Tysiące razy w tysiącu wypowiedzi i publikacji mówiło się o rozmaitych końcach, a o końcu Lecha „Bolesława” Wałęsy to już mówiło się nieustannie. Nic z tych końców nie wychodziło, ponieważ to tak nie działa. Fakty i prawda niewiele znaczą, wszystko da się obrócić, nazwać „zoologiczną nienawiścią”, poczęstować oszołomami i tak było od początku lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku, teraz doszły nowe modne słowa: „hejter”, „mowa nienawiści”. O końcu Bolka i wszystkich innych można sobie mówić do woli i nic z tego końca nie wyjdzie dopóki nie zostanie podpisany wyrok medialny - pisze bloger Matka Kurka na portalu kontrowersje.net

Koniec musi ogłosić TVN lub GW i tak było w wielu niewygodnych przypadkach. Nie kto inny tylko GW wykończyło Mateusza K. niegdysiejszego obrońcę demokracji i konstytucji, który skończył jako pospolity oszust na ławie oskarżonych. Z nieco tajemniczych powodów Onet.pl wykończył Stryczka, byłego szefa „Szlachetnej paczki”, co pokazuje, że wykończyć można każdego, niekoniecznie prominentnego polityka, który przestał być pożyteczny. Nie podam wielu przykładów wykańczania gwiazd III RP, ponieważ to nie jest zjawisko powszechne, nie po to buduje się fałszywe legendy i okłada nimi przeciwników, żeby marnować taki potencjał. Niemniej przywołam jeszcze Szczypiorskiego, dla wielu pewnie anonimowa postać, ale u zarania III RP był to wieszcz, dopóki się nie okazało, że donosił esbecji z taką żarliwością i podłością, jakiej i Michnik nie był w stanie obronić.

Po drugiej stronie tego procesu są niezatapialni i wieczne święte krowy, których nijak nie da się ugryźć pomimo serii kompromitujących faktów. Flagowym przykładem jest mój pupil Owsiak, otulony takim parawanem medialnym, że może się pławić w bezprawności, ale i to się powoli kończy. Do Owsiaka poszło kilka ostrzeżeń, że pewnych granic jemu też nie wolno przekraczać. Zatem w relatywistycznym piekiełku III RP każdego można albo utopić, jeśli takie są bieżące potrzeby albo chronić do upadłego, no i przykład Lecha Bolesława Wałęsy należy uznać za „nie chcę, ale muszem”. „Bolek” łączy swoją groteskową osobą obie relatywistyczne techniki propagandowe. Całymi latami był nakryty pancernym parasolem medialnym, z wyjątkiem okresu, w którym odważył się startować w wyborach prezydenckich i pełnił tę funkcję w swoim „stylu”. Jednak i wtedy „salon” nie atakował Bolka agenturą, tej zmowy milczenia wśród esbeków i kapusiów nie łamano, to była święta zasada, w mniejszym stopniu obowiązująca do dziś.

 

Ostatnich 10 lat w wykonaniu „Bolka” nie da się nazwać inaczej niż degrengoladą, przełomem była książka Cenckiewicza i Gontarczyka, ale to właśnie wtedy nastąpił wściekły atak na autorów i prawdę, połączony z histeryczną obroną „Bolka”. Powód takiego zachowania był prosty, z kapusia SB zbudowano mitycznego bohatera, „drugiego po Papieżu” rozpoznawalnego w całym świecie Polaka. Każdy kto się odważył kapusia i przy okazji kompletnego imbecyla nazwać kapusiem i imbecylem, okładano „szkodzeniem Polsce” i niszczeniem polskiego fenomenu, jakim była „Solidarność”.

Krótko mówiąc, dopóki „Bolek” był pożyteczny, to nikt się w III RP nie przejmował, że to idiota i donosiciel. W kulminacyjnym momencie Tusk zrobił z niego mędrca Unii Europejskiej, była taka historia, o której pewnie mało kto dziś pamięta. Wszystko byłoby fajnie i trwałoby wiecznie, gdyby „Bolek” dał się zamknąć w jakichkolwiek racjonalnych ramach, co pozwoliłoby realizować cele III RP. Wiadomo, że dzieje się dokładnie odwrotnie, do czasu udawało się wybryki „Bolka” przykrywać medialnymi laurkami i wyciszeniami, ale przyszedł moment, w którym on stał się balastem. Wczorajszy dzień można uznać za oficjalną datę definitywnego końca „Bolka” i to nie ma potrzeby niczego udowadniać, wystarczy przypomnieć co się wydarzyło.

Wielki bohater III RP najpierw zebrał burę ze wszystkich stron, za swoje wystąpienie na konwencji POKO, potem chciał pokazać swoją siłę i przeniósł poparcie na Kukizo-ZSL, a ci, chociaż walczą o życie, „Bolka” pogonili. Nie ma i nie będzie bardziej dobitnego dowodu na ostateczny koniec „Bolka”, jego już nie ma, on nikomu nie jest potrzebny i będzie teraz odrzucany niczym polityczny, nomen omen, gorący kartofel. Czasy, w których „Wałęsie wolno więcej” skończyły na śmietniku historii i tam też śpiesznym krokiem zmierza „Bolek”.

Matka Kurka/kontrowersje.net