali jak milion dolarów. Szczególnie wyborcy PiS darzyli Andrzeja Dudę wielkim szacunkiem, chwilami uwielbieniem.

Takie słowa jak „Nasz Prezydent”, „Drugi po Lechu Kaczyńskim, prawdziwy Prezydent Polski” nie były niczym wyjątkowym, ale powszechnym. Czegoś takiego udawać się nie da, emocje i reakcje z tej półki są albo naturalne, albo kończą się demaskowaniem obłudy. Do poniedziałku 23 lipca 2017 roku, Prezydent utrzymywał swój największy kapitał – ludzki podziw i zaufanie. Wprawdzie wcześniej pojawił się spory zgrzyt, gdy ze strony Pałacu Prezydenckiego padło ultimatum 3/5 głosów przy wyborze sędziów KRS, ale szybko zostało to uporządkowane, ustawy przegłosowano i Prezydent miał postawić złotą kropkę nad „i”. Stało się zupełnie inaczej i warto podkreślić, że takiej decyzji Prezydenta nie spodziewał się absolutnie nikt.

Po lewej i po prawej stronie panowało zgodne przekonanie, że co najwyżej jedna z ustaw, konkretnie ustawa o SN, zostanie skierowana do TK, a reszta będzie podpisana. Andrzej Duda zaskoczył wszystkich swoich skrajnych zwolenników i skrajnych przeciwników i u jednych, i drugich wywołał emocje. Zacznę od przeciwników, którzy nagle sobie przypomnieli, jak na imię ma Prezydent Duda. Ich reakcja jest charakterystyczna dla ich proweniencji. Pierwsze co zrobili, to huknęli w stronę Pałacu… „Brawo Adri… Andrzej!”. Potem padły inne okrzyki: „Trzecią wetuj, nie kokietuj”. Tak oto Prezydent pozyskał nowych „sympatyków”, którzy żadnego plakatu na swojej posesji nie powieszą, poza plakatem „Bolka” Wałęsy czy Donalda Tuska. Dotychczasowych zwolenników Andrzej Duda pozostawił z miną zbitego psa i odtrąconego dziecka, a jedyne co rzucił na odczepnego, to słowa do „zwykłego Polaka” napisane na Twitterze: „Wiem co robię, zaufaj, jeśli mogę prosić”.

Nie Panie Prezydencie, Pan nie ma pojęcia co Pan zrobił i co Pan robi. Wziął Pan na siebie pełną odpowiedzialność za blokadę oczyszczenia największej patologii w Polsce. Zrobił Pan to pod wpływem presji krajowej i zewnętrznej, nie bez znaczenia było urażone ego. Zostawił Pan swoje owieczki, żeby dać satysfakcję stadu baranów, wydzierającemu się przed Pana oknami i wilkom, z którymi Pan rozpoczął negocjacje. Prosić o zaufanie tuż po tym, gdy się to zaufanie zawiodło, to arogancja, w najlepszym razie głęboko posunięta naiwność. Obie wersje są dla polityka dyskwalifikujące.

Poczucie zawodu, żalu i utrata zaufania to nie drobnostki, które się pojawiają przy kłótni małżeńskiej jaką tapetę na ścianie położyć. Mamy tutaj zupełnie inną analogię. Ktoś kogoś zobaczył w pościeli z obcą osobą i usłyszał „Zaufaj mi jeśli mogę prosić, wiem co robię”. W większości przypadków odpowiedzią na takie „wyjaśnienia” są zatrzaśnięte drzwi. Nikt nie jest w stanie w tej chwili powiedzieć ile zatrzaśniętych drzwi przed Andrzejem Dudą się pojawiło, ale trzaski słychać zewsząd. Marzenie o poszerzaniu elektoratu o mityczne centrum, kosztem elektoratu najwierniejszego, to polityczny żłobek.

W przyrodzie nie występują takie zjawiska, są one wytworem wyłącznie zmanierowanych analiz publicystycznych i jeszcze bardziej zmanierowanych publicystów. Coś pękło, coś się skończyło i jak to w żuciu prawie wszystko da się naprawić, ale pytanie jak to będzie wyglądało? Sam byłem zbłąkaną owieczką, dlatego nikomu prawa do spowiedzi, pokuty i naprawienia krzywd odmawiać nie będę. Nie słyszałem jednak żadnej spowiedzi, nie widzę żadnej pokuty, a krzywda została wyrządzona wielka. Kłamstwem się brzydzę i to nie pozwala mi napisać, że ufam Andrzejowi Dudzie, nie ufam, straciłem zaufanie.

Życzę natomiast z całego serca, żeby Prezydentowi Andrzejowi Dudzie udało się odzyskać zaufanie i naprawić wyrządzoną krzywdę, przede wszystkim Polsce, ale też własnym wyborcom. Życzę, ale też nie mam wielu podstaw, by wierzyć, że te życzenia się spełnią. Dostałem od mojego Prezydenta kijem po grzbiecie, ogona nie podkulam, nie skamlę i nie boję się kolejnych ciosów, nie gryzę też i nie warczę, to zostawiam nowym „sympatykom” Pana Prezydenta. Chcę tylko powiedzieć, że nie jestem psem, ani dzieckiem i w taki sposób traktować się nie pozwolę. Po tym, co się wydarzyło, to nie ja i miliony Polaków muszą samych siebie przekonywać, że warto dalej  popierać Prezydenta Andrzeja Dudę.

Takie przekonywanie musi się pojawić ze strony Prezydenta i to nie w postaci pustych deklaracji, ale w postaci szlachetnych czynów, które zniwelują katastrofalne błędy. Nic innego zaufania i wiary w szczere intencje Prezydenta nie jest w stanie we mnie przywrócić i jestem pewien, że wielu Polaków czuje dokładnie to samo, bo słucham i czytam, co mają do powiedzenia. 

Matka Kurka (Piotr Wielgucki)