Oto idę, abym spełniał wolę Twoją (Hbr 10,9, zob. Ps 40,8n).

Boga nie interesują zewnętrzne ofiary, Jemu zależy na żywej więzi, pragnie, by człowiek Go pragnął, pragnie nas samych. Inaczej mówiąc, pragnie naszego serca. Cały dramat spotkania człowieka z Bogiem rozgrywa się na płaszczyźnie więzi opartej na ufności lub jej braku. Grzech pierworodny w swojej istocie polega na zwątpieniu w dobroć Boga, a przez to na zerwaniu więzi miłości z Nim. Dlatego powrót do Boga z istoty przechodzi przez konkretne ludzkie wy­bory, wybory przeciwne do wyboru, który do­prowadził do grzechu.

Oto idę, abym spełniał wolę Twoją – taka jest wola Syna Bożego, który stał się człowiekiem. Jest ona dokładnie przeciwna do chęci sprawdzenia, czy Boże przykazanie jest słuszne, czy rzeczywiście przekroczenie Bożego zakazu niesie w sobie zapowiedziane zło. Podobnie na pustyni szatan kusił Jezusa, by sprawdził, czy jest On rzeczywiście wybrany i umiłowany przez Boga. Na to odpowiedział Pan Jezus: Nie będziesz wystawiał na próbę Pana, Boga swego (Mt 4,7).

Nie byłoby żadnego problemu, gdyby człowiek nie otrzymał wolnej woli. Nie byłoby grzechu, nie byłoby w związku z tym żadnego odstępstwa od Boga itd. Ale wtedy człowiek byłby podobny do oswojonego zwierzątka domowego. Może bardzo miłego, żywego, potrzebującego nawet uczuć i darzącego uczuciami, jak to bywa z naszymi pupilami, ale nie można by wówczas mówić o więzi, którą nazywamy miłością. Bóg stworzył człowieka wolnym i pragnie, aby on jako wolny wrócił do Niego.

Trzeba sobie mocno uświadomić wielkość wolności, jaką nam Bóg dał. A dając ją, jak bardzo zawierzył człowiekowi, ofiarując mu tak dużo! Jest to wręcz przerażające! Jak można było np. zawierzyć całą sprawę królestwa Bożego Piotrowi, człowiekowi, który przecież zdradził – mimo usilnych deklaracji zaparł się swego Mistrza? Jeżeli dalej przyjrzymy się historii Kościoła, to zauważymy, jak wiele było w niej niechwalebnych działań! Ile zwykłej ludzkiej polityki, przekupstwa, symonii,… Nie warto nawet wymieniać. Przed końcem dwudziestego wieku Jan Paweł II w imieniu Kościoła publicznie wyznawał grzechy. Dzięki Bogu, że doszło do takiego publicznego wyznania win samego Kościoła, ale szkoda, że dopiero dzisiaj! Samo wyznanie win nie oznacza jednak, że nie grzeszymy stale i nie upadamy,wywołując zgorszenie. Szczególnie tragicznie wygląda to w kontekście „modlitwy arcykapłańskiej Pana Jezusa”. Przecież trzeba powiedzieć: nie posłuchaliśmy Pana i nie zrobiliśmy wszystkiego, byśmy byli jedno, by dawać świadectwo prawdzie, że Jezus rzeczywiście jest Synem Bożym i tylko w Nim jest zbawienie.

 

Dzisiejsze czytania liturgiczne: Iz 7, 10-14; Hbr 10, 4-10; Łk 1, 26-38

 

I mimo tego wszystkiego, o czym Pan Jezus wiedział, znał bowiem nas ludzi i nasze słabości, powierzył nam swój Kościół! A wiemy, że było to dobre. Dlaczego? Bo nie ma innej drogi do więzi miłości jak tylko przez szanowanie wolności drugiego człowieka. Niewątpliwie największym cudem jest współdziałaniu łaski i wolnej woli człowieka. Kiedyś filozofowie stawiali sprzeczne w sobie pytanie: Czy Bóg jest w stanie stworzyć kamień, którego nie dźwignie? Otóż wolna wola wydaje się w rzeczywistości takim „ka­mie­niem”. Czy Bóg, stwarzając wolną istotę, jest w stanie ją pociągnąć ku sobie, nakłonić do pełnej jedności z Nim, respektując w pełni jej wolność?! To pytanie jest trudniejsze i niesprzeczne w sobie, ale jest prawdziwym pytaniem, w którego cieniu żyjemy.

Dopiero po uświadomienie sobie tego problemu zaczynamy widzieć właściwy sens wydarzeń związanych z Wcieleniem Syna Bożego: Oto idę, abym spełniał wolę Twoją (Hbr 10,9, zob. Ps 40,8n). Bóg prowadzi nas do ponownej jedności ze sobą przez wolę wyboru Jego woli. Psalm zapowiada albo raczej odsłania prawdę o woli Syna. Natomiast Ewangelia mówi o woli Najświętszej Marii Panny. Wybór Syna jest dla nas bardziej tajemniczy, bo wyrasta z Jego relacji z Ojcem, która nie jest dla nas w pełni odkryta. Warto jednak przyjrzeć się decyzji Maryi wyrażonej w scenie zwiastowania.

Ważna jest tonacja zapowiedzi anioła: wypowiada on orędzie o Mesjaszu w najwyższym tonie „królewskiego mesjanizmu”. Jak zareaguje wobec takiej obietnicy kobieta, która ma zostać matką? Zwykle chyba byłby to zachwyt albofałszywa skromność. Natomiast Jej reakcja jest trzeźwa: Jakże się to stanie, skoro nie znam męża? (Łk 1,34). Po pierwsze Maria nie wierzy od razu i bezkrytycznie, ale wie, że nie ona jest w tym pytaniu najważniejsza, lecz sprawa. Nie widać u niej żadnego skoncentrowania na sobie, na swojej godności, ważności… Nie mówi: „Jak to, Ja?!”. Albo: „Ależ nie jestem godna!”.

Jej pytanie, wydaje się, ma jeszcze jeden ważny aspekt, Maria nie ufa takiej obietnicy, gdyż może ona pochodzić od Złego, za bardzo bowiem odpowiadakobiecemu pragnieniu Żydówki. Dlatego też później anioł, uznając jej wątpliwość, sam daje jej znak w postaci Elżbiety. Maria podejmuje ten znak niemal natychmiast.

Późniejsza historia ukazuje, jak to ścieżki Boże są zupełnie inne niż ścieżki ludzkie. „Złoty mesjanizm” w praktyce życia Marii, Józefa i Dziecka wyglądał raczej biednie. Wydarzenia wydawały się mu przeczyć: tułaczka, urodzenie Syna gdzieś w obcym terenie, w prymitywnej jaskini, potem ucieczka, ubóstwo…. Gdzie ten tron Dawida! Z Ewangelii wiemy, jakie były wyobrażenia na temat mesjasza. Dobrym przykładem jest matka Zebedeuszów ze swoją prośbą (zob. Mt 20,21).

Wola Boża jednak realizuje się w sposób paradoksalny, ale konsekwentny. Dzisiaj zaczynamy rozumieć, dlaczego tak się działo. Tylko ubogi jest prawdziwie dla wszystkich, a nie tylko dla wybranych i majętnych. Tylko cierpienie i śmierć dla sprawiedliwości lub za przyjaciół stanowią dla człowieka świadectwo prawdy. Tylko miłość do końca potrafi pociągnąć. Ale musi to być miłość konsekwentna i do końca realizowana.

Zauważmy, jak Bóg jest konsekwentny w respektowaniu wolności człowieka! Przyjście Jego Syna na świat wymagało zgody Marii. Jej „Tak” stało się początkiem nauki. Ona w życiu stopniowo wzrasta w dojrzałości i zrozumieniu tych wszystkich paradoksów, ale dlatego, że umiała je przyjąć, nie dając się zwieść ludzkim wyobrażeniom o „królewskim mesjanizmie”. Mesjanizm królewski prawdziwie się urzeczywistnił i to w stopniu nieporównanie większym, wręcz kosmicznym. Zaskakuje nas dojrzałość Marii, która potrafiła to zrozumieć. Podczas gdy wszyscy zwątpili, tylko Ona zdała egzamin z wiary, była jedyną, która uwierzyła i nie poszła w dniu zmartwychwstania do pustego grobu.

Dzisiaj Bóg nas stawia na drodze realizacji Jego planu zbawienia. I przed nami staje wybór i konsekwencja tego wyboru. Sprawa Jego królestwa spoczywa w naszych rękach. Maria jest dla nas wzorem i Przewodniczką. Jej „Niech mi się stanie”, które odmawiamy codziennie podczas modlitwy „Anioł Pański”, przypomina nam o tym, że jedynie zgoda i posłuszeństwo Jego woli pozwalają prawdziwie wejść w misterium pojednania człowieka z Bogiem i jemu służyć. Trzeba się na to zdecydować i konsekwentnie tego szukać.

Włodzimierz Zatorski OSB/ps-po.pl